Ale się porobiło! Dobrze, że mamy akurat najdłuższe dni roku, bo inaczej nie pomieściłyby natłoku wydarzeń. Rozrywka goni rozrywkę, spotkania rozkosznie towarzyskie się piętrzą, a do tego wszystkiego podróże kolejne odbywać trzeba. Bo jak się bilet kupiło, to pojechać trzeba, prawda? Nawet jak się planowało podróż w Przekornym Kajtkiem, a celem był Stambuł, tak? No właśnie… Ale! Zwykłe zorganizowane i nudne wycieczki nigdy mnie nie kręciły, a poza tym uznaliśmy, że telewizja na pewno kłamie. I wiecie co? Ona naprawdę kłamie!
I żeby nie było, wcale nie twierdzę, że na placu Taksim nic się nie dzieje. Że nie ma protestów, że armatki wodne i gaz łzawiący nie poszły ani razu w ruch. Ale powtarzające się nagłówki, że cały Stambuł wrze i że przez Turcję przechodzi rewolucja, były, delikatnie mówiąc, mocno przesadzone. Taktycznie postanowiliśmy ominąć problematyczny plac, bo w końcu trochę rodzicielskiej odpowiedzialności gdzieś głęboko we mnie drzemie. W efekcie nie widzieliśmy ani jednego demonstranta i ani jednego policjanta. Serio. A jednocześnie cały czas śledziłam nagłówki w polskich gazetach. Oj jakże mocno stały one w sprzeczności z tym, co widziałam na własne oczy! Czyli potwierdzone – media kłamią.
Bo w Stambule nie tylko uszczerbku na zdrowiu nie doznaliśmy, ale wręcz przeciwnie – wypoczęliśmy i unurzaliśmy się po pachy w cudownej, leniwo-chaotycznej atmosferze miasta. W czasie gdy my zachwycaliśmy się Stambułem, Stambuł zachwycał się nami. No może nie tyle nami, co jednym z nas. Bo Przekorny Kajtek, który wygląda już jak ludzik Michelin, zawojował Turków i Turczynki swoimi białymi fałdeczkami – kolejki by zrobić sobie z nią zdjęcie były dłuższe niż do misia na Krupówkach ;-) No i jeszcze ich uliczne jedzenie! Trawestując wiesza:
Ktokolwiek będziesz w tureckiej stronie
pod bosforskiej cieśniny brzegi podjechawszy
pomnij by minąć mostowe restauracje
i balik ekmek zjeść od ulicznego sprzedawcy!
:-)
No.
Ale wróciliśmy, a na wspomnieniach człowiek długo nie pociągnie. Jednak trzeba jeść. A co jeść? Wiadomo – szparagi – to już ich ostatnie chwile na straganach.
Podsmażamy dymkę i czosnek na niewielkiej ilości oliwy.
Dorzucamy umyte, pozbawione zdrewniałych końcówek i pokrojone na mniejsze kawałki szparagi. Smażymy kilka minut.
Skrapiamy je cytryną, solimy i pieprzymy.
Dorzucamy pół pęczka pietruszki, a następnie robimy łyżką zagłębienia w szparagowej siekance. W zagłębienia wbijamy jajka. Każde jajko trzeba jeszcze ciut dosolić z wierzchu.
Przykrywamy garnek i trzymamy wszystko na ogniu do czasu gdy jajka zetną się w pożądanym stopniu. Podsypujemy resztą pietruszki i wcinamy ze smakiem. Pycha!