Jest takie wenezuelskie miasteczko Merida, co to położone jest w cudownych andyjskich okolicznościach przyrody. W miasteczku tym znajduje się niezwykła lodziarnia. Niezwykłość jej tkwi w repertuarze. Lodziarnia owa bowiem serwuje niebywałą liczbę dziewięciuset smaków lodów, co znalazło uznanie potwierdzone wpisem do księgi rekordów Guinnesa.
Stworzyć kilkadziesiąt smaków to już wyzwanie. Przy kilkuset zaczynają się schody, bo obstawione już są wszystkie typowe kombinacje. Przy blisko tysiącu, naprawdę trzeba spojrzeć na świat przez kreatywne okulary. W efekcie można tam dostać gałkę o smaku dowolnego owocu, lecz nie tylko. Również czosnkową, szynkową, tequilową, marchewkową, hamburgerową, koperkową i chyba każdą inną, która tylko przyjdzie nam do głowy. Niestety wszystkie te smaki nie są dostępne jednocześnie – codziennie grany jest inny repertuar. Ubolewając strasznie nad ograniczoną rozciągliwością ludzkiego żołądka, ograniczyłam się do trójgałkowego zestawu serowo-kalmarowo-łososiowego. Mi smakowało, natomiast Niesforny Mąż stwierdził, że czuje się jakby lizał lodówkę ;-)
No i zasadniczo tu się zawiązuje puenta. Bo zmierzam do tego, że każda forma może nieść smak dowolny. Choć po lodach spodziewamy się słodyczy, nie ma przeciwwskazań, by zachwycać się jajecznicową kuleczką. A różowy, piankowy prostokącik może być z buraka. I tym sposobem rybny kąsek na wierzchu znajduje uzasadnienie, prawda?
Chłodnik w kształcie ciasta? Buraczany sernik? Jak zwał, tak zwał. To jest dobre.
Potrzebne będą ze dwa buraki czyli ok. 400 gram.
Buraki traktujemy z całą brutalnością blendera i ucieramy je bezlitośnie na puree.
W oddzielnym zakątku kuchni ucieramy na gładką masę 200 g koziego twarożku i 125 g philadelphi (lub doskonale ją imitującej piątnicy)
Serkową masę rozrzedzamy śmietaną (o mocy 12%, a maksymalnie 18%) w ilości 300 g.
W niewielkiej ilości gorącej wody rozpuszczamy 2 łyżki żelatyny.
Rozpuszczoną żelatynę łączymy z buraczkowym puree
Czerwoną masę łączymy z masą białą
Następnie bierzemy się za doprawianie – trochę soku z cytryny, sól, pieprz i łyżka drobno siekanego koperku powinny załatwić sprawę
Różową masę ubijamy lekko by nadać jej puszystości, a następnie przelewamy do formy wyłożonej pumperniklem.
Formę wstawiamy do lodówki na co najmniej 4 godziny.
Po tym czasie kroimy na prostokąciki, dekorujemy kawałkiem łososia i podajemy niczego niespodziewającym się ofiarom. Przekąska w sam raz na prima aprilis :-)
Przepis Марики z licznymi moimi zmianami