Tag Archives: pizza

Zakręcona pizza

Zwykły wpis

A wszystko się zaczęło od tego, że chodziła za mną ochota na nie wiadomo co. Też tak czasem macie? Że chciałoby Wam się czegoś nienazwanego? No ja tak miewam, prawdopodobnie od czasów niemowlęcych. I męczę się wtedy sama ze sobą, bo taka chętka sama nie ustępuje, nawet po próbie przekupienia jej ptysiem, awokado, ananasem i lodami orzechowymi. Trwa sobie niestrudzenie i zmusza do poszukiwania tego smaku.

Tym razem w sukurs przyszły mi zapachy. Gdzieś przechodziłam, a pizza zapachniała. I choć nie pizza była rozwiązaniem tej zagadki, to dzięki niej pole poszukiwań znacząco się zawęziło. Bo okazało się, że prawie pizza to było to. Drożdżowe ciasto, ale nie koniecznie pizzowe, sos – zupełnie nie pomidorowy oraz forma w niczym pizzy nie przypominająca. A jednak można powiedzieć, że to taka zakręcona pizza i za bardzo się nie skłamie. Nie skłamie się też, gdy się powie, że te zawijaski są po prostu pyszne.

Zawijaski nie są trudne do zrobienia, nie są nawet specjalnie pracochłonne. Potrzebują jedynie trochę czasu, bo ciasto drożdżowe musi wyrosnąć. Bazą jest ten niesamowity chlebek. Zmieniłam mu formę i wzbogaciłam o dodatkowe składniki. Czyli postąpiłam w ten sposób: w garnuszki podgrzałam 60 ml ciemnego piwa z 4 łyżkami masła. Gdy masło się rozpuściło, zestawiłam garnuszek z ognia i dodałam jeszcze 80 ml piwa.

Następnie w misie robota kuchennego (można to robić w zwykłej misce siłą mięśni własnych) zmieszałam 280 g mąki, 2 łyżki cukru, 7 g suchych drożdży i łyżeczkę soli. Mieszając dolałam maślano-piwną mieszankę (lekko przestudzoną, ale jeszcze ciepłą) i 2 jajka w temperaturze pokojowej.

Na koniec dodałam jeszcze 180 g mąki, wymieszałam i zostawiłam ciasto do wyrośnięcia, a wyrasta pięknie. O tak:

W czasie gdy ciasto sobie rośnie (a trwa to 45-60 minut) można, a wręcz należy, podjąć pewne działania przygotowawcze. Mianowicie chodzi o sos i dodatki. Na sos rozpuszczamy 3 łyżki masła i dodajemy do nich (już z dala od ognia) łyżkę, a nawet więcej, musztardy i solidny chlust sosu Worcester. Łączymy wszystko w gładki sos.

Ser – 250-300 g ścieramy na grubych oczkach tarki i łączymy z przyprawami: proszkiem musztardowym, papryką, solą i pieprzem.

I jeszcze tylko trochę wybornej szynki, kilka posiekanych dymek i chili będą nam potrzebne.

Gdy wszystko jest gotowe można przystąpić do zawijania zawijasków. W tym celu odrywamy porcje ciasta, rozwałkowujemy je na grubość ok. 3-4 mm i dzielimy na 2-3 części (w zależności od tego jak duży płat udało nam się rozwałkować), tak, by powstały pasy o szerokości ok. 10-12 cm i długie na 25 cm. Każdy pas smarujemy musztardowym sosem.

Następnie ciasto posypujemy serem wymieszanym z przyprawami, szynką, cebulką (a może dymka to raczej szczypior?) i papryczką.

Każdy pas składamy na pół, a następnie rolujemy

Zawijaski można piec indywidualnie (np. w formie na muffiny) lub kolektywnie, ułożone jeden obok drugiego w większej formie.

Zawijaskom pozwalamy się napuszyć – trwa to ok. 45 minut. A potem już tylko zostaje pieczenie – w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez ok. 30 minut (aż wierzch będzie ładnie zrumieniony). Gotowe! Potwornie pyszne. Na ciepło przypomina pizzę, na zimno może zastąpić kanapkę. I gdyby sezon jeszcze trwał, to napisałabym, że idealnie nadają się na piknik. Ale że już mamy jesień, to tego nie napiszę ;-)

Bo nie zawsze ciasto drożdżowe powinno być wyrośnięte

Zwykły wpis

Pewnie nie wiecie, ale jako dziecko miałam mieszane uczucia względem pizzy. Równie bardzo pewnie nie wiecie dlaczego tak było. To ja Wam powiem. A było to tak, że w radosnych latach osiemdziesiątych pizzy w Polsce generalnie nie było.  Jednak gdzieś między stanem wojennym a okrągłym stołem przebijały się tu i ówdzie, bardzo nieśmiało i pokracznie, różnego rodzaju nowinki. No i wtedy właśnie centkowa mama upiekła pierwszy raz domową pizzę, prawdopodobnie na podstawie jakiegoś przepisu zamieszczonego w Przekroju, ewentualnie na bazie wyobrażenia o pizzy krążącego w formie plotki po towarzystwie.

Jeśli komukolwiek się wydaje, że wypiek centkowej mamy jakkolwiek przypominał klasyczną lub nawet nieklasyczną pizzę, to jest w straszliwym błędzie. O nie, to nie przypominało niczego, co kryje się pod nawet dalekim skojarzeniem ze słowem pizza. To było ciasto drożdżowe, takie w typie najpiękniej wyrośniętej blachy ciasta drożdżowego z owocami. Z tym, że w miejsce owoców były groszek, kiełbasa, pomidor i być może ser, aczkolwiek obecności tego ostatniego, doprawdy, nie jestem pewna. Choć matka rodzicielka dobrze na ogół gotuje, ten eksperyment należy uznać za nieudany.

Wobec powyższego przez czas pewien tkwiłam w przekonaniu, że pizza to nie jest to co lubią tygryski. Na szczęście, na każde nieszczęście musi przypadać jakieś szczęście ;-) W latach dziewięćdziesiątych, które radosnością biły lata osiemdziesiąte na głowę, w dzikim tempie namnożyło się biznesów wszelakich, w tym punktów gastronomicznych. Nie mała część z nich, nie bójmy się spojrzeć prawdzie w oczy, była mocno shitowa. Jednak reguły lubią mieć swoje wyjątki i wobec tego w  mym rodzinnym mieście otworzyła się pizzeria z prawdziwego zdarzenia – serwująca pizzę cieniuteńką, chrupiącą i nawet w piecu drewnem opalanym wypiekaną. Złe pizzowe wspomnienia zostały szybciutko wyparte i porządną pizzą do dziś nie pogardzę. A porządna pizza, to np. taka:

O przepisie na dobre ciasto do pizzy już wspominałam, ale o dobrych rzeczach nie szkodzi od czasu do czasu przypomnieć. Zatem: do miski wrzucamy 200 g mąki, 5  g suchych drożdży (albo 7 po tyle ma opakowanie), szczyptę cukru i szczyptę soli. Ponadto, z rzeczy mokrych, trochę mniej niż pół jajka, łyżeczkę oleju oraz 135 ml letniego mleka.

Składniki szybko łączymy łyżką w lekko klejące się ciasto

Następnie ciasto przerzucamy na podsypany mąką blat i w kilku (dosłownie) ruchach zmieniamy je w kulkę ciasta, tym razem już nieklejącego się.

Dalsza część postępowania nie podlega żadnym regulacjom prawnym, więc czyńcie wedle uznania. Tylko w charakterze przykładu powiem co zrobiłam ja.

Ciasto można piec w kształcie dowolnym, na wyłożonej papierem blaszce. Aby uzyskać idealnie okrągły kształt wspomagam się foremką do tarty. Z podanych proporcji wychodzi jedna duża blaszka (45X50) albo dwie okrągłe pizze o średnicy 26-27 cm.

W charakterze sosu lubię używać adżyki (czy jakkolwiek się to transponuje na polski, w oryginale jest to аджика) – pikanej pasty z duszonych warzyw, wśród których są m.in. pomidory, więc śmiało może zastępować klasyczny sos pomidorowy.

Dalej ser, cebula, kapary

Na koniec parę plastrów przedniej szynki

I pakujemy pizzę do piekarnika (220 stopni + termoobieg) na 12 minut. No. Co fakt, to fakt. Porządnej pizzy nie można nie lubić.

Janis Joplin – odważysz się?

Zwykły wpis

Jest kanapka Elvisa, jest tort Pawłowej, jest napoleonka, więc i Janis Joplin może mieć swoje danie. Ja jej tego prawa nie kwestionuję. Aczkolwiek związek między artystką a potrawą wymyka się mojej percepcji. Bo o co chodzi? Zjesz i umrzesz w wieku 27 lat? Czy też może po zjedzeniu ześwirujesz na tle Mercedesa Benz? Cóż, fantazja ludzka granice ma gdzieś w nieskończoności. I wdzięczna za ten fakt jestem, bo gdyby granice fantazji przebiegały gdzieś w tych samych okolicach, gdzie zdrowy rozsądek się kończy, to pewnie nie powstałaby pizza Janis Joplin.

Na seriouseats.com trafiłam na recenzję knajpy Shorty’s Pizza w Tucker, Georgia, USA, która w swym repertuarze ma pizze nazwane ku czci i chwale przeróżnych muzyków, w tym właśnie Janis Joplin. Pizza najpierw wprawiła mnie w dzikie osłupienie, które zaraz ustąpiło niepohamowanej chęci przetestowania takiego zestawu smaków. Zresztą przedstawcie to sobie sami: jabłka, gorgonzola, boczek i orzechy, a jako dodatek – miód w miejsce keczupu! Jako że wpis był dedykowany pizzerii, nie zawierał przepisu – tu musiałam sama pokombinować. Powiem nieskromnie – wyszło nieźle.

Robiąc chaczapuri miałam przeczucie, że przepis na ciasto z powodzeniem mógłby być wykorzystany do pizzy. Postanowiłam przetestować tą teorię i wyszło lepiej niż dobrze. Na dużą blaszkę zastosowałam następujące proporcje:

  • 200 g mąki
  • 135 ml mleka
  • 5 g drożdży suchych
  • łyżeczka oleju
  • szczypta cukru, większa szczypta soli
  • trochę mniej niż pół jajka

Składniki szybko połączyłam w ciasto. Rozwałkowałam je do rozmiarów dużej blachy – cieniej po środku, z lekkim zgrubieniem na brzegach.

Teraz dodatki: jabłko – twarde, nie za słodkie, nie za kwaśne; gorgonzola – miękka i śmierdząca; boczek – tłustości umiarkowanej, parzony lub lekko wędzony; orzechy – powinny być włoskie. Podczas zakupów byłam święcie przekonana, że mam takowe w domu. Miałam orzechy, ale laskowe. Nie chciało mi się drugi raz ganiać do sklepu. Zostały laskowe.

Układamy wszystko warstwami. Nie wiem, czy jakaś kolejność tu obowiązuje, ale postanowiłam jabłka położyć na spodzie – żeby swą wilgocią zastąpiły sos, którego brak w tej pizzy. Orzechy powędrowały na samą górę, by spiekły się na chrupko. Ser i boczek trafiły gdzieś pomiędzy.

Pizzę piekłam w bardzo gorącym piekarniku – 220 stopni z termoobiegiem – przez ok. 15 minut. Wyszła dokładnie taka, jaka pizza powinna być. Przypieczona od dołu:

Cienka, ale trzymająca ciężar dodatków:

No i pyyyyszna :-)

Jeszcze wspomniany miód (choć syrop klonowy też by się sprawdził nieźle):