Sierpień nie powinien mnie dotyczyć. Szkolne ławy już dawno porzuciłam, więc nie powinien. Bo wakacje wcale mi się nie kończą. Wręcz urlop dopiero na horyzoncie. A upały wcale nie odpuszczają – wszak nie dalej jak wczoraj było ponad 30 stopni. A mimo wszystko odliczanie w dół się rozpoczęło. Z niezrozumiałych powodów po 20 jest już ciemno. Krótkie gacie w nocy mogą przyprawić o gęsią skórkę. No i Kot jakby przestał masowo gubić sierść. Ani chybi czuje w kościach, że już czas szykować się na zimę.
Jakby człowiek mądry był, to by w ślady Kota poszedł. Za przetwory się wziął. Za wietrzenie pierzyn. Za zaplatanie warkoczy z czosnku. W sensie za przygotowania do nadchodzących mrozów się wziął, bo przecież Kot wcale niczego nie wekuje, a pod pierzyną to co najwyżej sypia. Ale, najwidoczniej, mądrości u mnie ani krzty, za to szkolnej głupoty, a i owszem, sporo. Po uczniowsku, z niesłabnącym zapałem, eksploatuję ten sierpień jak się tylko da, żeby się nachapać, nałapać, wyszaleć, wybawić, naspotykać, nagadać, nawyjeżdżać na cały nadchodzący rok szkolny. Jakby poprzednie kilkadziesiąt lat nie nauczyło mnie, że na zapas to tylko truskawki w słoiku da się zamknąć.
Wobec natłoku wydarzeń do kuchni mi ciągle nie po drodze. Więc jak już się trafi wolne popołudnie, nie obarczone brzemieniem sierpniowej zabawy, to mam ochotę to troszkę pocelebrować. Czymś leniwym. Długo duszonym. Nieśpiesznie opiekanym. A że sierpień to jednak sierpień, w sensie lato a nie jesienna słota, to nie można sięgnąć wprost po ciężką, zawiesistą i tłustą artylerię. O nie. Tu trzeba działać sprytnie. Wpleść w temat dary lata. Na ten przykład dusząc mięso w soku jabłkowym. Wchodzicie w temat?
Lekki, kwaskowaty w jabłkowy sposób sos idealnie komponuje się z młodymi ziemniakami. To danie nadaje się nawet na upały. Choć zdecydowanie lepiej komponuje się z chłodnawym sierpniowym wieczorem. A robi się je bardzo niespiesznie i leniwie.
Siekamy 3-4 łodygi selera i 1-2 marchewki.
Kroimy też na zgrabne kawałki 2 polędwiczki wieprzowe
Ostatni, a zarazem kluczowy składnik, to sok jabłkowy. Najlepiej świeżo wyciskany, z całą swoją jabłkową mętnością. Soku potrzeba nam ok. 1 litra.
Teraz przystępujemy do dzieła. Polędwiczki obsmażamy ze wszystkich stron na niewielkiej ilości oleju. Czynimy to partiami, bez tłoku, by dać mięsu szansę na złapanie brązowych rumieńców.
Obsmażone mięso odkładamy na bok, a na tym samym tłuszczu (no chyba że się bardzo przypalił, wówczas wymieniamy na świeży) smażymy warzywa – tak z 10 minut, aż będą przyrumienione, a marchewka lekko zmięknie.
Do podsmażonych warzyw wrzucamy mięso i zalewamy całość sokiem jabłkowym.
Dolewamy bulionu – tyle by mięso było całkowicie przykryte. Ponadto doprawiamy – solą, pieprzem, tymiankiem i liściem laurowym.
Mięso przykrywamy i dusimy przez godzinę. W połowie duszenia posmakujcie sos – jeśli sok jabłkowy był bardzo kwaśny być może trzeba doprawić sos odrobiną cukru.
Gdy mięso jest miękkie wyciągamy je z sosu. Sos odtłuszczamy ściągając łyżką pływające na jego wierzchu oka tłuszczu.
Odchudzony sos gotujemy na ostrym ogniu, aby zredukował swą objętość o połowę. I gotowe. Wystarczy złożyć wszystko w całość na talerzu. Pyszne sierpniowe danie.
Pomysł znalazłam na Завтраки, обеды, ужины