A było to tak, że jakieś 10 lat temu, w Bardzo Zabawnej Pracy, w której na dodatek poznałyśmy się i zaprzyjaźniłyśmy z Dziołchą, w przerwach od obowiązków służbowych toczyły się prywatne pogaduchy. Prawdopodobnie byłam świeżo po wizycie w domu rodzinnym, bom rozpoczęła opowieści o tym co w tymże domu się działo, z silnym akcentem na nadchodzące w najbliższym czasie wydarzenie. No i snułam mą opowieść, że przyjęciny Maleństwa to już wkrótce, że w związku z tymi przyjęcinami to to i tamto oraz że w kwestii przyjęcin to ja mam takie a takie zdanie.
Lud kulturalny słuchał, zadziwiał się i coraz większy brak zrozumienia wyrazem twarzy przejawiał. W końcu ktoś, zdaje się, że kierownik tego cyrku, czyli Bardzo Zabawny Szef, nie wytrzymał i zadał pytanie pulsujące w mózgu każdego ze słuchaczy: Pani Centko, a co to właściwe są te przyjęciny? I tu zdziwiłam się ja. Bo że w Lud Pracujący Stolicy w przeciwieństwie do Pomorzan nie używa kaszubskiego jo w miejsce tak, to wiedziałam. Ale że i przyjęcin nie znają, to nie przypuszczałam w stopniu nawet najmniejszym. Bo przyjęciny to nic innego jak pierwsza komunia. No przecież, że to oczywiste, prawda?
No i mógłby to być koniec, ale tak nie jest, bo historia ma swoją przewrotną kontynuację. Teraz mieszkam od kilkunastu już lat w Warszawie. Rodzinę odwiedzam, to oczywiste, ale z racji geograficznego dystansu czynię to względnie rzadko. Między widzeniami w użyciu są telefony, maile i gołębie pocztowe. Ale prawda jest taka, że żyjemy już teraz w trochę równoległych wszechświatach, czego przykładowym skutkiem jest fakt, że oduczyłam się mówić jo, przyjęciny i ostrzynka (a czym się ostrzy ołówki, jak nie ostrzynką?). No i zapomniałam, że kurczak w potrawce – danie dość szpitalne w wyglądzie i konsystencji – na Pomorzu jest daniem świątecznym, odpowiednim na przyjęciny właśnie. Na wesele również. Oj zdziwiłam się ostatnio na przyjęcinach kuzynki, zdziwiłam. A potem pierwszy kęs przywrócił mi pamięć. Bo kurczak w potrawce, choć nie wygląda, to pyszny jest.

Podstawową sprawą jeśli chodzi o kurczaka w potrawce jest kurczak. Jeśli chęć macie uczynić z potrawki danie wykwintne, to należało by kurczaka ugotować specjalnie na ten cel. Kurcze gotujemy w lekko osolonym wywarze warzywnym, by zwiększyć jego aromatyczność. Jeśli jednak stawiamy przed daniem mniej ambitne cele, to można po prostu wykorzystać resztki kurczaka pieczonego. Bo wszystko czego nam potrzeba, to miseczka kurczęcych skrawków.

Oprócz tego nieodzowne będą rodzynki i cytryny, a właściwie sok z cytryn. Jeśli rodzynki są mocno wysuszone i twarde, to przed użyciem zalewamy je na kwadrans wrzątkiem.


Gdy przygotowanie ingrediencji za nami, przystępujemy do dzieła właściwego. Z dwóch łyżek masła i dwóch łyżek mąki robimy zasmażkę. Masło z mąką smażymy przez 2 minuty, pilnując by się nie zbrązowiło. Zasmażkę rozprowadzamy szklanką gorącego mleka. Następnie dodajemy 1-1.5 szklanki gorącego bulionu. Na koniec sos doprawiamy sokiem z 2-4 cytryn (w zależności od tego jak soczyste cytrusy nam się trafią). Doprawiamy łyżeczką cukru i solą. Sos powinien być wyraźnie kwaskowaty.

Trzymając sos na malutkim ogniu działamy dalej. Kwaśność sosu przełamujemy dodatkiem sporej garści rodzynek

Na koniec dorzucamy kąski kurczaka i podgrzewamy całość tylko tak długo, by kurczak się zagrzał.

Sos koniecznie podajemy z ryżem. Odmiana do risotto nadaje się do tego celu idealnie.

No i teraz następuje moment, w którym osobiście się trzeba przekonać, że to niewyględne danie jest cudowne w smaku. Bo ze zdjęć to w żaden sposób nie wynika.



52.282382
21.065368