Tag Archives: mleko skondensowane

Przekorny Kajtek, sernik i Kot.

Zwykły wpis

Moniazo pytała mnie w komentarzu pod ostatnim wpisem, jak na potrzeby bloga nazwę mój nowy nabytek w postaci córki. Po kilku dniach spędzonych z nią nie mam żadnych wątpliwości, że to Przekorny Kajtek. Czemu Przekorny? A no temu, że wszystko robi na opak i tylko wtedy, gdy sama uzna, że nadeszła pora. Płacze z głodu, ale jeść wcale nie ma ochoty. Jak już po dwóch godzinach uda się ją jako tako nasycić, to się ze szczęścia rozbudza i jest skłonna do współpracy w zakresie ssania. Tyle, że już głodna nie jest. Przeczy wszelkim autorytetom i kłam zadaje mądrościom z literatury odmawiając jedzenia nie rzadziej niż co trzy godziny. Za co jestem jej wdzięczna. Bo mamy zgodę co do tego, że w nocy należy spać, a nie podjadać. No i oczywiście gdy ja jestem wolna, chętna i dyspozycyjna, to zasypia snem sprawiedliwego i żadne podszczypywanie nie jest jej wstanie obudzić. Za to czas na zabawę zarządza dokładnie wtedy, gdy postanowię coś zrobić. A postanowiłam w końcu coś ugotować.

Wnioskując z tego jak wyglądały ostatnie dwa tygodnie wnoszę, że czasu na kucharzenie nie będzie chwilowo za wiele w moim życiu. W związku z tym faktem, jak już podjęłam się wyzwania, by przy absorbującym dziecięciu coś przyrządzić, musiało to być Coś przez duże C. Znaczy Ciasto. A jak ciasto, to wiadomo – jakieś z gatunku najulubieńszych, by czas zainwestowany w jego przyrządzenie przyniósł jak największe zyski dla kubków smakowych. Wobec takiego kryterium wybór był prosty – musiał to być sernik.

W pierwszym odruchu chciałam sięgnąć po sprawdzonego faworyta, czyli sernik nowojorski. Ale rozważywszy sprawę ponownie, stwierdziłam, że nie wiadomo kiedy znowu nadarzy się okazja na wypróbowanie innej wersji sernika, która bardzo, ale to bardzo mnie zaintrygowała. W efekcie powstał cudny sernik z mlekiem skondensowanym, do którego dla większej rozpusty dorzuciłam karmelki daim. Wyszło absolutnie przepysznie. I dało się to ogarnąć, przy dziecięciu domagającym się uwagi mniej więcej co dwie minuty. Bo to na dodatek banalnie prosty sernik jest.

Cooking&eatingZaczynamy od początku, czyli od spodu. A spód robimy z ciasteczek Digestive (150 g) i rozpuszczonego masła (50 g).

Cooking&eatingCiasteczkowo-maślaną mieszanką przypominającą mokry piasek wylepiamy dno tortownicy o średnicy 21-22 cm.

Cooking&eatingBlachę chowamy do lodówki i w czasie gdy spód się schładza przygotowujemy masę serową, do której, jak łatwo zgadnąć, niezbędny będzie ser – 0,5 kg białego trzykrotnie mielonego oraz 0,25 kg mascarpone. Oba w temperaturze pokojowej.

Cooking&eatingOprócz twarogu przyda nam się jeszcze kilka innych składników, również w temperatrurze pokojowej. A będą to:  3 jajka

Cooking&eating400 g mleka skondensowanego słodzonego

Cooking&eating2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Cooking&eating

oraz łyżeczka esencji waniliowej

Cooking&eating

Masę wylewamy na schłodzony spód i bierzemy się za siekanie cukierków – ok 100 g daimów będzie ilością odpowiednią.

2013-01-28-09Posiekane cukierki wysypujemy na wierzch ciasta, po czym wstawiamy tortownicę do piekarnika nagrzanego do 170 st., na dół którego wstawiamy dodatkowo żaroodporne naczynie z wrzącą wodą.

Cooking&eatingPo około godzinie sernik jest gotowy. Studzimy go niegwałtownie, czyli w uchylonym piekarniku, a potem jeszcze schładzamy w lodówce. Masa serowa jest delikatna, kremowa, aksamitna. Posypka z cukierków tworzy coś na kształt polewy toffi i ożywia ten delikatny sernik. Jednym słowem, a dokładniej dwoma, jest to kompozycja doskonała :-)

Cooking&eating

Cooking&eatingChociaż może nie będzie tak źle z tym blogowaniem – w końcu mamy niezastąpioną, jedyną i najlepszą pomoc ze strony Kota :-)))

Cooking&eating

Przepis na masę serową pochodzi stąd.

 

Ogry mają warstwy

Zwykły wpis

Ja nie wiem czemu się tak torturuję. Dobrze przecież wiem, jak to ze mną jest. O ile w niektórych dziedzinach życia wykazuję wielką racjonalność, to tu głupieję. Jak na kobietę, to wręcz ascetyczną wstrzemięźliwość wykazuję w sklepach z ciuchami. Za to na akcesoria kuchenne przepuszczam czas i pieniądze bez opamiętania. Mogę pobuszować między kosmetykami i skończyć tą czynność bez użycia karty płatniczej. I żadne buty nie powiedziały do mnie „mamo”.

Ale. Każdy ma swojego bzika. Od zwykłego przeglądania przepisów głupieję. Wypatrzę coś i zapadam na chorobę pt. muszę tego spróbować. I choć świadoma tego faktu jestem aż do bólu, to przeglądam blogi, książki kucharskie, gazety lub czasopisma i choruję z pełną mocą. I nie wyciągam wniosków. Już raz Aлёнка wpędziła mnie w chorobę, a ja znów do niej zajrzałam… Jak macie wolne trzy godziny, to możecie czytać dalej. W przeciwnym wypadku, ratujcie się póki możecie!

Ja uprzedzałam, a Wy czytacie dalej, czyli czynicie to na własne ryzyko. Tym samym ja wyzbyłam się wszelkiej odpowiedzialności za ewentualne szkody i reklamacji przyjmować nie planuję. To teraz, jak kwestie prawne sobie ustaliliśmy, powiem na czym pracochłonność ciasta polega. Ma ono warstwy. Może to nie wydawać się straszne, bo cebula ma warstwy, ogry mają warstwy, temat wydaje się oswojony. Ale to ciasto ma warstw aż 20. A każdy blat pieczemy oddzielnie. Po prostu masakra czasowa.

Zaczynamy od ciasta na rzeczone warstwy. 80 g miękkiego masła ucieramy z 100 g cukru pudru na puszystą masę. Dodajemy dwa roztrzepane jajka (w temperaturze pokojowej).

Gdy składniki się połączą, dodajemy 300 ml mleka (również w temperaturze pokojowej) i mieszamy do połączenia. Następnie dodajemy pół łyżeczki proszku do pieczenia oraz 150 g mąki i znów mieszamy do połączenia. Teraz zaczynamy dodawać pozostałą mąkę. W sumie dodajemy jej ok. 800-900 g, a dokładniej tyle, aż ciasto będzie elastyczne i nieklejące. Gdy to nastąpi, ciasto formujemy w kulę, robimy mu kapelusik z foliowej torebki a’la starsza pani w deszczowy dzień i zostawiamy na pół godziny.

Gdy ciasto się relaksuje robimy bazę do kremu. Podgrzewamy w rondelku 500 ml mleka nie doprowadzając do wrzenia. Do ciepłego mleka wlewamy 2 jajka roztrzepane z 4 łyżeczkami skrobi na gładziutką, bezgrudkową masę.

Gotujemy masę aż zgęstnieje, cały czas mieszając (to ważne – bez mieszania zrobią się grudki).

Gęstą masę zdejmujemy z gazu i dodajemy do niej puszkę (500 g) masy karmelowej (którą można zrobić samodzielnie, gotując puszkę słodzonego mleka skondensowanego pod pełnym zanurzeniem przez 3 godziny lub kupić gotową). Mieszamy, aż powstanie jednolita masa.

Masę karmelową pozostawiamy do całkowitego przestudzenia.

Włączamy piekarnik (180 st.) i wracamy do ciasta. Dzielimy je na 20 w miarę równych porcji, z których każdą rozwałkowujemy najcieniej jak potrafimy, podsypując mąką w miarę potrzeby.

Płat ciasta układamy na wyłożonej papierem blaszce i nakłuwamy widelcem.

Pieczemy 4-5 minut – wystarczy by ciasto złapało lekkich kolorków. Po wyjęciu z piekarnika – nim płat podeschnie i stwardnieje – przykładamy spód tortownicy albo talerz i wycinamy z upieczonego ciasta równiutki, krąglutki blat.

Okrawki zachowujemy do dekoracji. Czynność powtarzamy do wyczerpania ciasta lub cierpliwości – cokolwiek nastąpi pierwsze.

Na koniec okrawki podpiekłam jeszcze przez kilka minut by złapały ładnych kolorków i pokruszyłam na niewielkie kawałki.

Kończymy robić krem – 700 ml ubitej śmietany kremówki łączymy z karmelową masą.

I wreszcie moment, na który czekałam – blaty przekładamy cienką warstwą kremu.

Ja zrobiłam to od razu na docelowym talerzu i przystąpiłam do dekoracji. Ale radziłabym uczynić inaczej. Idea ciasta jest taka, że po leżakowaniu w lodówce krem nasącza poszczególne warstwy dość suchego ciasta i zespalają się one w smakowitą całość. Gdy zrobicie tak jak ja zrobiłam, ciasto na brzegach nie będzie dość wilgotne. Dlatego następnym razem przekładałabym blaty kremem w tortownicy, równie hojnie smarując je po brzegach co po środku. Rant tortownicy ratowałby krem przed wypłynięciem, a blaty nawilżyłyby się równomiernie. Dekorację zostawiłabym sobie na następny dzień. A dekorujemy ciasto uciętymi uprzednio skrawkami.

Ciasto musi – absolutnie musi – przeleżeć parę godzin, a najlepiej całą noc w lodówce. Dopiero wtedy nabiera odpowiednich walorów. Po dwóch dniach jest jeszcze lepsze. Bardzo subtelne w smaku. Bardzo inne od typowych tortów. Bardzo godne uwagi.