Tag Archives: goście

Cudze chwalicie…

Zwykły wpis

Czasy to były zamierzchłe, a centkowi Rodziciele młodzi. Sama centka była podówczas być może w wieku Przekornego Kajtka, być może nieco starsza, w każdym razie małe to to i głupie jeszcze było. Z małości wyrosłam. Z głupotą się zmagam. Ale nie popadajmy w dygresje – wracamy do czasów zamierzchłych. W onych czasach z zaopatrzeniem było jak w tym kawale, co to hindusa najmowali do pracy w supplies. Rozmowa poszła dobrze, a delikwent miał się stawić do pracy następnego dnia rano. Ranek nastał, a człowieka nie ma. Myśli kierownictwo – trudno, bywa, wybraliśmy nieodpowiedniego kandydata. A tymczasem w dalszej części dnia ktoś musiał zejść do magazynu. Idzie sobie, niczego się nie spodziewa, a tu wtem nagle zza węgła wyskakuje nasz hindus i z radosną miną krzyczy (piszę fonetycznie by oddać klimat) /suplajs/!

Zaraz, zaraz, miałam w dygresje się nie bawić. No to wracamy jeszcze raz – czasy są zamierzchłe, zaopatrzenie marne, aczkolwiek czasem gdzieś coś niespodziewanie rzucą. Taki /suplajs/.  No i razu pewnego, w tę gospodarkę niedoborów, rzucili banany. Proszę państwa, cóż tam się działo. Tłum się skłębił momentalnie, komitet kolejkowy poddał się walkowerem nie mogąc zapanować nad tłumem i zaczęła się krwawa jatka. No może trochę koloryzuję ;-) W każdym razie centkowa Mama, może nie duża, może nie silna, ale za to sprytna, jakoś się poprzeciskała między nogami, nad głowami, chyłkiem, bokiem, zwinnie, śmigle i jakimś cudem zdołała zakupić banany, które prawdopodobnie pół jej pensji kosztowały. Ale dla dziecka wszystko.

A mała i głupia centka wziąwszy kawałek banana do buzi stwierdziła, że fuuuuj, obrzydlistwo i jeść tego nie będzie.

Morał z tej bajeczki taki, by nie pchać się w każdą kolejkę, nie wydawać fortuny na dziecko gdy nie jest to konieczne i nie przedkładać bananów nad dobra rodzime. Bo kto powiedział, że banan lepszy? Że jak egzotyczne to smaczniejsze? I że to właśnie banany do chlebków i muffinków trzeba dodawać? No w sumie nikt. I dobrze. Bo jak zamiast banana dodacie rabarbar, to też będzie pysznie. I to jak!

Cooking&eatingPrzy robieniu poprzednich babeczek, a konkretnie rabarbarowego curd’u, zastanawiałam się, jakie jeszcze zastosowanie można wymyślić dla rabarbarowej pulpy, która powstaje w toku produkcji. I wymyśliłam, by dodać ją do ciasta, tak jak dodaje się rozgniecionego banana. Wyszło cudownie, orzeźwiająco, lekko i kwaskowato. Wypróbujcie póki jeszcze sezon na rabarbar trwa!

Zaczynamy jak ostatnio, czyli gotujemy na małym ogniu pół kilo pokrojonego rabarbaru z łyżką wody i trzema łyżkami cukru.

Cooking&eatingGdy rabarbar zacznie się rozpadać rozdrabniamy go blenderem i wrzucamy wszystko na sito wyłożone gazą. Potrzebować będziemy i pulpy, i wyciekającego soku. Gdy pozyskamy już rabarbarową esencję, to 200 g pulpy mieszamy z 2 jajami i 90 ml oleju.

Cooking&eatingW oddzielnej miseczce łączymy 180 g mąki, 100 g cukru,  płaską łyżeczkę proszku do pieczenia, pół łyżeczki (też płaskiej) sody oraz szczyptę soli.

Cooking&eatingŁączymy zawartość obu misek byle jak, szybciutko widelcem i ciastem napełniamy muffinowe foremki do 3/4 wysokości.

Cooking&eatingPieczemy w 180 stopniach przez ok. 25 minut. Studzimy na kratce.

Cooking&eatingW zasadzie można od razu przystąpić do jedzenia. Tak jak w przypadku bananowego chlebka, tak i tu owoce nadają muffinom cudnej wilgotności. A kwaśność rabarbaru na dodatek sprawia, że muffiny wydają się leciutkie. Prawdziwie letnie. Jeśli jednak chcecie się przenieść z doznaniami na zupełnie inny level, to zróbcie jeszcze coś – dodajcie muffinom czapy z kremu rabarbarowego. Będzie ekstatycznie!

250 g mascarpone ucieramy z 2 czubatymi łyżkami cukru pudru i sokiem, który odciekł z rabarbarowej pulpy. Soku powinno być ok. 50 ml. Jeśli macie go więcej, to zredukujcie na małym ogniu (i oczywiście wystudźcie przed dodaniem do serka).

Cooking&eatingKrem wstawiamy do lodówki na pół godziny – dzięki temu zgęstnieje i łatwiej będzie nim przyozdabiać muffinki.

Cooking&eatingPyyyyycha!

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eating

Między nami, babeczkami

Zwykły wpis

Bo czasem tak już jest, że wszystko co się spieprzyć może, to się spieprzy. Co gorsza, nie jest to sytuacja losowa, niezależna, sile wyższej podległa. No niestety nie. Sama to na siebie ściągam. Znam mechanizm, a i tak, jak ta ćma, wlatuję w ognień. No bo najgorzej wejść do kuchni w pośpiechu i chcieć coś zrobić szybko.

Praktycznie zawsze kiedy próbuję coś zrobić w tempie ekspresowym, to kłody pod nogami mnożą się jak drożdże. Mam jak w banku, że odkryję w jakie nowe, zaskakujące miejsca Niesforny Mąż poupychał kuchenne przybory. Oczywiście spędziwszy uprzednio nadmiarowy kwadrans na poszukiwaniu durszlaka (w czasie gdy makaron się rozgotowuje) czy patyczka do sprawdzania poziomu wypieczenia ciasta (podczas gdy ciasto przepieka się ponad miarę). Pewnikiem coś mi się rozleje, a ryż spektakularnie rozsypie po całej podłodze. A mąka z górnej szafki widowiskowo przesypie się do otwartej szuflady w szafce dolnej.

No a ostatnimi czasy doszło coś jeszcze. Bo wiecie, jest czasem w przepisie taki fragment, że stoi jak byk napisane – nie odstępować na krok i mieszać / ubijać / obracać bez chwili przerwy, bo jak nie, to będzie źle. No bywa tak. I choćby przez pozostałe 99% czasu można by bez problemu wcisnąć pauzę i powrócić do tematu po chwili, to w tym strategicznym momencie murem trzeba stać przy garach. No i jak myślicie, na jakim etapie przygotowywania potrawy Przekorny Kajtek zaczyna się domagać mojej uwagi? Tak, zgadliście, właśnie wtedy, kiedy absolutnie nie powinien. W sumie nie wiem jak dobrnęłam do mety. Na szczęście dobrnęłam. Bo o to jaki był cel:

Cooking&eatingA jak jeszcze Wam powiem, że pod słodką ciągutkową bezą kryje się cudnie kwaśny rabarbarowy curd, to moja determinacja będzie już całkiem oczywista, prawda? Jeśli jako i ja macie słabość do takich połączeń, to zakasujcie rękawy i ruszamy!

Na początek curd rabarbarowy. Zasadniczo robi się go jak cytrynowy tylko z rabarbaru ;-) Poniższa proporcja jest na duuuży słoik, czyli ilość zdecydowanie większą niż potrzebna do babeczek. Co akurat jest zaletą – curd jest tak pyszny, że dowolną ilość można wyjeść łyżeczką prosto z garnka, dlatego warto zrobić więcej. A zaczynamy od rabarbaru. Pół kilograma łodyg myjemy i siekamy na centymetrowe kawałki. Obierać nie trzeba. Podsypujemy 3 łyżkami cukru, podlewamy łyżką wody i gotujemy na małym ogniu.

Cooking&eatingRabarbar gotujemy aż doprowadzimy go do rozpadu. Czyli jakieś 15-20 minut. Wtedy go blendujemy.

Cooking&eatingRabarbarową papkę wrzucamy na sito wyłożone gazą i pozwalamy esencjonalnemu sokowi przesączyć się niespiesznie.

Cooking&eatingPowinniśmy otrzymać mniej więcej 3/4 szklanki soku. Pulpę koniecznie zostawcie bo jest pyszna. Z powodzeniem może występować w charakterze rabarbarowego dżemu, zostać dodana do jogurtu albo do gotowego rabarbarowego curd’u dla wzbogacenia faktury. A jeśli chodzi o sok, to dodajemy go do 6 żółtek roztrzepanych z 3/4 szklanki cukru.

Cooking&eating

Ponadto dodajemy 100 g masła pokrojonego w kostkę i wstawiamy wszystko na mały ogień. Podgrzewamy cały czas mieszając. Jeśli nigdy wcześniej tego nie robiliście lub też nie znacie możliwości swojego palnika, to lepiej przenieście się z curdem do kąpieli wodnej. Niezależnie od obranej metody masę mieszamy i podgrzewamy aż pięknie zgęstnieje. I powstrzymujemy się przed zjedzeniem całości na gorąco :-)

Cooking&eatingNadzienie przygotowane, można się wziąć za bazę, czyli babeczkowe ciasto. Ucieramy115 g miękkiego masła, a gdy będzie puchate dodajemy 150 g cukru i skórkę otartą z jednej cytryny. Ucieramy na gładką masę.

Cooking&eatingDodajemy do masła jedno po drugim 2 żółtka i miksujemy. Następnie 155 g mąki łączymy z łyżeczką proszku do pieczenia, pół łyżeczki sody i szczyptą cukru. 90 ml mleka zakwaszamy sokiem z 1 cytryny oraz aromatyzujemy łyżeczką esencji waniliowej. Dodajemy na zmianę po trochu mąki i mleka do maślanej masy i miksujemy aż wszystko się połączy.

Cooking&eatingNa koniec ubijamy 2 białka na sztywną pianę, dosypujemy do nich 15 g cukru i jeszcze chwilę ubijamy, a następnie dodajemy białka w dwóch transzach do ciasta mieszając całość delikatnie szpatułką. Ciastem wypełniamy muffinkowe foremki do 3/4 wysokości (ciasta starcza na 12 babeczek) i pieczemy w 175 stopniach przez 20-25 minut. Wcześniej nie wspomniałam, że w tym właśnie momencie wywaliło mi kroki, prawda? No właśnie – akurat gdy babeczki siedziały w piecu prąd mi odjęło. I wyszły zapadnięte zamiast garbate. A idea była taka, żeby garbik stożkowo wyciąć i zakłębienie nałożyć curd’u. Z braku garba nadziałam babeczki inaczej.

Cooking&eatingZostał jeszcze bezowy wierzch. Robimy go zaczynając od ugotowania syropu z  125 g cukru, 2 łyżek wody i 2 łyżek syropu np. klonowego, kukurydzianego lub z agawy. Syrop gotujemy ok 8-10 minut (do 115 stopni C – jeśli macie termometr). Ubijamy na sztywno 3 białka i cały czas ubijając zaczynamy wlewać cienką strużką gorący syrop. Masę białkową ubijamy potem jeszcze trochę, do czasu aż nieco przestygnie.

Cooking&eatingMasą dekorujemy babeczki mniej lub bardziej finezyjnie

Cooking&eatingTeraz pozostał już tylko ostatni krok – wrzucamy babeczki pod porządnie rozgrzaną górną grzałkę w piekarniku (u mnie górna grzałka + termoobieg ustawione na 200 st.) i rumienimy bezę. Trwa to chwilę (mi wystarczyły 2 minuty), więc nie spuszczajcie babeczek z oczu.

Ufff, to już koniec! Dobrnęliście ze mną do mety? To poczęstujcie się babeczką, zasłużyliście na to :-)

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eatingPrzepis stąd z moimi zmianami

Jak pół roku wakacji

Zwykły wpis

A gdyby rok szkolny zawierał w sobie 6 miesięcy wakacji, czyż życie nie byłoby piękniejsze? Ano byłoby. Pół roku szkolnej udręki osłodzone takąż ilością nieokrzesanej swobody smakowałoby zdecydowanie lepiej niż układ 10 na 2. Może nawet  popyt na wagary by nieco zmalał. A że poziom szczęścia w populacji młodzieży szkolnej wzrósłby gwałtownie, to nie trzeba nawet uzasadniać. Tylko w kwestii formalnej wyjaśnić należy, że wydłużenie wakacji powyżej 6 miesięcy w roku uczyniłoby nieuzasadnionym przymiotnik „szkolny” w roku szkolnym. Poza tym, wszyscy wiedzą, że nauka to potęgi klucz, więc nie przesadzajmy.

A gdyby tak zamiast marnych dwóch dni weekendu było ich aż pół tygodnia? No dobrze – wobec nieparzystości tygodnia niech będzie naprzemiennie raz trzy a raz cztery dni błogich, niespiesznych poranków. Pięknie by było? Ano pięknie. Nawet poniedziałek o gęsią skórkę by już nie przyprawiał. Dźwięk budzika nie byłby przedmiotem zbiorowej nienawiści. I pewna jestem, że wydajność pracy by wzrosła. Bo nie trzeba by było tracić ćwierci środy, trzeciej części czwartku i połowy piątku na ocucanie się kawą. No wiadomo, że to się musi opłacać. Aż się dziwię, że pracodawcy nie są za.

No to skoro wiadomo, że powściągliwość rozkoszy i ekonomii nie służy, to czemu się przyjęło, że kruszonka ma jedynie zwieńczać ciasto? Wszakże kruszonka to esencja przyjemności! Zatem niech Was nie dziwi, że ujrzawszy to ciasto zawyłam z zachwytu. Bo ciasto składające się w połowie z kruszonki, i to urzekającej orzechowo-cynamonowej kruszonki, musi być genialne. No nie ma wyjścia. Musi.

Cooking&eating

Ciasto jest mało kłopotliwe w przygotowaniu. Kusząca kruszonka siedzi na bananowym spodzie, który pozostaje wilgotny i apetyczny również na drugi dzień. A robi się to cudo tak:

Na początek kruszonka, której podstawowym składnikiem są orzechy. W oryginalnym przepisie były pekany, ale zmobilizowałam się do zrobienia tego ciasta, gdy na bazarku trafiłam na orzechy brazylijskie, więc zrobiłam je właśnie z nimi.

Cooking&eatingOprócz siekanych orzechów w ilości 300 g będziemy potrzebować jeszcze 40 g brązowego cukru (zastąpiłam go melasą), 30 g cukru białego, 170 g mąki,  łyżeczki cynamonu i 150 g roztopionego masła.

Cooking&eatingWszystkie składniki kruszonki łączymy szybko i byle jak, po czym odstawiamy ją na bok i sięgamy po składniki na ciasto.

Cooking&eating80 g miękkiego masła ucieramy z 100 g cukru

Cooking&eatingDorzucamy 2 jajka i jedno żółtko

Cooking&eatingNastępnie dodajemy 200 g gęstego jogurtu (bałkańskiego / greckiego) i łyżkę esencji waniliowej, a gdy składniki się połączą dosypujemy 170 g mąki, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, 1/4 łyżeczki sody i 1/2 łyżeczki soli.

Cooking&eatingNa koniec dokładamy do ciasta dwa pokrojone w kostkę banany i wylewamy ciasto na natłuszczoną tortownicę o średnicy 22 cm.

Cooking&eatingCiasto wypełni tortownicę zaledwie do połowy. I dobrze. Bo druga połowa musi pozostać wolna by pomieścić kruszonkę.

Cooking&eatingTeraz pozostaje tylko wypiekać ciasto przez 50-60 minut (do suchego patyczka) w 175 stopniach. I tyle. Pycha!

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eatingPrzepis z seriuos eats

Na szczęście jest jeszcze zima!

Zwykły wpis

Jak wiadomo, trzeba bardzo uważać czego sobie człowiek życzy, bo nie daj boże spełni się. No chyba, że wzorem kandydatek na miss, życzycie sobie pokoju na świecie. Ale jeśli życzenia charakter bardziej przyziemny mają, to lepiej zastanowić się dwa razy. Bo jeszcze nadmiarowe kilogramy owszem, zlecą, ale nie wiedzieć czemu tylko z cycków. No i  może w przyszłym roku lobbiści na rzecz białych świąt będą bardziej precyzyjni i wskażą o które święta chodzi.

Ano właśnie, pogoda nas tej wiosny nie rozpieszcza. Ale nie ma co narzekać, bo już za chwileczkę, już za momencik słupki temperaturowe poszybują w górę i rękawy trzeba będzie dramatycznie skrócić. Zatem jest to ostatnia szansa, gdy jeszcze można zrzucić winę na wichury, śniegi, zawieje i zamiecie, by sięgnąć po to ciacho, w którym ilość masła może przyprawić o zawał od samego patrzenia. A wiosną, wiadomo, taka ilość masła nie przystoi. Na szczęście zima jeszcze tu jest :-)

Cooking&eatingCiasto jest mocno czekoladowe, z zadziornym melasowym aromatem i nutką tajnego składnika. A robi je się niezwykle prosto. Na duuużą blachę (30×40 cm) bierzemy 500 g mąki, 500 g cukru, 100 g melasy, 80 g kakao, 4 łyżeczki proszku do pieczenia i szczyptę soli.

Cooking&eatingSuche składniki łączymy w dużej misce i bierzemy się za składniki mokre, zaczynając od nieludzkiej ilości masła – topimy go aż 500 g.

Cooking&eatingOprócz stopionego masła bierzemy jeszcze 4 jajka i 150 ml mleka

Cooking&eatingŁączymy składniki mokre z suchymi

Cooking&eatingGdy wszystko się połączy w błyszczącą brązową masę, nadchodzi pora na tajemniczy składnik – dodajemy do ciasta 400 ml coca coli i mieszamy delikatnie, tak by jak najmniej odgazować przy tym napój.

Cooking&eatingCiasto wylewamy na blachę i wsadzamy do piekarnika rozgrzanego do 185 stopni na ok. 40 minut (do suchego patyczka). Gdy ciasto przestygnie bierzemy się za polewę – rozpuszczamy w kąpieli wodnej (lub mikrofalówce) 200 g czekolady z nadzieniem toffi rozrzedzając ją 4-5 łyżkami śmietanki (30%).

Cooking&eatingDekorujemy polewą ciasto i gotowe :-)

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eating

 

 

 

 

Bo czasem ciasto być musi.

Zwykły wpis

Jestem przekonana, że posądzicie mnie o kłamstwa wierutne i ściemniactwo czystej wody. Bo ciągle się zarzekam, że sól jest mą miłością, że przedkładam ją nad cukier i w ogóle, że krew słona w mych żyłach krąży, a jednocześnie co i rusz coś słodkiego się tu pojawia. No cóż… Nie, wcale nie powiem, że kobieta zmienną jest. Po pierwsze, to nigdy nie mówiłam, że słodkiego nie lubię. Słodkie lubię też. Tylko jakby ciut mniej niż słone.

A po drugie, to ostatnio mam wrażenie, że jako ten Don Kichot z wiatrakami walczył, tak ja próbuję pokonać wskazówki zegara krążące wkoło bezlitośnie i wydrzeć zegarowi, tej bestii okrutnej, odrobinę czasu. Na ogół bezskutecznie. Co powoduje, że żywię się głównie kanapkami przyrządzanymi naprędce jedną ręką, podczas gdy na drugiej dziecko płaczące trzymam. Obdukcja wykazała brak trzeciej ręki, niezbędnej do obfotografowania tej czynności. Więc jakkolwiek chciałabym Was zauroczyć zdjęciami tych wytwornych kanapek, to niestety materiału graficznego brak.

Ale. Czasami nie ma wyjścia, brak trzeciej ręki nie jest wystarczającą wymówką, a dzika tęsknota za snem jawi się jako błaha fanaberia. Bo jak trzech członków rodziny z północy przybywa z darami dziecię oglądać, to ciasto być musi. Zwłaszcza, gdy wśród nich jest Maleństwo, które mimo osiągnięcia pełnoletności, z miłości do słodkości jeszcze nie wyrosło. Ale nie lękajcie się. Nie przesadziłam, nie przesłodziłam, lukru nie będzie. Będzie słodko w sam raz. I na dodatek z zadziorną nutką chałwy ukrytej dla niepoznaki w kremowym serniku. Wierzcie mi, to jest dobre!

Cooking&eating

Spód sernika robimy z kruszonych ciasteczek digestive (130 g) i miękkiego (lub wręcz stopionego) masła (50 g) – jest to proporcja na tortownicę o średnicy 26 cm.

Cooking&eatingTortownicę wylepioną ciasteczkową masą wstawiamy do lodówki i bierzemy się za masę serową – 1 kg twarogu trzykrotnie mielonego ucieramy ze szklanką cukru. Te i inne składniki powinny być w temperaturze pokojowej.

Cooking&eating

Do słodkiego twarogu dodajemy jajka, jedno po drugim, łącznie 5 sztuk.

Cooking&eating

Potem dodajemy 2,5 łyżki mąki ziemniaczanej i 2,5 łyżeczki esencji waniliowej (lub 2,5 łyżki budyniu waniliowego) oraz 160 ml tłustej śmietanki.

Cooking&eating

Na koniec czas na chałwę – kruszymy 380 g tego rarytasu i łączymy z masą serową.

Cooking&eating

Masę wylewamy na schłodzony spód i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni, na dół którego wstawiamy naczynie z wrzącą wodą.

Cooking&eating

Sernik pieczemy ok. godziny, a następnie studzimy w uchylonym piekarniku. Gdy sernik wystygnie, jest gotowy na przyjęcie boskiej polewy chałwowej. Aby ją stworzyć, miksujemy na gładko 190 g chałwy i 160 ml śmietanki.

Cooking&eating

Śmietankowo-chałwową masę podgrzewamy by nieco zgęstniała i wykańczamy nią sernik.

Cooking&eating

Jeszcze tylko próba silnej woli nas czeka, bo sernik powinien się wychłodzić w lodówce przez parę godzin, a najlepiej całą noc. Za to jak już będzie można go jeść… Poezja!

Cooking&eating

Cooking&eating

 

Cooking&eatingPrzepis pochodzi od Dorotki.

Przekorny Kajtek, sernik i Kot.

Zwykły wpis

Moniazo pytała mnie w komentarzu pod ostatnim wpisem, jak na potrzeby bloga nazwę mój nowy nabytek w postaci córki. Po kilku dniach spędzonych z nią nie mam żadnych wątpliwości, że to Przekorny Kajtek. Czemu Przekorny? A no temu, że wszystko robi na opak i tylko wtedy, gdy sama uzna, że nadeszła pora. Płacze z głodu, ale jeść wcale nie ma ochoty. Jak już po dwóch godzinach uda się ją jako tako nasycić, to się ze szczęścia rozbudza i jest skłonna do współpracy w zakresie ssania. Tyle, że już głodna nie jest. Przeczy wszelkim autorytetom i kłam zadaje mądrościom z literatury odmawiając jedzenia nie rzadziej niż co trzy godziny. Za co jestem jej wdzięczna. Bo mamy zgodę co do tego, że w nocy należy spać, a nie podjadać. No i oczywiście gdy ja jestem wolna, chętna i dyspozycyjna, to zasypia snem sprawiedliwego i żadne podszczypywanie nie jest jej wstanie obudzić. Za to czas na zabawę zarządza dokładnie wtedy, gdy postanowię coś zrobić. A postanowiłam w końcu coś ugotować.

Wnioskując z tego jak wyglądały ostatnie dwa tygodnie wnoszę, że czasu na kucharzenie nie będzie chwilowo za wiele w moim życiu. W związku z tym faktem, jak już podjęłam się wyzwania, by przy absorbującym dziecięciu coś przyrządzić, musiało to być Coś przez duże C. Znaczy Ciasto. A jak ciasto, to wiadomo – jakieś z gatunku najulubieńszych, by czas zainwestowany w jego przyrządzenie przyniósł jak największe zyski dla kubków smakowych. Wobec takiego kryterium wybór był prosty – musiał to być sernik.

W pierwszym odruchu chciałam sięgnąć po sprawdzonego faworyta, czyli sernik nowojorski. Ale rozważywszy sprawę ponownie, stwierdziłam, że nie wiadomo kiedy znowu nadarzy się okazja na wypróbowanie innej wersji sernika, która bardzo, ale to bardzo mnie zaintrygowała. W efekcie powstał cudny sernik z mlekiem skondensowanym, do którego dla większej rozpusty dorzuciłam karmelki daim. Wyszło absolutnie przepysznie. I dało się to ogarnąć, przy dziecięciu domagającym się uwagi mniej więcej co dwie minuty. Bo to na dodatek banalnie prosty sernik jest.

Cooking&eatingZaczynamy od początku, czyli od spodu. A spód robimy z ciasteczek Digestive (150 g) i rozpuszczonego masła (50 g).

Cooking&eatingCiasteczkowo-maślaną mieszanką przypominającą mokry piasek wylepiamy dno tortownicy o średnicy 21-22 cm.

Cooking&eatingBlachę chowamy do lodówki i w czasie gdy spód się schładza przygotowujemy masę serową, do której, jak łatwo zgadnąć, niezbędny będzie ser – 0,5 kg białego trzykrotnie mielonego oraz 0,25 kg mascarpone. Oba w temperaturze pokojowej.

Cooking&eatingOprócz twarogu przyda nam się jeszcze kilka innych składników, również w temperatrurze pokojowej. A będą to:  3 jajka

Cooking&eating400 g mleka skondensowanego słodzonego

Cooking&eating2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Cooking&eating

oraz łyżeczka esencji waniliowej

Cooking&eating

Masę wylewamy na schłodzony spód i bierzemy się za siekanie cukierków – ok 100 g daimów będzie ilością odpowiednią.

2013-01-28-09Posiekane cukierki wysypujemy na wierzch ciasta, po czym wstawiamy tortownicę do piekarnika nagrzanego do 170 st., na dół którego wstawiamy dodatkowo żaroodporne naczynie z wrzącą wodą.

Cooking&eatingPo około godzinie sernik jest gotowy. Studzimy go niegwałtownie, czyli w uchylonym piekarniku, a potem jeszcze schładzamy w lodówce. Masa serowa jest delikatna, kremowa, aksamitna. Posypka z cukierków tworzy coś na kształt polewy toffi i ożywia ten delikatny sernik. Jednym słowem, a dokładniej dwoma, jest to kompozycja doskonała :-)

Cooking&eating

Cooking&eatingChociaż może nie będzie tak źle z tym blogowaniem – w końcu mamy niezastąpioną, jedyną i najlepszą pomoc ze strony Kota :-)))

Cooking&eating

Przepis na masę serową pochodzi stąd.

 

Na pohybel diecie!

Zwykły wpis

Zasadniczo źle to zostało wymyślone, bardzo źle. I nielogicznie. Bo po pierwsze jest zima. A jak jest zima, to musi być zimno, pani kierowniczko. Takie jest odwieczne prawo natury. I odwieczne natury prawo każe magazynować i hołubić każdą cenną kalorię. Upychać ją po kątach na wypadek mrozów siarczystych. Upleść pancerz ochronny z wałeczków tłuszczu i nie oddawać go przed wiosną.

A po drugie karnawał jest. Uświęcony czas baletów i prywatek, melanży i domówek. Żadna, najbardziej nawet moherem obrośnięta dewotka, nie odmówi nam prawa do rozpusty w tym czasie. Rozpusty przy dźwiękach muzyki i rozpusty na talerzu. Ma być grzesznie, ma być tłusto, ma być słodko. Hedonistyczne rozkosze mają wypełzać zza każdego liścia sałaty.

No właśnie. Tak ma być. A tu w poprzek chłodów i mrozów oraz na czołówkę z karnawałowymi szaleństwami, wypada roku dzień pierwszy, który nieuzasadnioną skłonność do postanowień życie zmieniających wywołuje. Z przejściem na dietę na czele. No przecież mówię, że źle i nielogicznie zostało to w kalendarzu rozegrane… No i co tu wybrać? Być rozważną czy romantyczną? Postawić na rozsądek czy prawo natury? Dieta czy pączek? – oto jest pytanie… No raczej że pączek! Na pohybel diecie! ;-)

Cooking & EatingI jeśli chcecie powiedzieć mi w tym momencie, że może i noworoczne postanowienia upadają pod presją zimy i karnawału, ale czasu to nie macie za grosz, to ja Wam powiem, że to żadna wymówka. Bo te pączki są niemalże ekspresowe. Mierzyłam czas – łącznie z obieraniem, gotowaniem i studzeniem ziemniaków (tak! to są pączki na ziemniakach! po klasyczne zapraszam tu) wyrobiłam się w 3 godziny. Jeśli do tematu podejdziecie rozsądnie i ziemniaki przy okazji obiadu z dnia poprzedniego sobie obsłużycie, to myślę, że na pączkową akcję właściwą godzinka wystarczy. Jedna godzinka. No tyle czasu do dacie radę poświęcić, prawda? No to zaczynamy!

Na początek rzeczone ziemniaki. Obieramy i gotujemy – tak normalnie, do miękkości, z dodatkiem soli (zamiast szczypty soli bezpośrednio do ciasta – dzięki temu kartofle można właśnie przy okazji obiadu lub innego dania ugotować). Ziemniaków będziemy potrzebować 1/2 kg.

Cooking & Eating

Ugotowane i jeszcze gorące ziemniaki przerabiamy na pure, do którego dodajemy 125 g masła. Tłuściutką masę studzimy, a gdy ten moment zostanie osiągnięty, dodajemy pół kostki (50 g) drożdży.

Cooking & EatingDrożdże rozgniatamy z ziemniakami widelcem i bierzemy się za dalsze składniki.

Cooking & Eating1 całe jajko + 2 żółtka ubijamy z 90 g cukru (ciut mniej niż pół szklanki) i cukrem waniliowym. Ubite jajka dodajemy do drożdży.

Cooking & EatingNastępnie dodajemy 1/2 kg mąki, mieszamy wszystko, dodajemy łyżkę spirytusu lub octu (dzięki temu pączki podczas smażenia chłoną mniej tłuszczu) i wyrabiamy krótko na jednolite ciasto. Trwa to chwilę.

Cooking & EatingTeraz zaczynamy zabawę w wylepianki. Bierzemy porcyjki ciasta i rozklepujemy je na płaski placek. Na środek ładujemy łyżeczkę gęstego dżemu/marmolady i szczelnie zalepiamy. Na koniec zbliżamy pączka kształtem do kuli. Ciasto bardzo ładnie daje się formować, nie lepi się do rąk i ogólnie nie sprawia żadnych problemów. Pamiętajcie tylko, żeby pączki naprawdę szczelnie zalepiać, bo inaczej zawartość wypłynie podczas smażenia.

2013-01-11-07Polecam też gorąco pastę pistacjową w charakterze nadzienia. Miałam wątpliwości czy to zda egzamin, bo pasta jest zdecydowanie rzadsza niż dżem i dlatego w ramach eksperymentu zrobiłam z nią tylko kilka pączków. Zdecydowanie za mało!

Cooking & EatingNiezależnie od wybranego nadzienia lepimy pączki do wyczerpania ciasta. Mi wyszło 19 sztuk.

Cooking & EatingGdy pączki są ulepione przystępujemy do ich smażenia. Zauważcie – na żadnym etapie to ciasto nie musi wyrastać. Dlatego też, te pączki są takie szybkie w przygotowaniu. No to teraz rozgrzewamy olej i smażymy z obu stron na złoto.

Cooking & Eating

Ciasto jest cięższe niż takie z samej mąki, więc pączki są głębiej zanurzone podczas smażenia i nie powstaje charakterystyczna biała obwódka. Usmażone pączki porządnie odsączamy na papierowym ręczniku z nadmiarowego tłuszczu.

Cooking & EatingNa koniec oprószamy je cukrem pudrem lub traktujemy lukrem.

Cooking & EatingNo i teraz jest czas właściwy by diety wszelkie pogrążyć, pognębić i wygnać za progi naszego domu. Na zmianę – raz z marmoladą

Cooking & Eating

raz z pistacjami

Cooking & Eating

aż wszystkie się rozejdą :-)

Cooking & EatingPrzepis znaleziony tu

Tradycyjne. Wigilijne. Choć nie jednocześnie.

Zwykły wpis

Bo już za chwileczkę, już za momencik piątek z Pankracym zacznie się kręcić, a wigilijnej wieczerzy czas nastanie. A to oznacza, że moja lodówka tradycyjnie opustoszeje. Tak jest, nie myli Was wzrok, opustoszeje. Bo święta, zwyczajowo, spędzam z rodziną, z którą pół kraju na co dzień mnie dzieli, lub na końcu świata. W żadnym z przypadków nie ma sensu zapełniać lodówki, a wręcz przeciwnie, trzeba w niej przed wyjazdem zasiać spustoszenie.

Jeśli zaś o spustoszenie chodzi, to nie ma lepszej metody niż goście. Zwłaszcza goście z apetytem. Poza tym, spotkać się trzeba obowiązkowo nim w świat do rodzin swoich się rozjedziemy. Stuknąć tradycyjnym jajeczkiem. Kielonkiem też. Kota ponamawiać by przedwcześnie głos ludzki z siebie wydał. Na brak sianka ponarzekać. Nie pod obrusem, a w portfelu. I nade wszystko wyściskać po świątecznemu mordki kochane swych przyjaciół, bo w święta właściwe nie będzie okazji.

A co do okazji – okazja jakoby wigilijna, choć nie ta data w kalendarzu. To można tak trochę o tradycję, a trochę o fantazję się oprzeć. No i pięknym wyjściem z tej dwuznacznej sytuacji okazały się tradycyjne, od wieków jadane… indyjskie samosy. Oczywiście nadziane, zgodnie z wigilijną klasyką, kapustą z grzybami. Kuchnia fusion w czystej postaci. I w pysznej postaci przy okazji :-)

Cooking & EatingSamosy to prosta sprawa. Z takim nadzieniem nieźle sprawiłyby się również w towarzystwie barszczu na nieco bardziej tradycyjnej wigilii. Żadna babcia nie zwęszy podstępu. Serio. A żeby oszukać babcię bierzemy 125 g miękkiego masła, do którego dodajemy 3 łyżki jogurtu, łyżeczkę soli i pół łyżeczki proszku do pieczenia. Składniki mieszamy nie siląc się na dokładność.

Cooking & EatingDo maślanej masy zaczynamy dosypywać mąkę – nie więcej niż dwie szklanki, ale raczej mniej. Moje ciasto już po niecałej 1,5 szklance mąki przestało się kleić do rąk. Całe zagniatanie ciasta trwa raptem 2-3 minuty. Nic strasznego. A gdy już będzie zagniecione formujemy z ciasta wałek, który kroimy na 7 części.

2012-12-20-03Każdą część rozwałkowujemy na okrągły placek, który przekrawamy na dwie połówki. A każdą połówkę sklejamy w coś na kształt lejka.

Cooking & EatingDo lejka pakujemy nadzienie. I teraz cofamy się w czasie, bo nadzienie trzeba przygotować/kupić/pożyczyć/ukraść wcześniej. Gdybyśmy chcieli zrobić samosy z prawdziwego zdarzenia, to trzeba by do środka napakować warzyw, paniru i zasypać to curry. W tej wersji trzeba nam kapusty z grzybami. No to na początek grzyby – sporą garść suszonych prawdziwków zalewamy wrzątkiem.

Cooking & EatingW czasie gdy grzyby miękną, siekamy cebulę.

Cooking & EatingSzklimy ją na oleju, a gdy się zeszkli dodajemy posiekane miękkie grzyby (wodę z moczenia zachowujemy). Krótko smażymy wszystko razem i przechodzimy do ostatniego składnika, czyli kapusty. Kapustę też przed dodaniem warto nieco posiekać, coby długaśne wstążki kapuściane nie utrudniały potem jedzenia.

Cooking & EatingPodlewamy całość wodą z grzybów i dusimy pod przykryciem. Mieszamy od czasu do czasu, ewentualnie podlewamy dodatkową wodą jeśli poprzednia wyparowała i to wszystko do czasu aż kapusta będzie mięciutka. Czyli jakieś pół godziny. Na koniec odparowujemy wszelką nadmiarową wodę oraz przyprawiamy solą i pieprzem. No i jeśli kapusta ma być wykorzystana jako nadzienie, to studzimy ją.

Ok, wracamy do samosów. Do lejka z ciasta pakujemy nadzienie.

Cooking & EatingRożek zaklejamy, jak ktoś umie, to w ładne wzorki, jak ktoś nie umie, to tak jak ja, i układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Samosy można też smażyć na głębokim tłuszczu. Ale pieczenie jest łatwiejsze w wykonaniu. W sumie to też bardziej dietetyczne i rzekomo zdrowsze, ale kto by się tym przejmował w okolicy świąt ;-)

Cooking & EatingSamosy smarujemy śmietaną i pakujemy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 20-25 minut – aż złapią kolorki.

Cooking & EatingI tyle. Można jeść. Pyszne na zimno, pyszne na ciepło, zamiast kanapki śniadaniowej dnia następnego, solo oraz w towarzystwie. Nie ma powodów, by ich nie zrobić :-)

Cooking & Eating

Cooking & Eating

Cooking & Eating

Piernik. Żeby nie zwariować.

Zwykły wpis

Co roku jestem bliska stwierdzenia, że święta wymyślono tylko po to, żeby człowiek zwariował. Z roku na rok cała zabawa zaczyna się coraz wcześniej. I ja coś czuję, że wiem, do czego to zmierza. No bo przecież nie byłby to pierwszy przypadek czasowego przesunięcia. Wszakże z ciuchami już tak się stało. Kiedy należy szukać wyramiączkowanych bluzek i kusych gaci? Najlepiej wcześniuteńką wiosną, bo wiosną późną już wszystko jest przebrane. W czerwcu zaczynają są wyprzedaże, a od lipca na wieszakach zaczyna rozpychać się kolekcja jesienno-zimowa.

I to wcale nie jest ta jedna jaskółka co wiosny nie czyni. No bo takie magazyny, żurnale i inne kolorowe miesięczniki, to niby co? Jak się chce styczniowy numer przeczytać, to przecież nie należy szukać go na półkach w styczniu. Już go stamtąd dawno wyparł numer lutowy. Styczniowy numer oczywiście należy kupować w grudniu. Choć to akurat słuszna koncepcja. Wszak w grudniu świat się skończy i gdyby do stycznia trzeba było czekać na styczniowy numer, to by się go nigdy nie przeczytało. A tak, proszę, da się.

W każdym razie za parę lat w okolicy sierpnia jakiś rubaszny Mikołaj w hawajskiej koszuli będzie nas naganiał do kupowania prezentów. Last christmas i gave you my heart rozbrzmi w rytmie reggae. A biura podróży poinstruują swoich egipskich rezydentów, żeby palmy przyozdobić bombkami. Za to w listopadzie będzie już pozamiatane. Będzie dawno po sezonie świątecznym i kupno lampek choinkowych będzie równie trudne jak zakup bikini w końcówce sierpnia. No a dzięki temu jak już nastanie 24 grudnia, to będzie można na spokojnie poświętować. I ja dzisiaj właśnie o tym. Czyli o pierniku, który całe zamieszanie robi wcześniej. A jak przychodzą święta, to można go spokojnie i bez nerwów zjeść.

Cooking & EatingTak, wiem, na zdjęciu są babeczki. Ale musicie mi wybaczyć – to zdjęcie pełni tylko funkcje poglądowe. Wszakże piernik właściwy musi poczekać do świąt. Sami rozumiecie. Nie mogłam go jeszcze rozkroić. Celem zrobienia zdjęć część ciasta odłożyłam i upiekłam z niego z miejsca konsumowalne babeczki. Też pyszne, żeby nie było. A niezależnie od kształtu jaki ciastu nadać zamierzamy, początek zawsze jest taki sam. Bierzemy 250 g margaryny i 500 g cukru. Ja wzięłam pół na pół biały i brązowy.

Cooking & EatingUmieszczamy tłuszcz i cukier w dużym garnku i dodajemy do nich 0,5 kg miodu.

Cooking & EatingZalewamy cały ambaras mlekiem w ilości 0,5 l i podgrzewamy aż cukier i tłuszcz się rozpuszczą. W czasie gdy to się dzieje, przygotowujemy przyprawy – po pół łyżeczki tłuczonych goździków, tartej gałki muszkatołowej, cynamonu i anyżu.

Cooking & EatingPrzyprawy dodajemy do płynnej masy i pozwalamy im się trochę zagrzać w tłuszczu. Dzięki temu uwolnią pełnię aromatu. Następnie dodajemy 1 kg mąki oraz 2 płaskie łyżeczki sody.

Cooking & EatingŁączymy składniki w ciasto. Nie ma nawet potrzeby sięgać po mikser – wystarczy drewniana łyżka. W kolejnym kroku dodajemy do ciasta 4 jajka i ponownie mieszamy.

Cooking & EatingOstatni etap to bakalie. Dodajemy orzechy włoskie, migdały, rodzynki, żurawinę i co tam się jeszcze nawinie. Razem bakalii powinno być ok. 0,5 kg.

Cooking & EatingNaszpikowane bakaliami ciasto przelewamy do foremek. Mi starczyło ciasta na dwie keksówki – jedną o długości 35 cm, drugą 25 cm – i dwie małe babeczki do zdjęcia :-) Ciasto wlewamy do 3/4 wysokości foremki, bo pięknie rośnie.

Cooking & EatingPieczemy w 180 stopniach, aż będzie dobry – to cytat z autorki przepisu, centkowej Babci. Okazało się, że piernik jest dobry, gdy upiecze się to „suchego patyczka”, co zajęło mi 1 h 15′. Babeczki były gotowe już po pół godzinie – to na wypadek, gdybyście w ten motyw poszli.

Cooking & EatingPierniki po wystudzeniu można od razu przysposobić do jedzenia lub zawinąć w pergamin i przechowywać do świąt. Choćby i przez parę tygodni. Bezpośrednio przed podaniem trzeba je tylko polewą czekoladową potraktować. Ja bym raczej rozpuściła tabliczkę czekolady, rozrzedziła 2 łyżkami śmietanki i taką pierzynką przykryła piernik. Ale jeśli trzymać się przepisu centkowej Babci, to trzeba wziąć 80 g margaryny, 4 łyżki cukru, 1 czubatą łyżkę kakao oraz 1 łyżkę wody i rozpuścić wszystko razem na gorąco. Tak czy siak, czekoladą piernik dekorujemy. W święta wystarczy go już tylko zjeść :-)

Cooking & Eating

Cooking & Eating

Cooking & Eating

 

Welcome to Poland

Zwykły wpis

Trzy złączone stoły, niekoniecznie tej samej wysokości. Cztery obrusy, każdy inny. Wódka się leje hojnie. Śmiechy rubaszne uderzają w uszy coraz mocniejszym decybelem. Aż w końcu wujek Zdzisiek kończy opowieść pieprzną puentą i stryjenka Wiesia, ze śmiechu nie wytrzymawszy, ląduje wraz z taboretem na ziemi. Kuzyn Rysiek parska śmiechem, na co Lucek, syn stryjenki Wiesi, zakasuje rękawy i pyta Ryśka, czy ten się śmieje z jego matki. Logika nakazywałaby bójkę, ale z jakichś względów sprawa się kończy osuszeniem kolejnej flaszki i wspomnieniami jak to w wojsku kapralowi zaiwaniło się pagony. Wiecie gdzie jesteście, prawda? Oczywiście u cioci na imieninach.

Imieniny u cioci, oprócz jedynej w swoim rodzaju atmosfery, mają jeszcze jedną charakterystyczną cechę. Na tych trzech złączonych stołach stoi obfitość wielka dań ciepłych i zimnych, wśród których bigos i zimne nóżki wiodą prym. Musi być też półmisek wędlin, wybór marynowanych przekąsek pod wódkę, śledzik o tym samym przeznaczeniu, faszerowane jajka oraz tort z maślanym kremem. No i koniecznie, absolutnie koniecznie i nieodwołalnie potrzebna jest sałatka z majonezem. Bez sałatki z majonezem imieniny odbyć się nie mogą. Już łatwiej by było je zrobić bez solenizantki.

No i właśnie taką zdobycz z ostatniej rodzinnej imprezy przywożę. Sałatkę z majonezem. W sensie przepis na nią, a nie samą sałatkę, bo ta ostatnia, to już zjedzona. A że była smaczna i urodziwa, to pomyślałam, że się z Wami tym przepisem podzielę. Tylko burd żadnych za stołem nie wszczynajcie po jej zjedzeniu ;-)

Sprawa jest banalnie prosta – układamy warstwami:

  • jednego lub dwa posiekane pory – w zależności od tego jak długą mają jasną część
  • puszkę kukurydzy
  • 200 g tartego sera (najlepiej cheddara)
  • 4 ugotowane na twardo i posiekane w kosteczkę jajka
  • parę łyżek majonezu
  • garść prażonych nasion słonecznika
  • garść pomidorków koktajlowych

I już – szybko i pysznie :-)