Category Archives: Myśli

Dlaczego nie wierzę fizykom teoretycznym

Zwykły wpis

Jak powszechnie wiadomo, teoria i praktyka nie zawsze idą z sobą w parze. Teoretycznie człowiek po weekendzie powinien być wyspany, wypoczęty i pełen energii do pracy. W praktyce nie ma nic gorszego niż poniedziałek. Teoretycznie warzywa i zgrabna linia idą ze sobą w parze. W praktyce ziemniak to też warzywo. No i w końcu tak teoretycznie, to im więcej rąk do pomocy, tym łatwiej powinno być, tak? A tymczasem mi dodatkowe ręce przybyły, ale pomocy jakby niekoniecznie. Jest dość przeciwnie. Dodatkowe ręce okazały się niewymownie wielkim czasopochłaniaczem. A wyglądają tak niepozornie…

czasopochłaniacz

No i jeszcze Kot. Bo Kot dopiero teraz zrozumiał, że to wcale nie dla niego został urządzony pokoik, że to łóżeczko to wcale nie jego nowe legowisko oraz że te mebelki, to nie na jego cześć postawiony plac zabaw. Do tej pory przyjmował nowe nabytki z łaskawą aprobatą, bo skoro chcemy go tak rozpieszczać, to on jest skłonny na to pozwolić. A tu taka zdrada…!

No więc sami rozumiecie – mogę w najbliższym czasie nie być zbyt systematyczna w zamieszczaniu postów. Mam nadzieję, że wybaczycie!

Zwykły wpis

Nie będę Wam życzyć świąt ciepłych, rodzinnych i pełnych refleksji. No chyba, że takich właśnie chcecie. Bo zasadniczo świąt o jakich marzycie chciałam Wam życzyć. A że każdy z nas o czym innym marzyć ma prawo, to i efekt końcowy pewnie inny w przypadku każdego z nas byłby.

Zatem życzę Wam świąt dokładnie takich jakich pragniecie.

I jeszcze Wam życzę, aby świętem był każdy dzień po świętach.

A jedzenie każdego dnia pyszne jak w święta.

I żeby to Wam się nigdy nie znudziło :-)

Centka

Nadejszła wiekopomna chwila…

Zwykły wpis

Spadło na mnie, zupełnie z zaskoczenia, wielkie szczęście. Z którym na dodatek nie wiem co mam zrobić. Bo wyobraźcie sobie, że Crummblle postanowiła mnie w ambiwalentne uczucia wpędzić. Radość to ogromna, bom próżna w głębi serca i na komplementy łasa. Ale i dramat koszmarny. Bo wyróżnienie to idzie w parze z obowiązkiem. A dokładniej, idzie to tak:

– zaprezentować z dumą nagrodę na swoim blogu -tu akurat jest łatwo, o proszę, oto ona:


– podziękować Blogerowi, który Cię nominował u Niego na blogu (to też nietrudne, ba, ja już to nawet uczyniłam)
– wyjawić 7 faktów o sobie (hmm… czy jest jeszcze coś, do czego się nie przyznałam?)
– nominować 15 blogów do wyróżnienia (no i tu właśnie się zaczyna dramat)
– poinformować wybranych przez siebie Blogerów o wyróżnieniu (jak tylko uporam się z punktem poprzednim…)

Sami widzicie – jakże to z miliarda blogów przeze mnie czytanych mam wskazać 15? No jak? Prawdopodobnie jest to absolutnie niemożliwe.  Zacznę więc może od 7 przypadkowych faktów.

  1. potrafię pisać od prawej do lewej. Znaczy pismem lustrzanym
  2. lubię zapach benzyny
  3. mogę w kółko oglądać te same filmy / czytać te same książki – jeśli spodobały mi się za pierwszym razem
  4. nie myję jabłek ani śliwek przed jedzeniem. Umyte mniej mi smakują
  5. w ciągu ostatnich 5 lat leciałam samolotem 65 razy i ani razu się nie rozbiłam
  6. nie maluję oczu, bo płaczę na wietrze
  7. mogę godzinami rozwiązywać łamigłówki logiczne

Ok. Łatwiejsza część za nami. A teraz przechodzimy to tortur wewnętrznych, spazmów i zgrzytania zębów. Na początek pozwólcie, że odrzucę blogi niekulinarne. Jak już kręcimy się wokół jedzenia, więc się nie rozpraszajmy. Po drugie pozwolę sobie nie powtarzać blogów nominowanych przez Crummblle, choć mogłabym nominować każdy z nich. Samej Crummblle też nie nominuję. Nie dlatego, że jej nie lubię – wręcz przeciwnie, wielbię ją szalenie – ale nominowana już była i kolejne wyróżnienie mogłoby jej zawrócić w głowie ;-) No i jeszcze daruję sobie blogi zagraniczne – pozachwycajmy się talentami z rodzimego podwórka. Ok. Zapinamy pasy i jedziemy. W kolejności przypadkowej, bo alfabetycznej, wyróżniam następujące cudowne miejsca w sieci:

  1. Arabeska
  2. Bea w kuchni
  3. Book me a Cookie
  4. Cukiernicze kreacje Charlotte
  5. Fuzja smaków
  6. Majanowe pieczenie
  7. Na kruchym spodzie
  8. Pracownia wypieków
  9. Quchnia Notme – ostatnio nieaktywny, ale mam nadzieję, że to przejściowe
  10. Salt & Pepper & Co
  11. Strawberries from Poland
  12. Tak sobie pichcę
  13. Teatr gotowania
  14. Trzy pomidory
  15. Z miłości do jedzenia

Ufff, ciężko było, ale udało się! Pędzę zawiadamiać szacowne grono odpowiedzialne za wymienione powyżej blogi :-)

Odlot!

Zwykły wpis

Odlot! Nie kulinarny. Choć liczę, że to też nastąpi. Ale dziś czas na odlot w rozumieniu klasycznym, czyli poprzez oderwanie od płyty lotniska. Jest możliwe, a wręcz prawdopodobne, że wobec natłoku wrażeń oraz częstych przerw w dostawie prądu będę poza siecią. Jest też możliwe, że zginę, przepadnę, zgubię się i słuch po mnie zaginie. W końcu jadę bez planu, za to z Niesfornym Mężem i Dziołchą, a nasze wypady nigdy nie toczą się według utartych schematów.

Zatem już teraz życzę Wam świąt dokładnie takich o jakich marzycie – rodzinnych, śnieżnych i wesołych lub wyjazdowych, słonecznych i też wesołych. Każdemu według potrzeb.

Do zobaczenia za miesiąc!

PS. Kot próbował się zabrać z nami, ale ukrycie się w plecaku nie było tak przebiegłe jak mu się wydawało.

Podróż do źródeł smaku

Zwykły wpis

Ku swemu zdumieniu wracam z kulinarnego raju.

Przyznałam się już, że podróże kocham na równi z gotowaniem. W podróży uwielbiam wszystko – zarówno cel jak i samą drogę. Frajdę ogromną sprawia mi też polowanie na tanie bilety. Niesforny Mąż oraz Dziołcha (bardzo częsta towarzyszka podróży i trzeci muszkieter w jednym) uważają nawet, że to właśnie wyszukiwanie groszowych połączeń, z Warszawy do Rzymu przez Oslo z powrotną przesiadką w Madrycie, najbardziej mnie kręci w całym przedsięwzięciu ;-)

Tym razem studia nad taryfami przewoźników naprowadziły mnie na trop biletów do Luksemburga. Nie można było nie skorzystać z takiej okazji :-) Ponieważ tak to już u nas bywa, że o celu podróży decyduje znaleziona okazja lotnicza, to dopiero po zakupie biletów zaczynamy czytać, szukać sprawdzać i ustalać, gdzie my właściwie jedziemy. Nie zaskoczę chyba nikogo jak wyznam, że pierwsza rzecz o jakiej szukam informacji, to kuchnia danego kraju. Kuchnia luksemburska jest przedstawiana jako mix niemieckiej i francuskiej, z szeroko stosowaną kiszoną kapustą i wieprzowiną. Sądziłam zatem, że będzie to sfrancuziała kuchnia niemiecka, czyli poprawnie lecz bez szału. Nie obrażając kuchni niemieckiej. Tymczasem, Luksemburg pod względem kulinarnym okazał się być wyjazdem najlepszym ze wszystkich dotychczasowych! Cudowna kuchnia francuska, z całym swym bogactwem i finezją smaku, przyrządzana w bogatym Luksemburgu, gdzie nikomu nie przychodzi do głowy oszczędzanie na jakości, lśni pełnym blaskiem. Do tego serwowana jest bez zadęcia, bez udziwnień, bez francuskiego zadzierania nosa, bez fuszerek, które zdarzają się np. w bardziej turystycznej Belgii. Sam smak. A do tego te sklepy, te targi! Czułam się jak dziecko w Disneylandzie :-) Z resztą zobaczcie sami:

 

Przypadkiem trafiliśmy do La table du pain. Jest to absolutnie fenomenalna knajpa – urządzona najprościej jak się da, z mocnym akcentem na surowe drewno, z długimi stołami, przy których obcy ludzie zasiadają do wspólnego posiłku, z atmosferą nieskażoną nawet muzyką – jedyne co słychać to gwar rozmów i brzęk naczyń. Bardzo swojsko. A jedzenie? Poezja! Zwykły tost został przeniesiony na wyżyny rozkoszy podniebienia, a to za sprawą najwyższej jakości składników – najprzedniejszej pajdy chleba, wybornej oliwy, cudownego sera, parmeńskiej szynki i pesto złączonych w bardzo akuratnych proporcjach. Quiche Lorraine aż onieśmielał swą kruchością i delikatnością. Bardzo prawdziwe jedzenie.

O co właściwie chodzi?

Zwykły wpis

To chyba oczywiste, że chodzi o jedzenie.

Kuchnia jest magicznym miejscem, w którym nie tylko powstaje pokram dla ciała i duszy, a w którym także tworzy się kultura. Znany powszechnie i w Polsce makaron, we Włoszech jest niemal symbolem kraju, a włoskie mammy strzegą pilnie rodzinnej tajemnicy na sos bolognese. Bo każda rodzina ma swój, jedyny słuszny, najlepszy przepis na ten sos. Makaron sojowy lub ryżowy, trochę bulionu i zieleniny stworzy sycące Pho. W Tajlandii weźmiemy więcej ziół, dodamy zieloną papryczkę chili, podlejemy mlekiem kokosowym, a w rezultacie powstanie aromatyczne zielone curry. Zmienimy proporcje, podamy zamiast ryżu chlebek naan i mamy indyjską wersję dania. A gdyby chlebek zrobić z mąki kukurydzianej, to dojdziemy do arepy – “chleba” Ameryki Południowej.

Gotować i jeść, jeść i gotować – można to robić całe życie i nigdy się nie znudzić. Zwłaszcza, że cały czas jest coś do odkrycia. Na przykład to:

śniadanie w Wietnamie

obiad w Belgii

śniadanie w Wenezueli

obiad w Polsce

przekąska w Tajlandii

i wiele, wiele innych połączeń składników i smaków. Niewyczerpane bogactwo doznań.