Tag Archives: krem

Łatwe, jak zabranie dziecku cukierka

Zwykły wpis

Cierpienia młodego Wertera to pikuś. Ot, emo-rozterki w deszczowy dzień. Ja się z tym przepisem nacierpiałam więcej. Przy różnorakich okazjach i okolicznościach powodujących potrzebę upieczenia czegoś, wertowałam moje zbiory przepisów do wypróbowania i natykałam się na ten torcik. Nakręcałam się momentalnie i kategorycznie. Już maślano-karmelowo-czekoladową rozkosz w zetknięciu z kubkami smakowymi sobie wizualizowałam. Już w myślach piekłam, ukręcałam, przekładałam. I migdałowymi płatkami posypywałam. Aż brutalna rzeczywistość burzyła mi tę sielską wizję. Po raz kolejny. W ten sam sposób. Brakiem daim’ów na sklepowej półce.

Ja wiem. Powiecie mi, że pierdoła ze mnie. Że na allegro są. I że w jakimś tam sklepie konkretnym pewnie też. No owszem, są. Ale, jak może kojarzycie, ja mistrzem logistyki i planowania nie jestem. Kucharzę spontanicznie, pod wpływem impulsu, weny bądź nagłej konieczności. I jeśli jakaś okazja się zbliża, to choć czas na kucharzenie rezerwuję wcześniej, konkretnego przepisu przeważnie w ostatniej chwili szukam. A ostatnie chwile to do siebie często mają, że nie ma już czasu by zamawiać przez net, po mieście w poszukiwaniu składników jeździć, bądź inne przygotowawcze akcje uskuteczniać. I tym sposobem z gąską witałam się wielokrotnie, aczkolwiek tylko prawie.

Na szczęście mam Maleństwo – kilkanaście lat młodszego i o dwie głowy wyższego brata. Maleństwo, jak na prawdziwe maleństwo przystało, odwiedzane jest w święta przez zająca. Rodzicielka nasza wspólna, uszy sobie przyprawiwszy, przykicała z koszykiem słodyczy, wśród których była paczuszka daim’ów. Długo się nimi biedne i bezbronne Maleństwo nie cieszyło, bo okrutna siostra zamach na koszyczek przeprowadziła. Coś mi się widzi, że odpokutuję swą bezduszność niczym złe siostry Kopciuszka. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko rzec, że przejęcie towaru nie było wrogie, wręcz nastąpiło za wiedzą i zgodą Maleństwa. No a jak już daim’y znalazły się w mym posiadaniu, to trzeba było znaleźć jeszcze jakąś okazję, by je w końcu wykorzystać. Okazja znalazła się sama. Była nią sobota. Po prostu sobota.

Jak już znajdziecie swoje dziecko, któremu będziecie mogli skraść cukierka, względnie znajdziecie sklep gdzie sprzedają daim’y, to dalszy ciąg zdarzeń powinien być następujący.

4 białka (żółtka przydadzą nam się za chwilę) ubijamy na zupełnie sztywno. Cały czas ubijając dodajemy stopniowo, po łyżce, cukier – drobny lub puder – łącznie 150 g. Masa powinna być bardzo gęsta i błyszcząca.

Następnie dodajemy 100 g mielonych migdałów (zmieliłam w młynku do kawy) oraz łyżkę mąki ziemniaczanej – mieszamy łyżką do połączenia składników. Z bezowej masy pieczemy 3 blaty o średnicy 20-21 cm. Jeśli macie trzy małe tortownice – użyjcie ich i tyle. A jak nie, to narysujcie sobie kółeczka na papierze do pieczenia i pieczcie bez rantu. Blaty będą dość płaskie i nierosnące, więc nie ma strachu, że zgubią po drodze swój krągły kształt. Piekłam je 20 minut w 180 st.


W czasie gdy blaty się pieką robimy waniliową masę. 4 żółtka, 100 g cukru i łyżkę esencji waniliowej zalewamy 200 ml kremówki. Łączymy w jednolitą masę i zaczynamy podgrzewać na małym ogniu. Cały czas mieszamy! Gotujemy aż masa będzie gęsta, ale nie pozwalamy jej się zagotować. Jeśli zanosi się na to, że masa zaraz zawrze, to natychmiast i obowiązkowo ściągamy garnuszek z ognia.

Blaty i waniliową masę studzimy. Tą ostatnią zabezpieczamy folią spożywczą, by nie tworzył się kożuch. Folia musi dotykać powierzchni masy.

Gdy wszystko już przestygnie do temperatury pokojowej nadchodzi czas na ciąg dalszy.150 g  masła w temperaturze pokojowej ucieramy na puch.

Do masła, cały czas ubijanego, stopniowo dodajemy waniliową masę Na koniec dodajemy jeszcze 2 łyżki soku z cytryny (lub likieru cytrynowego) i krem jest gotowy.

Jeszcze dziecięciu odebrane daim’y nam zostały do zagospodarowania. Bez tego całe zło poszłoby na marne, a do tego nie można dopuścić. Zatem 140 g daim’ów siekamy.

I wreszcie czas łączenia wszystkich smakowitych elementów w całość nastąpił. Blat smarujemy 1/3 kremu, posypujemy 1/3 daim’ów i przykrywamy kolejnym blatem.

Czynność powtarzamy, górę tortu pozostawiając na razie nietkniętą.

Ostatnią 1/3 kremu poświęcamy na wysmarowanie boków tortu.

Krem, niczym klej, będzie trzymał płatki migdałowe, za przyozdobienie robiące.

Górę przyozdabiamy polewą czekoladową zrobioną ze 100 g mlecznej czekolady i 50 ml kremówki – rozpuszczamy na maleńkim ogniu, aż czekolada się rozpuści. Można też zrobić to w mikrofali. Polewa powinna odrobinę przestygnąć i zgęstnieć nim zaczniemy ją wylewać na ciasto. Na samą górę, w charakterze dekoracji, wędruje ostatnia część daim’ów. Tort powinien poleżakować teraz kilka godzin w lodówce. A jak już to nastąpi… Poezja! Ale taki efekt jest gwarantowany, jak się bierze przepis od Dorotki.

Pralina w Pradze

Zwykły wpis

Tort Sachera słynny jest na świat cały. Wiadomo. A tort Praga znacie? No właśnie. A historia zasadnicza jest bardzo podobna. Co prawda nie hotel a restauracja to była, za to o bardzo wdzięcznej nazwie Praga. Restauracja owa produkowała sobie wspaniały tort, który serwowała zachwyconym gościom. Tort, jak łatwo się domyślić, na cześć i chwałę restauracji również nazywał się Praga.

Tort cieszył się  popularnością całkiem sporą. Chętnych by się nim delektować było więcej, niż restauracja mogła ugościć. Zaczęto więc go sprzedawać na wynos. W ten sposób torcik wyszedł poza progi restauracji i rozpoczął zawrotną karierę, aż w końcu znany był w całym mieście. A że miastem tym była Moskwa zamieszkiwana przez, bagatela, 14 milionów ludzi, to się chyba zgodzicie, że sukces był spory.

A tak w ogóle to chciałabym zaznaczyć, że za prawdziwość powyższej historii odpowiedzialności nie biorę żadnej, ponieważ sprzedał mi ja Niesforny Mąż, który opowiada różne rzeczy. Ale jakby nie było – tort jest pyszny.

Tort jest trochę praco- a bardziej czasochłonny, bo biszkopt, sos karmelowy i pralina muszą mieć czas by ostygnąć, a krem i glazura czas by stężeć. Najlepiej robienie tortu podzielić na dwa dni – wtedy ten proces jest bardziej znośny. Ok, zatem zaczynamy od rzeczy, które robimy z wyprzedzeniem / pierwszego dnia.

Biszkopt robimy tak:

  • 6 żółtek ucieramy z 75 g cukru na biało, 
  • 6 białek ubijamy na sztywno, następnie dodajemy 75 g cukru i ubijamy, aż masa będzie gładka, błyszcząca, a cukier nie będzie chrzęścił w zębach
  • łączymy jedno z drugim i dodajemy przesiane kakao (25 g) i mąkę (115 g)
  • Na koniec dodajemy 40 g rozpuszczonego, ciepłego masła. Ciepłego – nie gorącego.
  • Biszkopt pieczemy ok. 30 minut w 200 stopniach (do suchego patyczka)

Druga rzecz do zrobienia z wyprzedzeniem to pralina. Podaję proporcje potrzebne dla zrobienia praliny do tego ciasta, ale wygodniej się pracuje na 2-3 razy większej ilości składników. Gotową pralinę można przechowywać w zamkniętym słoiku i przetrzymać w ten sposób do następnej okazji.

  • 40 g migdałów sparzamy i obieramy ze skórki albo bierzemy już obrane. Ja miałam nadmiar migdałowych płatków, więc ich użyłam. Migdały podprażamy w piekarniku lub na suchej patelni, aż złapią lekkich kolorków. Na koniec posiekać.
  • 120 g cukru zagotować z 35 g wody. Pojawiającą się pianę ściągamy łyżką.
  • Od ściągnięcia piany gotujemy jeszcze 5 minut. Do syropu dorzucamy ciepłe migdały (można je podgrzać w mikrofalówce, jeśli od czasu prażenia zdążyły już przestygnąć)
  • Szybko mieszamy i rozkładamy pralinę płaską warstwą na maźniętym olejem papierze do pieczenia. Pozwalamy pralinie stężeć

Rzecz trzecia i ostatnia, z rzeczy które trzeba zrobić wcześniej, to sos karmelowy.

  • 120 g cukru karmelizujemy do złotego koloru – nie róbcie tego w zbyt małym rondelku czy patelni!
  • Do karmelu dodajemy150 g gorącej śmietanki (30-36%). Uwaga – gdy to zrobimy zacznie się armagedon! Mniej więcej takie rzeczy muszą się dziać we wnętrzu krateru. Dlatego też za małe naczynie się nie sprawdza, bo nie pomieści burzącego się i pieniącego niekontrolowanie żywiołu.
  • Gotujemy aż karmel całkowicie rozpuści się w śmietance i zostawiamy sos do ostygnięcia

Dobrze. Wszystko przygotowane. Z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku można się oddać lenistwu. Stygnięcia biszkoptu czy zastygania karmelu w sztywnej pozie i tak nie przyspieszymy.

A jak już czas lenistwa się skończy, to nadejdzie czas na krem. By go zrobić 150 g masła w temperaturze pokojowej ucieramy na biały puch, do którego partiami dodajemy karmelowy sos.

Pralinę rozdrabniamy w blenderze, odkładając ewentualnie parę większych kawałków do dekoracji. Słodkie okruszki łączymy z kremem. Dodajemy też łyżeczkę ekstraktu z wanilii.

Biszkopt tniemy na 3 blaty, które przekładamy kremem. Wierzch zostawiamy bez kremu.

Dżem morelowy podgrzewamy i przepuszczamy przez gęste sito. Interesuje nas to co spływa, a nie to zostaje na sicie.

Morelowym ciepłym płynem (w ilości ok. 50 g) smarujemy tort z góry. Wstawiamy całość na godzinę do lodówki.

Na koniec zostaje nam jeszcze polewa – 100 g ciemnej czekolady podgrzewamy z 80 g masła. Błyszczącą glazurą traktujemy tort ze wszystkich stron i znowu chowamy do lodówki na parę godzin.

I w końcu nadszedł ten długo wyczekiwany moment – gotowe!

Przepis od Чадейки