Wiem, gdzie dzisiaj będę spała. Wiem, że bez problemu dogadam się z panią sklepową, nawet, jeśli będę miała życzenia specjalne. Wiem, że mimo zakazów, oprócz kolacji na stole wyląduje również Kot. Wiem, że jeśli tylko będę tego chciała, to z kranu poleci gorąca woda. Świadczyć może to tylko o jednym – Podróż się skończyła.
Po pierwsze, w ramach słodkiej rekompensaty za długą rozłąkę, mam dla Was konkurs, w którym nawet można coś wygrać – zajrzyjcie na fejsa, bo tam się sprawa rozgrywa.
A po drugie, mam dla Was cudowny, choć niebywale prosty przepis, który musiał długo poczekać. Bo cały mój wyjazd. Chciałam go zamieścić przed urlopem, ale wiecie jak to jest. W ostatniej chwili się okazuje, że jeszcze jest milion rzeczy do zrobienia. Nagle światu się przypomina, że ma do człowieka jakieś sprawy, więc wykorzystuje te ostatnie chwile, by wyegzekwować spełnienie wszystkich życzeń. Więc jeszcze trzeba było coś w pracy zrobić. Jeszcze coś załatwić. Jeszcze jakiś rachunek opłacić. Jeszcze jakieś niezbędne zakupy zrobić. Jeszcze Kota w dobre ręce na przechowanie oddać. Jeszcze w milion miejsc zadzwonić. Bilety wydrukować, kwiatki podlać, a przy tym wszystkim nie zapominać o oddychaniu. I w rezultacie, jak zwykle, wyjeżdżałam zupełnie po wariacku, dopakowując się dwie sekundy przed wyjściem z domu.
Za to gdy już wyszłam z domu, wszystko to zniknęło. Zaczęła się Podróż. Całkowicie nieprzewidywalna. Bez narzuconych reguł, bez sztywnego grafiku, spontaniczna i wciągająca. Jedynym ograniczeniem był bilet powrotny, bo zdrowy rozsądek został w domu. Mmmm… Co tu dużo mówić – cudnie było. Pod względem jedzeniowym również. Ale szczegółów nie zdradzę, bo temu właśnie fejsowy konkurs jest poświęcony. Nie będę zatem psuć zabawy i wrócę do dzisiejszego przepisu. A dziś będzie o fenomenalnym łososiu. I o porach. Dla kontrastu do łososia dodanych.

Chociaż głównym bohaterem tego dania jest łosoś, to zaczniemy od porów, ale tylko dlatego, że one potrzebują więcej czasu na rozwinięcie swych walorów.

Dla dwóch osób 4 pory sprawdzą się wyśmienicie. Myjemy je, ładujemy do garnka z łyżką masła i łyżką soli, zalewamy wodą i gotujemy 30 minut, licząc od momentu, gdy woda zacznie wrzeć.

W czasie gdy pory się gotują robimy serowy beszamel. W tym celu rozpuszczamy 15 g masła i zasmażamy je (bez rumienienia) z 15 g mąki. Zasmażkę podlewamy 180 ml gorącego (koniecznie!) mleka i gotujemy, aż powstanie kremowo aksamitny beszamelowy sos.

W tym momencie zdejmujemy już sos z ognia, dodajemy 100 g gorgonzoli i mieszamy, aż ser się rozpuści w gorącym beszamelu.

Na koniec jeszcze wrzucamy żółtko i doprawiamy sos solą, pieprzem i gałką muszkatołową.

Ugotowane pory odsączamy z wody, układamy w żaroodpornym naczyniu, zalewamy sosem i wstawiamy pod górną grzałkę piekarnika na 10-15 minut – tyle powinno wystarczyć by sos dostał złotych wypieków.

Czas, który pory spędzają w piekarniku, wystarczy też w zupełności na przygotowanie łososia. Bo pracy z nim jest znikoma ilość. Wystarczy filet bez skóry pociąć na mniejsze kawałki – z jednego fileta wyjdą 4 sztuki – i oprószyć solą.

Następnie każdy kawałek obtoczyć dokładnie w (i tu cały sekret tego przepisu się zasadza) mieszance cukru z proszkiem musztardowym. 2 łyżki cukru + 2 łyżeczki musztardowego proszku wystarczą na tę ilość ryby. Ważna rzecz – robimy to bezpośrednio przed smażeniem, żeby proszek nie miał czasu wejść w reakcję z wilgocią ryby i zamienić się w papkę.

Tak opanierowane rybne kąski smażymy na dość gorącym oleju. Dosłownie minutkę z każdej strony. No ewentualnie dwie, jeśli filet był bardzo gruby. Ale nie dłużej.

Pory inspirowane były przepisami Julii Child, natomiast przy łososiu pomogła mi Nigella. Z takiej kombinacji musiało wyjść coś pysznego. I nie będę się krygować, powiem otwarcie: wyszło genialnie :-) Zapiekane pory są świetnym dodatkiem do niejednego mięsa, a nawet solo. Łosoś w musztardzie z cukrem jest oszałamiający w smaku, a do tego ma jeszcze chrupiącą karmelową skorupkę. Po prostu poezja.


52.282382
21.065368