Ogry mają warstwy

Zwykły wpis

Ja nie wiem czemu się tak torturuję. Dobrze przecież wiem, jak to ze mną jest. O ile w niektórych dziedzinach życia wykazuję wielką racjonalność, to tu głupieję. Jak na kobietę, to wręcz ascetyczną wstrzemięźliwość wykazuję w sklepach z ciuchami. Za to na akcesoria kuchenne przepuszczam czas i pieniądze bez opamiętania. Mogę pobuszować między kosmetykami i skończyć tą czynność bez użycia karty płatniczej. I żadne buty nie powiedziały do mnie „mamo”.

Ale. Każdy ma swojego bzika. Od zwykłego przeglądania przepisów głupieję. Wypatrzę coś i zapadam na chorobę pt. muszę tego spróbować. I choć świadoma tego faktu jestem aż do bólu, to przeglądam blogi, książki kucharskie, gazety lub czasopisma i choruję z pełną mocą. I nie wyciągam wniosków. Już raz Aлёнка wpędziła mnie w chorobę, a ja znów do niej zajrzałam… Jak macie wolne trzy godziny, to możecie czytać dalej. W przeciwnym wypadku, ratujcie się póki możecie!

Ja uprzedzałam, a Wy czytacie dalej, czyli czynicie to na własne ryzyko. Tym samym ja wyzbyłam się wszelkiej odpowiedzialności za ewentualne szkody i reklamacji przyjmować nie planuję. To teraz, jak kwestie prawne sobie ustaliliśmy, powiem na czym pracochłonność ciasta polega. Ma ono warstwy. Może to nie wydawać się straszne, bo cebula ma warstwy, ogry mają warstwy, temat wydaje się oswojony. Ale to ciasto ma warstw aż 20. A każdy blat pieczemy oddzielnie. Po prostu masakra czasowa.

Zaczynamy od ciasta na rzeczone warstwy. 80 g miękkiego masła ucieramy z 100 g cukru pudru na puszystą masę. Dodajemy dwa roztrzepane jajka (w temperaturze pokojowej).

Gdy składniki się połączą, dodajemy 300 ml mleka (również w temperaturze pokojowej) i mieszamy do połączenia. Następnie dodajemy pół łyżeczki proszku do pieczenia oraz 150 g mąki i znów mieszamy do połączenia. Teraz zaczynamy dodawać pozostałą mąkę. W sumie dodajemy jej ok. 800-900 g, a dokładniej tyle, aż ciasto będzie elastyczne i nieklejące. Gdy to nastąpi, ciasto formujemy w kulę, robimy mu kapelusik z foliowej torebki a’la starsza pani w deszczowy dzień i zostawiamy na pół godziny.

Gdy ciasto się relaksuje robimy bazę do kremu. Podgrzewamy w rondelku 500 ml mleka nie doprowadzając do wrzenia. Do ciepłego mleka wlewamy 2 jajka roztrzepane z 4 łyżeczkami skrobi na gładziutką, bezgrudkową masę.

Gotujemy masę aż zgęstnieje, cały czas mieszając (to ważne – bez mieszania zrobią się grudki).

Gęstą masę zdejmujemy z gazu i dodajemy do niej puszkę (500 g) masy karmelowej (którą można zrobić samodzielnie, gotując puszkę słodzonego mleka skondensowanego pod pełnym zanurzeniem przez 3 godziny lub kupić gotową). Mieszamy, aż powstanie jednolita masa.

Masę karmelową pozostawiamy do całkowitego przestudzenia.

Włączamy piekarnik (180 st.) i wracamy do ciasta. Dzielimy je na 20 w miarę równych porcji, z których każdą rozwałkowujemy najcieniej jak potrafimy, podsypując mąką w miarę potrzeby.

Płat ciasta układamy na wyłożonej papierem blaszce i nakłuwamy widelcem.

Pieczemy 4-5 minut – wystarczy by ciasto złapało lekkich kolorków. Po wyjęciu z piekarnika – nim płat podeschnie i stwardnieje – przykładamy spód tortownicy albo talerz i wycinamy z upieczonego ciasta równiutki, krąglutki blat.

Okrawki zachowujemy do dekoracji. Czynność powtarzamy do wyczerpania ciasta lub cierpliwości – cokolwiek nastąpi pierwsze.

Na koniec okrawki podpiekłam jeszcze przez kilka minut by złapały ładnych kolorków i pokruszyłam na niewielkie kawałki.

Kończymy robić krem – 700 ml ubitej śmietany kremówki łączymy z karmelową masą.

I wreszcie moment, na który czekałam – blaty przekładamy cienką warstwą kremu.

Ja zrobiłam to od razu na docelowym talerzu i przystąpiłam do dekoracji. Ale radziłabym uczynić inaczej. Idea ciasta jest taka, że po leżakowaniu w lodówce krem nasącza poszczególne warstwy dość suchego ciasta i zespalają się one w smakowitą całość. Gdy zrobicie tak jak ja zrobiłam, ciasto na brzegach nie będzie dość wilgotne. Dlatego następnym razem przekładałabym blaty kremem w tortownicy, równie hojnie smarując je po brzegach co po środku. Rant tortownicy ratowałby krem przed wypłynięciem, a blaty nawilżyłyby się równomiernie. Dekorację zostawiłabym sobie na następny dzień. A dekorujemy ciasto uciętymi uprzednio skrawkami.

Ciasto musi – absolutnie musi – przeleżeć parę godzin, a najlepiej całą noc w lodówce. Dopiero wtedy nabiera odpowiednich walorów. Po dwóch dniach jest jeszcze lepsze. Bardzo subtelne w smaku. Bardzo inne od typowych tortów. Bardzo godne uwagi.

Jedna odpowiedź »

      • w smaku pyszna, choć do ciasta następnym razem dam mniej cukru – konsystencja całości pozostawiła wiele do życzenia, ale będę doskonalić – już w sobotę ;)

        • Odpowiedź prosta – tak. A teraz odpowiedź dłuższa – skrobia może pochodzić ze źródeł różnorakich, nie tylko z ziemniaka. Dość popularna ostatnio jest również skrobia kukurydziana. Niestety, jest to składnik kluczowy dla konsystencji – pięknie zagęszcza wszelką zbędną wilgoć produkowaną przez owoce. A co do fasoli – mea culpa, nie napisałam tego wprost, aczkolwiek na swoje usprawiedliwienie powiem, że zamieściłam poglądowe zdjęcie… Otóż – bezpośrednio na ciasto kładzie się papier do pieczenia, a dopiero na to fasolę.

  1. Doskonale wiem o czym piszesz ;) Sama nie przeżywam zakupów, wręcz ich nie lubię. Ale sklepy z akcesoriami kuchennymi i przepisy spędzają mi sen z powiek!

    A tort naleśnikowy wygląda świetnie, chodzi za mną i chodzi od pewnego czasu ;)

  2. Wow, aż pokraśniałam ze wstydu nad swoją miską odgrzewanego makaronu – piękne. Musi być pyszne <3

  3. Ach, skąd ja znam to zboczenie…. nie wolno mnie wpuścić do żadnej księgarni ani dopuścić do półki z akcesoriami kuchennymi :D

    A „ciasto” rewelka, chętnie spróbuję :)

  4. Aaaa – jak tylko zakończę moją przedwiosenną „dietkę” biorę się za to ciasto! Chociaż z drogiej strony nie wiem czy wytrzymam te 3 tygodnie, bo ono tak pięknie wygląda!

  5. Ciasto piękne! :) PS. Ja też choruję na chorobę pod tytułem : „muszę tego spróbować”. Jak dotąd żadne próby leczenia nie przyniosły rezultatu, mam nawet wrażenie że choroba się pogłębia :D

  6. Skąd ja znam tę chorobę… Moja nazywa się „szukaj i dodaj do ulubionych co ci wpadnie w oko” a potem i tak nie ma czasu zeby to wszystko wyprobowac! Ciasto nieziemskie!

  7. ślinotok! nie mam cienia wątpliwości, że ciasto jest pyszne! i że trzeba się napracować, też nie mam cienia wątpliwości :D

  8. Tort naleśnikowy się chowa przy tym cudzie! Podziwiam, podziwiam Koleżankę ;) Chciałabym spróbować, ale moje lenistwo mi raczej na to nie pozwoli. A z tymi sklepami też tak mam, do tego dochodzą jeszcze targi staroci organizowane raz w miesiącu, także przez resztę czasu cierpię :)

  9. Mam problem z tym ciastem. Wgniotłam już ok 550g maki i moje ciasto jest już i nieklejące i elastyczne i teraz nie wiem czy dalej to robic czy na tym poprzestac. I pytanie mam czy to ok 800-900 g mąki to już w sumie z tymi 150 g które dodajemy na początku czy oddzielnie?
    Bardzo chcę żeby ciasto wyszło, ale boje się ze jak dodac tą resztę mąki to po porostu zrobi się taka twarda masa. :(

    • Nie wiem, czy nie odpowiadam za późno – mam nadzieję, że nie.
      800-900 g, to łączna ilość mąki, razem z tymi 150 g dodanymi na początku. Jeśli ciasto jest gotowe po dodaniu mniejszej ilości mąki, to nie dosypywałabym więcej – najwyżej więcej mąki wchłonie się przy rozwałkowywaniu i podsypywaniu

  10. tak właśnie zrobiłam i właśnie teraz przy wałkowaniu bierze więcej mąki i w sumie tyle mąki ile jest w przepisie wejdzie :)) ale dziękuję za odpowiedź

  11. Matko Kochana zrobiłam to ciasto! co mnie podkusilo,tyle wałkowania,pieczenia,próbowania kremu :P!😊 pewnie to jak obłędnie wyglada! Właśnie chłodzi się w lodówce. Dam znać jak wyszło 😊

Dodaj odpowiedź do Anna Anuluj pisanie odpowiedzi