Zawsze ze zdumieniem wielkim i nie dającym się poskromić obserwuję, jak Niesforny Mąż, robiąc sobie kanapkę, ładuje na kromkę chleba śledzia, ser, majonez i musztardę. Musztardę bierze też do ruskich pierogów. Smalec rozsmarowuje na andrutach. A uniwersalnym sposobem zjedzenia resztek z dnia poprzedniego, jest dla niego podsmażenie ich na patelni i zalanie roztrzepanymi jajkami. Rozumiecie – dowolnych pozostałości: makaronu z tuńczykiem, kurczaka w sosie curry czy soczewicy w pomidorach. Wszystko można podsmażyć i zalać jajkami. Taaaak, dlatego właśnie w domu gotuję ja.
I chociaż w kwestii połączeń nieoczywistych nikt nie przebije Niesfornego Męża, to ja też chętnie sięgam po kombinacje spoza głównego nurtu. Mam słabość do połączeń zaskakujących, smaków kontrowersyjnych i zestawów niebanalnych. Bo wiecie – taka wyrafinowana czuję się je jedząc. Choć niektóre z takich połączeń stały się całkiem popularne, jak np. czekolada z chilli, to nadal daleko im do popularności smaków „zwyklejszych” jak choćby czekolady z toffi czy orzechami.
A już najlepszym z możliwych pomysłów, które zgrzytanie zębów u mojej babci wywołują, jest dla mnie dodatek soli do deserów. Szczypta soli w gorącej czekoladzie czy solony karmel, to smaki przenoszące mnie na inną orbitę. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że zachwyciła mnie ta słodko-słona tarta. A jak jeszcze powiem, że nie wymaga ona pieczenia, to rozgrzeszycie mnie z tego, że i Was chcę skusić, prawda?
Powiedziawszy, że tarta nie wymaga pieczenia, zaraz dodam, że ja ją jednak upiekłam… No taka przekorna jestem. Ale już wyjaśniam w czym rzecz – spód tarty można zrobić z kruszonych czekoladowych ciasteczek (250 g) połączonych z 3 łyżkami rozpuszczonego masła. Wylepiamy taką kruszonką formę, chłodzimy pół godziny i spód gotowy. Ja jednak miałam porcję zamrożonego ciasta czekoladowego z tego przepisu i postanowiłam je zużyć na ten cel.
Niezależnie od sposobu pozyskania spodu, ciąg dalszy powinien być następujący: 230 g kremowego serka (np. Philadelphi / Piątnicy) w temperaturze pokojowej ucieramy krótko z dwukrotnie mniejszą ilością cukru, czyli 115 g. Do tego dorzucamy 1/2 łyżeczki soli.
Do utartego serka dodajemy 350 g kremowego masła orzechowego – łączymy wszystko mikserem na jednolitą masę.
W oddzielnym naczyniu ubijamy 140 g porządnie schłodzonej kremówki. Śmietanę delikatnie łączymy z serkowo-orzechową masą.
Nadzieniem wypełniamy czekoladową foremkę i pakujemy ciasto celem schłodzenia do lodówki na co najmniej pół godziny.
W międzyczasie robimy polewę. W tym celu podgrzewamy do granicy wrzenia 140 g kremówki, do której po zestawieniu z ognia dorzucamy 140 g drobno posiekanej gorzkiej czekolady. Zostawiamy garnuszek w spokoju na 2 minuty.
Po tym czasie czekolada jest już miękka i wystarczy całość zamieszać, by wyczarować błyszczącą gładką polewę.
Polewą dekorujemy wierzch ciasta, chłodzimy jeszcze chwilę by polewa stężała i gotowe. Pysznie dekadenckie, kremowe, słono-słodkie ciasto :-)
Przepis znalazłam na seriouseats.com