Tag Archives: wino

Kaczka, wcale nie dziwaczka

Zwykły wpis

Nad rzeczką, opodal krzaczka, mieszkała kaczka. Wcale nie dziwaczka. Po prostu postępowa była i nie wahała się latać obok klucza, zamiast w nim. Była ambitna i chętnie się uczyła – oprócz kwa, kwa swobodnie używała też quack quack i kra kra (jakby ktoś nie wiedział, to rosyjskie kaczki kraczą :-) ). Nie spieszyła się ze składaniem jaj, chciała najpierw popływać trochę po nie znanych wodach, polatać po nieznanym niebie. I ogólnie gwizdała na konwenanse. O ile dziobem da się gwizdać.

Bulwersowała się na to starszyzna plemienia. Bo jak to tak można! Skąd u nas taki odszczepieniec? Przecież u nas, nad polską rzeczką, opodal polskiego krzaczka, takie rzeczy są nie do pomyślenia. U nas kaczki grzecznie tarzają się w majeranku, nadziewają jabłuszkami i posłusznie siedzą w piekarniku do rumianej skórki. Taki jest odwieczny porządek rzeczy i nikt nam go burzyć nie będzie. Pod groźbą oskubania.

Ale nasza kaczka, wcale nie dziwaczka, była nieugięta. A jak ktoś się uprze, to wiadomo, nie ma siły. No i ominął ją majeranek, jabłuszka na jej drodze nie stanęły. Skończyła w oregano. W towarzystwie fig. Skąpana w winie. Wśród zachwytów i aplauzu. Oraz drobnego pomlaskiwania ;-)

Cooking&eating

Aby kacze marzenia ziścić prócz kaczych nóżek należy sięgnąć po rzeczone figi, oregano i wino. Ponadto jedynie sól będzie potrzebna.

Cooking&eatingNóżki dokładnie nacieramy solą i ziołem, by aromat je otulił z każdej strony

Cooking&eating

Następnie pakujemy mięso do rękawa i podlewamy czerwonym wytrawnym winem – ok. 100 ml wystarczy.

Cooking&eating

W następnym kroku pakujemy mięso do piekarnika – w 180 stopniach ptaszysko powinno posiedzieć przynajmniej godzinę, ewentualnie ciut dłużej jeśli odmawia mięknięcia. A gdy już zmięknie, to wyciągamy je z piekarnika, odsączamy z tłuszczu i kładziemy skórą do dołu w rozgrzanym rondlu.

Cooking&eatingW czasie gdy kacza skórka się rumieni przekrawamy 4 figi na pół

Cooking&eatingKaczkę przewracamy rumianą skórką do góry, figi układamy dookoła mięsa przekrojem do dołu i podlewamy wszystko winem – znowu ok. 100 ml

Cooking&eatingTrzymamy ten ambaras pod przykryciem na średnim ogniu przez ok. 15 minut lub do czasu aż figi zmiękną, a wino zredukuje swą objętość o połowę. I gotowe. Myślę, że nawet najbardziej ambitna kaczka byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw :-)

Cooking&eating

Cooking&eating

Cooking&eatingJest to mocno zmodyfikowana wersja przepisu Nigela Slatera.

 

 

Novemberfest!

Zwykły wpis

Niewątpliwie skończył się październik. Z październikiem skończyła się też złota polska jesień. Wraz z październikiem minęły moje urodziny i w listopad wchodzę znowu o rok starsza. Pospołu z końcem października świeżo upieczonym studentom schodzi wyraz nieustannego zdumienia i zagubienia z twarzy. Już zaczynają się czuć trochę lepiej w nowych miastach, w nowych szkołach. No i wraz z październikiem przepadł Oktoberfest.

Ale skoro umarł król, to niech żyje król. Znaczy listopad. Z listopadem przyszły słoty, gołe drzewa, ale i długie wieczory. Wychodzić z domu się nie chce, więc poziom czytelnictwa wzrasta. Można bez wyrzutów sumienia zaszyć się pod kocem, obłożyć termoforem albo kotem, jeśli się takowego posiada, i rozkoszować rozrywką płynącą z ekranu telewizora. No i dla podniesienia morale można zarządzić Novemberfest. Październikowy bazował na piwie, więc dla urozmaicenia listopadowe święto dedykujmy winu.

Butelka czerwonego wytrawnego i listopad stanowią dobraną parę. Okazuje się, że równie dobraną parę stanowi rubinowy trunek i kiełbaska. Bo jak jest fest, to jakiegokolwiek miesiąca by nie dotyczył, trochę rustykalnie i przaśnie musi być. No i my z okazji listopada trochę tą kiełbaskę w winie unurzamy. Będzie pysznie.

Jak kiełbaska w winie, to wiadomo – zaczynamy od… cebuli ;-) 2 cebule siekamy na półplasterki.

Cebulę szklimy na oliwie, a gdy zeszklona już będzie, dodajemy kiełbaski, sztuk 8. Takie w typie frankfurterek.

Kiełbaski obsmażamy ze wszystkich stron, aż ładnie się zrumienią. Następnie dodajemy zestaw przypraw: rozmaryn, tymianek, liście laurowe oraz papryczkę chili (tak było w przepisie, aczkolwiek ja, choć ostrolubna, z chili bym zrezygnowała następnym razem).

Całość zalewamy połową butelki wina. Czerwonego. Wytrawnego lub pół.

Gotujemy na małym ogniu przez ok. pół godziny. W tym czasie wino powinno zredukować się o połowę. Wówczas dodajemy garść suszonych śliwek i gotujemy dalej, aż sos będzie gęsty, a śliwki miękkie. Na koniec kiełbaski traktujemy solą i pieprzem (ani jednego, ani drugiego nie trzeba dużo – danie jest już słonawe od kiełbasek i ostre od papryczki. No chyba, że jej jednak nie dodaliście). I gotowe! Bardzo intrygująco dobre.

Przepis pochodzi od Agnieszki Kręglickiej i był publikowany w Wysokich Obcasach.

 

 

 

 

 

 

 

Rozgrzeszone gruszki

Zwykły wpis

Marzanna utopiona? Utopiona. No to ze spokojną głową można przystąpić do gotowania. Tylko tak nie do końca wiadomo, w jaki klimat uderzyć. Bo niby zimę definitywnie właśnie pożegnaliśmy, ale z drugiej strony wiosna nie specjalnie się kwapi do zajęcia zwolnionego tronu. Szarość za oknem śmiało może konkurować z najlepszą listopadową klasyką. Jednakowoż temperatury ewidentnie mają się ku lepszemu, na potwierdzenie czego Kot gubi takie ilości sierści, że z zrzuconych kłaków można by zrobić dwa i pół nowego kota. No.

Zatem wobec niemożliwości stwierdzenia czy to bardziej już wiosna, czy też może więcej jeszcze zima, dziś będzie i zimowo i wiosennie, owocowo i korzennie (bo rym częstochowski jest dobry na wszystko).

Gruszki, co oczywiste, trzeba obrać. A dodatkowo ściąć im dupki, aby bez problemu stanęły na baczność na talerzu.

Gruszkom towarzyszyć ma cudny korzenny aromat. Aby go wyczarować bierzemy laskę wanilii, parę kawałków kory cynamonu, kilka goździków, trochę angielskiego ziela i gwiazdkę anyżku.

Przyprawy zalewamy butelką czerwonego półwytrawnego wina, dosładzamy (5-10 łyżek cukru – w zależności od słodkolubności) i doprowadzamy do wrzenia.

Gdy wino się zagotuje zmniejszamy ognień, wkładamy gruszki i gotujemy je przez 20 minut (ewentualnie ciut krócej lub dłużej, w zależności od gruszkowych gabarytów).

Gotowe gruszki wyciągamy, do przestygnięcia zostawiamy, a sami zajmujemy się sosem. Oczywiście z pozostałego wina robionym, bo taka ilość dobra nie może się zmarnować. Wino odparowujemy na silnym ogniu, aż zmniejszy swą objętość bardzo znacząco i stworzy gęsty, aromatyczny sos – dokładnie tak jak tu, przy odparowywaniu octu balsamicznego.

A teraz gruszki sosem polewamy i ze smakiem zjadamy. Ot cała filozofia.

A teraz informacje dla kierowców – wino w procesie gotowania traci to co w nim najlepsze, czyli procenty. Mimo winnego charakteru gruszki te są bardzo niewinne.