Tag Archives: faszerowane

Toskański bukiet

Zwykły wpis

Przyznam się do czegoś. Nie polubiłam Włoch. Nie zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Nie zrozumiałam na jakim tle te ochy i achy są generowane. Sjestę uznałam za wynalazek szatana – bo czy to normalne, żeby zamykać knajpy właśnie wtedy, kiedy człowiek najbardziej potrzebuje obiadu? A opłata serwisowa za klapnięcie umęczonym tyłkiem na krzesło przy piciu espresso? Toż to zbrodnia w biały dzień! I te tłumy, dzikie tłumy turystów, nawet najbardziej poza sezonem, jak tylko się da, czyli w styczniu. No.

Ale. Nie bez powodu czas przeszły w powyższym akapicie rozbrzmiewa. Się okazało, że mnie po prostu zmęczył Rzym. Piękny on, a i owszem, ale męczący, nieprzyjazny i z zadartym nosem. Zwłaszcza wobec punktu odniesienia – prosto z Rzymu pojechaliśmy do Barcelony, która była rozkosznie urocza i duszę swą przed nami otworzyła od razu. Po drugie, od czasu Rzymu jeszcze parę innych miejsc w słonecznej Italii dane było mi zobaczyć i przyznam to. Publicznie.

Myliłam się. Lubię Włochy.

A niezależnie od mych ewoluujących uczuć względem kraju, to od zawsze uznaniem darzę kuchnię włoską. Pasta w formach wszelakich często gości na mym stole, pizze równie chętnie samodzielnie wypiekam, a bruschetty nader gorliwie chrupię. I tylko jedna sprawa mi się we włoskiej kuchni nie podoba. A mianowicie to, że niektóre jej składniki są u nas dostępne trudno lub wcale. Wobec powyższego nie powinno Was zdziwić, że z ostatniej wyprawy, tym razem pod toskańskie niebo, przywiozłam właśnie kuchenne ingrediencje. Kwitnące na dodatek.

Cooking&eatingKwiaty cukinii, bo o nich mowa, z jakiś względów w Polsce są praktycznie niedostępne. No chyba, że ma się znajomego działkowicza, który na dodatek hoduje cukinie. Bo w sklepie ich raczej nie znajdziecie. A jeśli znajdziecie, to ja poproszę o adres tego sklepu :-)

Cooking&eatingJeśli podstawową przeszkodę, czyli dostępność składników, pokonacie, to dalej jest już z górki. No bo zobaczcie sami jakie to proste: 250 g ricotty mieszamy ze sporą garścią ziół wszelakich (mięta, bazylia, pietruszka, tymianek, szczypior, oregano, a najlepiej mix zielska)

Cooking&eatingDo ziołowego serka dodajemy 50 g tartego parmezanu

Cooking&eatingDoprawiamy twarożek solą, pieprzem i gałką muszkatołową oraz skórką otartą z jednej cytryny.

Cooking&eatingRicottową masą nadziewamy kwiaty cukinii. Mi najwygodniej robiło się to szprycą z tylką o szerokim otworze.

Cooking&eatingMasy starcza na nadzianie 12-16 kwiatów (zależy od ich wielkości i tego ile nadzienia jesteśmy w stanie napakować do środka)

Cooking&eatingKwiatkom dajemy na chwilę spokój i bierzemy się za sos. Siekamy szalotkę i czosnku ze dwa ząbki. Wrzucamy to na odrobinę oliwy i podsmażamy do szklistości. Dodajemy pomidory – pół kilo obranych ze skóry świeżych lub (co jest lepszym rozwiązaniem tą porą roku) puszkowanych.

Cooking&eating

Solimy sos, pieprzymy go również, dorzucamy garść czarnych oliwek. Brutalną siłą rozgniatamy pomidory i dusimy całość z 5 minut. Do tak przygotowanego sosu wkładamy delikatnie nadziane kwiaty

Cooking&eatingSkrapiamy kwiaty oliwą, przykrywamy rondel i dusimy wszystko 15-20 minut. Na koniec skrapiamy cytryną i gotowe.

Cooking&eatingŁomatuchno jakie to pyszne! I takie bardzo włoskie w smaku :-)

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eating

Ponoć diabeł maczał w tym palce

Zwykły wpis

Ja już z fazy nastoletniego buntu milion lat temu wyrosłam. Już nie rysuję krwią z czarnego koguta pentagramów w piwnicy. Nie wymykam się potajemnie na czarne msze. I nie wytapetowałam sobie mieszkania w motyw trzech szóstek. Ale jak coś diabelsko kusi, to nadal się nie mogę oprzeć. Diablo dobry aksamit już przerabialiśmy.  Tym razem coś na ostro, na grzesznie i ponoć bardzo zbawiennie na kaca działające przyciągnęło mą uwagę. Deviled eggs. Chciałoby się powiedzieć, że diabelskie jaja, ale zbyt dwuznacznie do brzmi ;-)

Niby takie zwykłe faszerowane jajka, a jednak nie do końca zwykłe. Rewelacyjne są! Bo po pierwsze, w smaku bardzo akuratne, doprawione z pazurem i ogólnie takie, że ma się ochotę sięgnąć po kolejne. A po drugie konsystencja farszu jest boska – kremowa, gładka, wręcz godna tortu. No cóż, jak na seriouseats.com mówią, że to najlepszy przepis na te jajka, to ja im wierzę. I Was też do odrobiny wiary i spróbowania zachęcam.

Na faszerowane jajka niewątpliwie będą potrzebne jajka. Nie zaskoczę Was również tym, że jajka powinny być ugotowane na twardo. Drobna uwaga – proporcje podaję na 4 jaja.

Jajka przecinamy na pół i wyłuskujemy żółtka. Miksujemy je z kopiastą łyżeczką majonezu, płaską łyżeczką musztardy, niepełną łyżeczką octu, ostrym sosem chili (od kilku kropel wzwyż – wedle zamiłowania do ostrości) i solą do smaku. W trakcie miksowania (jak przy robieniu majonezu) dolewamy trochę oliwy – ok. 1 łyżeczki.

Farsz starcza na mniej więcej 2/3 białkowych połówek. Przy 4 jajach połówek było, jak łatwo zgadnąć 8, a farszu starczyło na wypełnienie 5 z nich.

Nafaszerowane jaja posypujemy ostrą papryką lub nawet chili cayenne, upiększamy szczypiorkiem i skrapiamy oliwą, koniecznie extra vergine. Nie będę kłamać, diabelsko dobre są.