Tort o niewymawialnej nazwie

Zwykły wpis

Zobaczyłam ten tort i wpadłam w zachwyt. Zapragnęłam go zrobić już, teraz, natychmiast. Moje wyobrażenie o jego wspaniałości rosło z każdą sekundą oczekiwania na jego przyrządzenie, a że musiałam poczekać aż tydzień, to tort w tym czasie zdążył przeobrazić się w świętego grala, kamień filozoficzny i eden w jednym. Przy tak wysoko postawionej poprzeczce nie było łatwo. I cóż, nie będę kłamać, zawiodłam się.

Nie, nie, nie – nie zniechęcajcie się. Tort jest bardzo smakowity. Ja po prostu nie podołałam sugerowanej dekoracji. Oraz uważam, że proporcje masy czekoladowej wymagają korekty. I nazwa mogłaby być łatwiejsza, bo za chińskiego boga nie jestem w stanie jej zapamiętać. Poza tym, to naprawdę smaczny tort.

Przepis jest trochę przydługi, uprzedzam lojalnie. Ale nie ma w nim nic trudnego, po prostu jest dużo czynności do wykonania.

1) Spód (tu i w dalszej części wszystkie proporcje podaję na tortownicę o średnicy 26 cm)

  • 185 g białek (z ok. 5,5 jajka)
  • 130 g żółtek (z ilości jajek jak wyżej)
  • 175 g masła w temp. pokojowej
  • 175 g cukru
  • 120 g gorzkiej czekolady (w oryginale było 60 g czekolady i 60 g masła kakaowego)
  • łyżka kakao
  • 210 g mąki
  • łyżka proszku do pieczenia

Czekoladę rozpuszczamy, połowę cukru ubijamy na sztywno z białkami, drugą połowę cukru ucieramy na puch z masłem. Do masła, nie przerywając ubijania, dodajemy po kolei żółtka oraz jeszcze ciepłą czekoladę. Następnie, z miksera przerzucamy się na łyżkę i na zmianę dodajemy mąkę przesianą z kakao i proszkiem do pieczenia oraz ubite białka. Pieczemy w 180 stopniach do suchego patyczka. Oryginalny przepis mówił o 20 minutach, u mnie to trwało 40.

2) Czas na masę białą – krem bawarski.

5 żółtek ucieramy z 40 g cukru na biało. 235 ml mleka doprowadzamy do wrzenia i cienką strużką wlewamy do utartych żółtek nie przerywając ubijania. Masę mleczno-jajeczną przelewamy do garnuszka i podgrzewamy cały czas mieszając do temperatury 85 stopni. Nie mam termometra kuchennego, więc stopień podgrzania mierzyłam poprzez wsadzenie palucha do masy w profesjonalnej i precyzyjnej skali zimne-letnie-ciepłe-parzy-parzy bardzo-wrzątek. Podgrzewanie należy przerwać gdzieś między parzy a parzy bardzo. Zestawiamy z ognia.

Do gorącej masy dodajemy 200 g białej czekolady oraz 15 g żelatyny rozpuszczonej w małej ilości gorącego mleka. Dodatkowo w oryginalnym przepisie była pasta z orzechów laskowych (90g), której nawet nie miałam pomysłu gdzie kupić, więc po prostu pominęłam.

Gdy czekolada i żelatyna się rozpuszczą, ubijamy masę pozwalając jej ostygnąć do 35 stopni (w skali paluchowej – letnie). Przestudzoną masę łączymy z ubitą kremówką (500 g).

3) A teraz masa czekoladowa.

W oryginalnym przepisie była to kremówka pół na pół z mleczną czekoladą (po 300 g). Z tych proporcji wyszedł mi pyszny czekoladowy sos, który miałam ochotę wyjadać łyżkami. Niestety, nie tężał do konsystencji dającej się kroić. Nim zorientowałam się w sytuacji, część zbyt rzadkiej masy zdążyłam wylać na tort, resztę próbowałam ratować. Część odlałam, a do pozostałej dodałam więcej czekolady. Ogólnie wyszło mi, że proporcje powinny być takie: 150 g śmietanki, 400 g czekolady, z czego przynajmniej jedną mleczną tabliczkę zastąpiłabym czekoladą gorzką. A proces przygotowania jest prosty – podgrzewamy śmietanę do prawie-wrzenia i rozpuszczamy w niej połamaną czekoladę.

4) Składamy podzespoły w całość.

Próbowałam poskładać wg instrukcji z przepisu, co zfrustrowało mnie, bo a) było męczące i b) i tak nie wyszło odpowiednio ładnie. Następnym razem przełożę po prostu biszkopt obiema masami. Ale napiszę jaka była intencja – kto uzdolniony plastycznie bardziej ode mnie (a o to naprawdę nie trudno) niech próbuje.

Biszkopt należy przekroić na dwa płaty i ze spodniej części odkroić brzeg, tak by miał średnicę nieco mniejszą niż tortownica.

Zakładamy rant tortownicy i zalewamy spód białą masą, wpychając ją w szczelinę powstałą po ucięciu brzegu spodniego blatu. Wstawiamy blachę do lodówki, żeby masa nieco stężała.

Po ok. pół godzinie wyciągamy blachę i tężejącą masę rozgarniamy na boki, robiąc po środku zagłębienie. Wrzucamy tam okruchy ciasta pozyskane z drugiego płata biszkoptu oraz orzechy laskowe. Zalewamy częścią masy czekoladowej. Wstawiamy do lodówki.

Masa czekoladowa o właściwych propocjach powinna stężeć. Gdy to nastąpi, resztę masy wylewamy na wierzch i wyrównujemy poziom. Teoretycznie zostawiając biały brzeg. Mi od tego momentu już się ciasto sypało, więc by skrócić swe cierpienia pojechałam czekoladą po całości.

Wierzch dekorujemy prostopadłościanami wyciętymi z drugiego płata biszkoptu i orzechami laskowymi. Proszę, nie sugerujcie się moimi zdjęciami. Nie ma przeciwskazać, by zrobić to ładnie.

A tu dowód na niesłuszność oryginalnych propocji – masa na spodzie, po całej nocy w lodówce, nadal rozpływa się i kroić się nie daje:

 

 

6 responses »

  1. Też często mam problem z konsystencją różnych mas i polew. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie robiłam tortu z prawdziwego zdarzenia, wciąż się do tego przymierzam ;) A Twój wygląda niesamowicie smacznie!!! Chętnie bym porwała kawałek :)

    • Ja do tortów się zabieram jak pies do jeża, bo na ogół mam wrażenie, że cała para idzie w gwizdek i forma góruje nad treścią. Ale czasem, jak coś mi wpadnie w oko, to głupieję i się biorę do dzieła, choć z góry wiem, że efekt i tak się minie z pierwowzorem. Lecz nie o to chodzi by się zawsze opierać pokusie, prawda?

  2. pieknie wyglada, musial smakowac oblędnie. Bardzo mi sie podoba tylko przeraża mnie tyle pracy przy nim;) Ale zapisuję i kto wie może kiedys zrobie;)

  3. Może tort nie wyszedł jak miał ale zapewne był pyszny… skusiła bym się na kawałek. Co do rozjeżdzania się kremów i polew wina tkwi w tym, że to co kupujemy w sklepach pod nazwą np. śmietana, śmietaną nie jest. Przygody z rozjeżdżającą się kremówką też mam za sobą. Drogie crummblle i centko jeśli chcecie przepis na tort, który zawsze wychodzi, skrobnijcie e-maila (adres podany na moim blogu) a się nie zawiedziecie. Robię go od 5 lat i jak narazie nikt nie narzekał na smak a ostatnio zaskoczył mnie całkowicie. Pozdrawiam i z chęcią będe podglądać następne kulinarne potyczki.

  4. Takie wypieki mają swój urok.. Składanie kolejnych warstw, oczekiwanie na efekt końcowy.. Od czasu do czasu miło zrobić coś takiego. :) Zwłaszcza, że wygląda i brzmi pysznie!

  5. Taka rozpływająca się masa to jest pyszny widok!
    Torcik wielce smakowity Ci wyszedł i co z tego, że trudniejszy do krojenia niż jakby był zwarty? Za to ma się ochotę sięgać po kolejny kawałek:)
    Pozdrawiam:)

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s