Tag Archives: rabarbar

Cudze chwalicie…

Zwykły wpis

Czasy to były zamierzchłe, a centkowi Rodziciele młodzi. Sama centka była podówczas być może w wieku Przekornego Kajtka, być może nieco starsza, w każdym razie małe to to i głupie jeszcze było. Z małości wyrosłam. Z głupotą się zmagam. Ale nie popadajmy w dygresje – wracamy do czasów zamierzchłych. W onych czasach z zaopatrzeniem było jak w tym kawale, co to hindusa najmowali do pracy w supplies. Rozmowa poszła dobrze, a delikwent miał się stawić do pracy następnego dnia rano. Ranek nastał, a człowieka nie ma. Myśli kierownictwo – trudno, bywa, wybraliśmy nieodpowiedniego kandydata. A tymczasem w dalszej części dnia ktoś musiał zejść do magazynu. Idzie sobie, niczego się nie spodziewa, a tu wtem nagle zza węgła wyskakuje nasz hindus i z radosną miną krzyczy (piszę fonetycznie by oddać klimat) /suplajs/!

Zaraz, zaraz, miałam w dygresje się nie bawić. No to wracamy jeszcze raz – czasy są zamierzchłe, zaopatrzenie marne, aczkolwiek czasem gdzieś coś niespodziewanie rzucą. Taki /suplajs/.  No i razu pewnego, w tę gospodarkę niedoborów, rzucili banany. Proszę państwa, cóż tam się działo. Tłum się skłębił momentalnie, komitet kolejkowy poddał się walkowerem nie mogąc zapanować nad tłumem i zaczęła się krwawa jatka. No może trochę koloryzuję ;-) W każdym razie centkowa Mama, może nie duża, może nie silna, ale za to sprytna, jakoś się poprzeciskała między nogami, nad głowami, chyłkiem, bokiem, zwinnie, śmigle i jakimś cudem zdołała zakupić banany, które prawdopodobnie pół jej pensji kosztowały. Ale dla dziecka wszystko.

A mała i głupia centka wziąwszy kawałek banana do buzi stwierdziła, że fuuuuj, obrzydlistwo i jeść tego nie będzie.

Morał z tej bajeczki taki, by nie pchać się w każdą kolejkę, nie wydawać fortuny na dziecko gdy nie jest to konieczne i nie przedkładać bananów nad dobra rodzime. Bo kto powiedział, że banan lepszy? Że jak egzotyczne to smaczniejsze? I że to właśnie banany do chlebków i muffinków trzeba dodawać? No w sumie nikt. I dobrze. Bo jak zamiast banana dodacie rabarbar, to też będzie pysznie. I to jak!

Cooking&eatingPrzy robieniu poprzednich babeczek, a konkretnie rabarbarowego curd’u, zastanawiałam się, jakie jeszcze zastosowanie można wymyślić dla rabarbarowej pulpy, która powstaje w toku produkcji. I wymyśliłam, by dodać ją do ciasta, tak jak dodaje się rozgniecionego banana. Wyszło cudownie, orzeźwiająco, lekko i kwaskowato. Wypróbujcie póki jeszcze sezon na rabarbar trwa!

Zaczynamy jak ostatnio, czyli gotujemy na małym ogniu pół kilo pokrojonego rabarbaru z łyżką wody i trzema łyżkami cukru.

Cooking&eatingGdy rabarbar zacznie się rozpadać rozdrabniamy go blenderem i wrzucamy wszystko na sito wyłożone gazą. Potrzebować będziemy i pulpy, i wyciekającego soku. Gdy pozyskamy już rabarbarową esencję, to 200 g pulpy mieszamy z 2 jajami i 90 ml oleju.

Cooking&eatingW oddzielnej miseczce łączymy 180 g mąki, 100 g cukru,  płaską łyżeczkę proszku do pieczenia, pół łyżeczki (też płaskiej) sody oraz szczyptę soli.

Cooking&eatingŁączymy zawartość obu misek byle jak, szybciutko widelcem i ciastem napełniamy muffinowe foremki do 3/4 wysokości.

Cooking&eatingPieczemy w 180 stopniach przez ok. 25 minut. Studzimy na kratce.

Cooking&eatingW zasadzie można od razu przystąpić do jedzenia. Tak jak w przypadku bananowego chlebka, tak i tu owoce nadają muffinom cudnej wilgotności. A kwaśność rabarbaru na dodatek sprawia, że muffiny wydają się leciutkie. Prawdziwie letnie. Jeśli jednak chcecie się przenieść z doznaniami na zupełnie inny level, to zróbcie jeszcze coś – dodajcie muffinom czapy z kremu rabarbarowego. Będzie ekstatycznie!

250 g mascarpone ucieramy z 2 czubatymi łyżkami cukru pudru i sokiem, który odciekł z rabarbarowej pulpy. Soku powinno być ok. 50 ml. Jeśli macie go więcej, to zredukujcie na małym ogniu (i oczywiście wystudźcie przed dodaniem do serka).

Cooking&eatingKrem wstawiamy do lodówki na pół godziny – dzięki temu zgęstnieje i łatwiej będzie nim przyozdabiać muffinki.

Cooking&eatingPyyyyycha!

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eating

Między nami, babeczkami

Zwykły wpis

Bo czasem tak już jest, że wszystko co się spieprzyć może, to się spieprzy. Co gorsza, nie jest to sytuacja losowa, niezależna, sile wyższej podległa. No niestety nie. Sama to na siebie ściągam. Znam mechanizm, a i tak, jak ta ćma, wlatuję w ognień. No bo najgorzej wejść do kuchni w pośpiechu i chcieć coś zrobić szybko.

Praktycznie zawsze kiedy próbuję coś zrobić w tempie ekspresowym, to kłody pod nogami mnożą się jak drożdże. Mam jak w banku, że odkryję w jakie nowe, zaskakujące miejsca Niesforny Mąż poupychał kuchenne przybory. Oczywiście spędziwszy uprzednio nadmiarowy kwadrans na poszukiwaniu durszlaka (w czasie gdy makaron się rozgotowuje) czy patyczka do sprawdzania poziomu wypieczenia ciasta (podczas gdy ciasto przepieka się ponad miarę). Pewnikiem coś mi się rozleje, a ryż spektakularnie rozsypie po całej podłodze. A mąka z górnej szafki widowiskowo przesypie się do otwartej szuflady w szafce dolnej.

No a ostatnimi czasy doszło coś jeszcze. Bo wiecie, jest czasem w przepisie taki fragment, że stoi jak byk napisane – nie odstępować na krok i mieszać / ubijać / obracać bez chwili przerwy, bo jak nie, to będzie źle. No bywa tak. I choćby przez pozostałe 99% czasu można by bez problemu wcisnąć pauzę i powrócić do tematu po chwili, to w tym strategicznym momencie murem trzeba stać przy garach. No i jak myślicie, na jakim etapie przygotowywania potrawy Przekorny Kajtek zaczyna się domagać mojej uwagi? Tak, zgadliście, właśnie wtedy, kiedy absolutnie nie powinien. W sumie nie wiem jak dobrnęłam do mety. Na szczęście dobrnęłam. Bo o to jaki był cel:

Cooking&eatingA jak jeszcze Wam powiem, że pod słodką ciągutkową bezą kryje się cudnie kwaśny rabarbarowy curd, to moja determinacja będzie już całkiem oczywista, prawda? Jeśli jako i ja macie słabość do takich połączeń, to zakasujcie rękawy i ruszamy!

Na początek curd rabarbarowy. Zasadniczo robi się go jak cytrynowy tylko z rabarbaru ;-) Poniższa proporcja jest na duuuży słoik, czyli ilość zdecydowanie większą niż potrzebna do babeczek. Co akurat jest zaletą – curd jest tak pyszny, że dowolną ilość można wyjeść łyżeczką prosto z garnka, dlatego warto zrobić więcej. A zaczynamy od rabarbaru. Pół kilograma łodyg myjemy i siekamy na centymetrowe kawałki. Obierać nie trzeba. Podsypujemy 3 łyżkami cukru, podlewamy łyżką wody i gotujemy na małym ogniu.

Cooking&eatingRabarbar gotujemy aż doprowadzimy go do rozpadu. Czyli jakieś 15-20 minut. Wtedy go blendujemy.

Cooking&eatingRabarbarową papkę wrzucamy na sito wyłożone gazą i pozwalamy esencjonalnemu sokowi przesączyć się niespiesznie.

Cooking&eatingPowinniśmy otrzymać mniej więcej 3/4 szklanki soku. Pulpę koniecznie zostawcie bo jest pyszna. Z powodzeniem może występować w charakterze rabarbarowego dżemu, zostać dodana do jogurtu albo do gotowego rabarbarowego curd’u dla wzbogacenia faktury. A jeśli chodzi o sok, to dodajemy go do 6 żółtek roztrzepanych z 3/4 szklanki cukru.

Cooking&eating

Ponadto dodajemy 100 g masła pokrojonego w kostkę i wstawiamy wszystko na mały ogień. Podgrzewamy cały czas mieszając. Jeśli nigdy wcześniej tego nie robiliście lub też nie znacie możliwości swojego palnika, to lepiej przenieście się z curdem do kąpieli wodnej. Niezależnie od obranej metody masę mieszamy i podgrzewamy aż pięknie zgęstnieje. I powstrzymujemy się przed zjedzeniem całości na gorąco :-)

Cooking&eatingNadzienie przygotowane, można się wziąć za bazę, czyli babeczkowe ciasto. Ucieramy115 g miękkiego masła, a gdy będzie puchate dodajemy 150 g cukru i skórkę otartą z jednej cytryny. Ucieramy na gładką masę.

Cooking&eatingDodajemy do masła jedno po drugim 2 żółtka i miksujemy. Następnie 155 g mąki łączymy z łyżeczką proszku do pieczenia, pół łyżeczki sody i szczyptą cukru. 90 ml mleka zakwaszamy sokiem z 1 cytryny oraz aromatyzujemy łyżeczką esencji waniliowej. Dodajemy na zmianę po trochu mąki i mleka do maślanej masy i miksujemy aż wszystko się połączy.

Cooking&eatingNa koniec ubijamy 2 białka na sztywną pianę, dosypujemy do nich 15 g cukru i jeszcze chwilę ubijamy, a następnie dodajemy białka w dwóch transzach do ciasta mieszając całość delikatnie szpatułką. Ciastem wypełniamy muffinkowe foremki do 3/4 wysokości (ciasta starcza na 12 babeczek) i pieczemy w 175 stopniach przez 20-25 minut. Wcześniej nie wspomniałam, że w tym właśnie momencie wywaliło mi kroki, prawda? No właśnie – akurat gdy babeczki siedziały w piecu prąd mi odjęło. I wyszły zapadnięte zamiast garbate. A idea była taka, żeby garbik stożkowo wyciąć i zakłębienie nałożyć curd’u. Z braku garba nadziałam babeczki inaczej.

Cooking&eatingZostał jeszcze bezowy wierzch. Robimy go zaczynając od ugotowania syropu z  125 g cukru, 2 łyżek wody i 2 łyżek syropu np. klonowego, kukurydzianego lub z agawy. Syrop gotujemy ok 8-10 minut (do 115 stopni C – jeśli macie termometr). Ubijamy na sztywno 3 białka i cały czas ubijając zaczynamy wlewać cienką strużką gorący syrop. Masę białkową ubijamy potem jeszcze trochę, do czasu aż nieco przestygnie.

Cooking&eatingMasą dekorujemy babeczki mniej lub bardziej finezyjnie

Cooking&eatingTeraz pozostał już tylko ostatni krok – wrzucamy babeczki pod porządnie rozgrzaną górną grzałkę w piekarniku (u mnie górna grzałka + termoobieg ustawione na 200 st.) i rumienimy bezę. Trwa to chwilę (mi wystarczyły 2 minuty), więc nie spuszczajcie babeczek z oczu.

Ufff, to już koniec! Dobrnęliście ze mną do mety? To poczęstujcie się babeczką, zasłużyliście na to :-)

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eatingPrzepis stąd z moimi zmianami

Głowa pusta, za to tarta pyszna

Zwykły wpis

Mam taką teorię, że powyżej 30°C myśli przechodzą w stan gazowy i ulatniają się z głowy niepostrzeżenie. Po czym wnoszę? Ano dłubię dziś w mojej głowie w poszukiwaniu jakiegokolwiek punktu zaczepienia, jakiejkolwiek zajawki, śladu przemyśleń na tle jakimkolwiek – a tu próżnia. Pusto, aż echo niesie.  Nie będę więc maltretować klawiatury bez powodu i po prostu zaproszę Was na ciasto. Mogłam z nim poczekać do napływu weny, ale nie zrobię tego bo:

  1. ciasto jest pyszne, cudownie kontrastowo pyszne
  2.  jeśli takie temperatury się utrzymają, to sezon na rabarbar się skończy nim wena na mnie spłynie
  3. a ciasto jest zbyt pyszne, by się nim nie podzielić

Ciasto na tartę zagniatamy z 260 g mąki, 130 g zimnego masła, 65 cukru, 4 żółtek, szczypty soli i łyżki zimnej wody.

Ciastem wylepiamy formę. Dajemy całości schłodzić się pół godziny w lodówce.

Teraz naszej uwagi wymaga rabarbar. Czerwoniutki, kwaśniuteńki, grubaśny, dojrzały rabarbar, w ilości ok. 1 kg. Obieramy go i kroimy na mniejsze kawałki.

Miałam w domu kilka zabłąkanych truskawek, więc dodałam je do rabarbaru.

Ciasto już się schłodziło, można je więc piec. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni, ciasto obciążamy np. fasolą, pamiętając o wsadzeniu papieru między jedno a drugie. Raz o tym nie napisałam i zrobił się ambaras. Wyciągam wnioski Eulaliu :-)

Ciasto podpiekamy 10 minut, po czym wyciągamy celem wypełnienia. Rabarbar mieszamy z dwoma łyżeczkami skrobi i 50 g cukru, a następnie wykładamy na ciasto.

Zapiekamy ok. 25 minut – trzeba sprawdzić czy brzeg tarty się przyrumienił, a rabarbar stał zupełnie miękki.

Tarcie niestety należy dać przestygnąć. Niestety, bo zajmuje to dłuższą chwilę, a w międzyczasie tarta absolutnie złośliwie produkuje boski zapach. A jak już wystygnie, to dekorujemy ją kremem zrobionym z 200 g ubitej śmietanki (30-36%) połączonej z 400 g serka mascarpone i 50 g cukru pudru.

Odrobina mięty dla podniesienia walorów artystycznych nie zaszkodzi.