Dzieci oraz Niesforny Mąż widzą i słyszą świat inaczej. W kościele śpiewają „Nacudjo nasza”, przyjmując z całą dziecięcą ufnością istnienie takiego imienia jak Nacudja, wierzą ze zjedzenie pestki skończy się wyrośnięciem drzewa w brzuchu, a tuńczyk jest malutką rybą, bo jak inaczej zmieściłby się w puszce. No i nie ma takiego imienia Reneta. Jest Renata. Szara Renata. Zatem wsadźmy dziś Renatkę do pieca na trzy zdrowaśki. Lub, z braku pieca, przynajmniej do piekarnika.
Renia jest moim ulubionym jabłkiem do wszelkich zapiekanych deserów. Bardzo lubię jej kwaskowość. Lubię też fakturę po upieczeniu – jabłka twarde na surowo, po upieczeniu zamieniają się niemalże w puch. Miękkie gatunki po upieczeniu bardziej przypominają papkę.
Nim Renatka ducha wyzionie w piekarniku trzeba ją wypatroszyć. Moim ulubionym narzędziem zbrodni do tej brutalnej czynności jest przyrząd do wycinania kulek z melona. W przeciwieństwie do łyżeczki ma bardzo ostre brzegi, co znacząco ułatwia sprawę.
Jabłka napełniłam suszoną żurawiną, brązowym cukrem i wiórkami masła.
Zapiekałam jabłka w 200 st. przez ok. pół godziny. Dokładny czas pieczenia zależy oczywiście od wielkości i gatunku jabłek. Można je nakłuć i sprawdzić czy już są miękkie. Albo ocenić stan wizualny. Są dobre, kiedy skórka pęka, miąsz próbuje się wyrwać na powierzchnię i wyglądają mniej więcej tak:
Pycha!
Oj, u mnie długo królowała Nacudja:) . Drzewa z pestek jak najbardziej, ale tuńczyk to już nie, bo w moich czasach nie było takich „rarytasów”
A Renia jest najlepszym jabłkiem do wypieków także u mnie, choć lubię też Antonówkę:). Jabłka pieczone uwielbiam, a Tt zrobiłaś im śliczne zdjęcia:)
Idę zajrzeć niżej co u Ciebie słychać…
sie bylam usmialam na dzien dobry :) ja tez bardzo lubie renatki i zdaje sie, ze bardzo lubie twoj sposob pisania o jedzeniu. zatem musze sobie ciebie „zaulubić”, wyjscia nie ma. no i bede cie odwiedzac, zeby sobie humor poprawiac :) pozdrawiam cieplo :)
Piękna ta zapieczona Renata.
Uwielbiam jej smak.
No a jak zmieścić tuńczyka w tak małej puszce? Czy mała głowa może to sobie przedstawić…
Takie Renatki, podobne, robiła mi moja Babcia :) Miałam 3 latka wtedy i dokładnie pamiętam. I proszę mi nie pisać takich komentarzy na moim blogu, bo ja uwielbiam czytać Twoje posty, Centko, i oglądać oczywiście też! Mnie Bozia nie obdarzyła takim pisarskim darem, a i życie takie coś nieciekawe ostatnio mam i nie ma o czym pisać ;) Pozdrawiam serdecznie!
Z tego daru pisania, to moja polonistka by się uśmiała. Ze mnie jest typowy umysł ścisły, słowa wyduszam z siebie z trudem, ograniczając ich ilość do niezbędnego minimum. Jedynie o jedzeniu wypowiadam się chętniej, sięgając nawet po zdania złożone. No i do poczucia humoru się przyznaję, które pomaga czasem z nudnej w 99% rzeczywistości wyłuskać ten 1% czegoś zabawnego.
jaki prosty a jak przepysznie wyglądający deser….:)
Wygląda fantastycznie :)