Czy wiecie, że na wschód od Konina zaczyna się Azja? Tak przynajmniej twierdzą co niektórzy w Poznaniu. A twierdzą tak, bo przecież lepsi są od reszty kraju, tej! W Poznaniu wszakże spłonęła pierwsza czarownica w Polsce. I jak Napoleon nas odwiedzał, to najpierw przejechał przez Poznań, dopiero potem przez Warszawę. A pierwszy na świecie pomnik ku czci twórcy prysznicu to niby gdzie jest? A owszem, w Poznaniu!
A wszystko to zasługa dzielnych Poznańczyków. Tak Poznańczyków, nie poznaniaków. Bo poznaniakiem może być każdy. Wystarczy się w Poznaniu urodzić, zameldować, zasiedzieć na dłużej i już człowiek staje się poznaniakiem. Co innego być Poznańczykiem. To nie kategoria administracyjna jest, to stan umysłu. A że Poznańczyk jest lepszy od krakowiaków, warszawiaków i zwykłych poznaniaków świadczy chociażby fakt, że Poznańczyk nie rymuje się z cwaniak.
No ale przecież to wszystko nie potrzebne. Nie muszą się Poznańczycy ani poznaniacy utwierdzać we własnej wspaniałości. Nie muszą przytaczać dowodów naukowych. Nie muszą wyższości swej nikomu prezentować. Bo mają na swoim koncie zasługę, która przyćmiewa wszystko. Otóż Poznaniowi zawdzięczamy rogale świętomarcińskie. Jak dla mnie, więcej nie trzeba.

Rogale robi się całkiem łatwo. Nie są nawet aż tak bardzo pracochłonne. Ale potrzebują czasu, bo pomiędzy poszczególnymi czynnościami ciasto musi poleżakować w lodówce. Najlepiej zarezerwować sobie na rogale leniwy weekend, a pracę rozłożyć na dwa dni. Zaczynamy, oczywiście, od ciasta. Potrzebować będziemy 3.5 szkl mąki, 1 szkl ciepłego mleka, 225 g miękkiego masła, opakowanie (7 g) suchych drożdży, 1 jajko, 3 łyżki cukru, 0.5 łyżeczki ekstraktu z wanilii i szczyptę soli.
Drożdże rozpuszczamy w ciepłym mleku i łączymy z jajkiem oraz wanilią. Mąkę mieszamy z cukrem i solą. Łączymy suche składniki z mokrymi, a następnie dodajemy 2 łyżki masła (resztę masła zużyjemy później). Rozcieramy je z mąką, po czym przenosimy ciasto na stolnicę i szybko wyrabiamy.

Ciasto rozwałkowujemy na prostokąt, układamy na blaszce i chłodzimy w lodówce przez godzinę. Po tym czasie wyciągamy i smarujemy je mniej więcej 1/4 pozostałego masła. Składamy na trzy części, sklejamy boki i rozwałkowujemy znowu na prostokąt.
Wsadzamy ciasto na powrót do lodówki – tym razem na 45 minut. Po tym czasie znowu smarujemy masłem (kolejną 1/4 zużywając), składamy, zlepiamy i rozwałkowujemy. Chłodzimy przez pół godziny. Numer powtarzamy jeszcze dwa razy, chłodząc ciasto w przerwach przez pół godziny, a po dodaniu ostatniej ćwiartki masła zostawiamy ciasto w lodówce przynajmniej na godzin 5, a najlepiej na całą noc. I właśnie dlatego warto rozłożyć sobie robienie rogali na dwa dni.
Dnia następnego ciasto wyciągamy z lodówki ok. 20 minut przed formowaniem go w rogale. Nim jednak będziemy mogli rogale lepić musimy zrobić farsz. Farsz robi się z białego maku, który (jak łatwo się przekonać) jest cholernie ciężko kupić. Na szczęście u ChilliBite wyczytałam, że drzewiej rogale robiło się z migdałami i jedynie trudności z aprowizacją sprawiły, że zastąpiono je białym makiem. Więc ja, wobec odwrotnych problemów z produktami, powróciłam na tradycji łono. I tak: będziemy potrzebować 100 g orzechów włoskich i 400 g migdałów.
Migdały i orzechy sparzamy wrzątkiem przez 15 minut, a następnie mielimy / blendujemy.
Dodajemy 100 g marcepanu i 3/4 szkl cukru pudru. Celem pozyskania masy marcepanowej obrałam „ze skórki” marcepan w czekoladzie :-) Bajaderka, z której przepisu tu korzystam, pisze by marcepan rozetrzeć mikserem z cukrem, ale jeśli robicie masę w robocie kuchennym to można pominąć ten krok.
Następnie dodajemy łyżkę kandyzowanej skórki pomarańczowej i trzy pokruszone biszkopty. Podłużne. Nie wiem czemu akurat podłużne, ale tak było w przepisie :-)
Teraz kwestia wilgotności masy. Mak, przed przystąpieniem do dalszych czynności się namacza i on porządnie trzyma wilgoć. Migdały tak nie mają. Więc trzeba masę teraz nawilżyć. Zużyłam do tego celu 4 łyżki śmietany oraz ok. 50 ml wody. Masa ma być gęsta na tyle by nie wypływała z rogali, a jednocześnie na tyle plastyczna, by dała się na rogalach rozsmarować.
Ok, farsz gotowy, można lepić rogale. Ciasto rozwałkowujemy na prostokąt o rozmiarach (mniej więcej ) 35×65 cm. Przecinamy go na pół wzdłuż dłuższego boku uzyskując dwa pasy o wymiarach ok. 17×65 cm. Z każdego paska wykrawamy 12 trójkątów. Trójkąty smarujemy farszem.
Każdy trójkącik zwijamy w rogalik, a każdy rogalik układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Zostawiamy zawijańce w spokoju do podwojenia objętości (co trwa ok. 1.5 godziny).
Wyrośnięte rogale smarujemy jajkiem roztrzepanym z 2 łyżkami mleka i pieczemy przez 20 minut w 180 stopniach.
Studzimy je na kratce, lecz nim wystygną smarujemy je lukrem zrobionym ze szklanki cukru pudru i 2-3 łyżek mleka. Można je posypać siekanymi migdałami.
A teraz to już zostaje tylko rozkoszowanie się rogalami. A wierzcie mi, ten smak jest odpowiedni do rozkoszowania się :-)


52.282382
21.065368