Tag Archives: kurki

Wręcz przeciwnie.

Zwykły wpis

Trafiłam w sklepie na marynowane kurki. Niby nic trudnego, choć fakt, stoją troszkę na uboczu. Ale clue mojego trafienia zawiera się w tym, że trafiłam na nie w promocji. Co przeważyło szalę. Bo jednak regularne 11-12 zł za mały słoiczek działa na mnie trochę odstraszająco.

Jak już słoik kurek znalazł się w moim posiadaniu, to nie miałam żadnych wątpliwości jak je spożytkować. Mam w zeszycie jedną ze swoich ulubionych sałatek, do której zrobienia prawie zawsze pretekstem są promocyjne kurki. Zatem dziś będzie wręcz przeciwnie. W odniesieniu do wczoraj, nie do kurek. Będzie szybko, łatwo, za to z efektem gwarantowanym. I nawet troszkę wykwitnie.

Składników nie jest wiele. Na początek część grzybno-warzywna: 1 sałata lodowa, 1 cebula czerwona, 1 słoik marynowanych kurek (200-300 g).

Następnie wędzony łosoś w ilości 150-200 g.

I ostatni krok – sos, zrobiony z dwóch łyżek majonezu i łyżki koncentratu pomidorowego.

A w sekrecie Wam powiem, że najlepiej wrzucić wszystko do miski i porządnie wymieszać z sosem. Sałatka traci przez to na estetyce, ale zyskuje na smaku.

 

Obiad z lodów

Zwykły wpis

Pierwszy od dłuższego czasu nieremontowy dzień weekendowy się w końcu nam przytrafił. Zalegliśmy sobie beztrosko przed telewizorem, racząc się odmóżdżającą telewizją weekendową, nie mając nawet żadnych wyrzutów sumienia na tym tle. Przerywaliśmy ten proceder jedynie na przyjemności. A to późne śniadanie, a to kawka, lampka wina, kocyk na nogi i mruczący Kot pod rękę. Po paru godzinach lenistwa odczuliśmy potrzebę konsumpcyjną, bliżej niesprecyzowaną. Z poziomu kanapy zaczęłam przywoływać w pamięci zawartość lodówki. Musztarda? Nie. Pomidor? Nie. Niezidentyfikowana zawartość słoika na górnej półce? Zdecydowanie nie. Hmmm… A czy przypadkiem przy ostatnim przeglądzie zamrażalnika nie wpadły mi w oko lody? Coś mi się majaczyło, że tak. 

Z miejsca nabraliśmy ochoty na zimną gąłkę lodów pod kolejny kubek gorącej kawy. Myśl ta zmotywowała mnie na tyle, że aż podniosłam się z kanapy i podreptałam ku lodówce. Rozpoczęłam przekopywanie szuflad zamrażalnika i bingo! Lodowe pudełko zaiste tam było. I już był w ogródku, już witał się z gąską, gdy wtem nagle… czar prysł po otwarciu pudełka.

Rzekome lody okazały się być zamrożoną solidną porcją kurek, które zapewne od mej Madre dostałam, schowałam, zapomniałam. Rozczarowanie związane z brakiem lodów szybko ustąpiło radości wielkiej z cudownego odnalezienia  kurek wynikłej. I pomysł na ich wykorzystanie od razu się zmaterializował.

Kurkom pozwoliłam rozmrażać się na patelni w oparach podsmażonej cebuli.

W międzyczasie polędwiczki wieprzowe pokroiłam na mniejsze kawałki, popieprzyłam, ze wszystkich stron obsmażyłam.

Mięso dorzuciłam do grzybów, podlałam bulionem i pozwoliłam mu się dusić pod przykryciem na wolnym ogniu do miękkości.

Pod koniec zdjęłam pokrywkę, zwiększyłam ogień i pozwoliłam połowie płynu odparować. Ubytek uzupełniłam śmietanką.

Hmmm… Pyszności. Obowiązkowo z natką pietruszki.