Tag Archives: kawior

Kawior, szampan i białe niedźwiedzie

Zwykły wpis

Wymknęłam się niepostrzeżenie, na momencik tylko, za granice kraju naszego pięknego, do równie pięknego kraju quazi-sąsiedniego.  Quazi, bo Rosja niby sąsiadem naszym jest, ale czymże jest Obwód Kaliningradzki wobec połaci niezmierzonych Rosji właściwej. No więc (przerywając niepotrzebne dygresje), wracam aktualnie z Rosji.

Nie wiem nawet z którego krańca zacząć bym miała, bo умом Россию не понять – umysłem się Rosji nie zrozumie. A co dopiero słowem ją opisać. Nie dałabym rady, choćbym i całą posiadaną elokwencję w to włożyła. I żeby było jasne – to wcale nie dlatego, że elokwencji u mnie zaledwie naparstek. No. Powiem więc tylko tyle, że było absolutnie pysznie. Pilaw, baranina, chinkali, czeburaki, grzyby, syrniki i jeszcze drobny miliard innych rozpustnych przyjemności przypadł nam w udziale. Яанка и Артём  – еще раз большое спасибо!!!

Ale. Cudów nie ma. Z każdego wyjazdu kiedyś trzeba wrócić. Na ogół szybciej niż by się chciało. Na osłodę zostają jedynie wspomnienia i trofea z podróży przywiezione. A z Rosji wiadomo co trzeba przywieźć – białego niedźwiedzia, czapkę uszatkę i kawior. A jak ma się kawior to wiadomo co trzeba zrobić – zajadać go łyżkami, zrobić sobie z niego kąpiel oraz usmażyć bliny. Bo bliny z kawiorem to świętość i konieczność.

Ja już o blinach pisałam. Aby się tak do końca nie powtarzać, tym razem sięgnęłam po inny przepis, wyszperany z Praktycznej encyklopedii kuchni rosyjskiej. O tak, takie pamiątki z podróży tygryski bardzo lubią. Mrrrrauu.

Robienie blinów zaczynamy od zaczynu. Kruszymy 10 g świeżych drożdży, dodajemy do nich 2 łyżki ciepłego mleka, łyżkę mąki gryczanej i łyżeczkę cukru. Mieszamy do połączenia składników i odstawiamy na ok. 10 minut – aż drożdże zaczną pracować.

Do gotowego zaczynu dodajemy szklankę gryczanej mąki, 1 jajko, kolejną łyżeczkę cukru oraz 1/4 łyżeczki soli. Łączymy składniki w gęste ciasto, odstawiamy na kilka minut by drożdże znów zaczęły pracować, następnie dodajemy pół szklanki ciepłego mleka i mieszamy aż składniki ponownie połączą się w ciasto, tym razem nieco rzadsze.

Ciasto odstawiamy w ciepłe miejsce by podwoiło objętość.

Do wyrośniętego ciasta dodajemy 1 żółtko oraz pianę z 1 białka.

Bliny smażymy na patelni przesmarowanej rozpuszczonym masłem.

Bliny do czasu podania trzymamy w cieple, np. w piekarniku nastawionym na 60 stopni. Podajemy je ze śmietaną i kawiorem, chociaż towarzystwo łososia też jest godne rozważenia. Popijamy szampanem. A potem idziemy do bani i kąpiemy się w przeręblu.

Mezalians kulinarny

Zwykły wpis

Po pierwsze, ustalmy sobie jedno. Poniższe nie dotyczy Niesfornego Męża. Bo jego mózg działa inaczej. Siatkę neuronów ma tak zapętloną, że stworzenie jej mapy wymagałoby chyba sięgnięcia po co najmniej piąty wymiar. Z Niesfornym Mężem gra w kalambury to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, bo skojarzenia jakie próbuje zaprezentować są daleko poza percepcją przeciętnego człowieka. Przy okazji, w kalamburach niespełniony aktor z niego wychodzi, co również wydatnie wpływa na atrakcyjność tego widowiska. Ale nade wszystko widownia jest doprowadzona do niepohamowanych ataków radości wskutek niebywale rozwiniętej umiejętności skojarzenia wszystkiego ze wszystkim.  Niejeden radziecki naukowiec na badaniach mózgu Niesfornego Męża profesury  mógłby się dorobić.

Ja chyba bardziej przeciętnego człowieka przypominam. Moje myśli bardziej liniowo podążają. Czasem tylko nie da się ustalić gdzie jest początek, a gdzie koniec. Co było pierwsze – jajko czy kura? Myśli, zwłaszcza te niekontrolowane, popylają po wstędze Mobiusa. Ooo, mam czekoladę! -> A może by tak ciasto czekoladowe zrobić? -> Hmm, ciasto… -> Jakie by tu ciasto zrobić? -> Zobaczmy co mam na stanie. -> Ooo, mam czekoladę! W dowolnym miejscu można w tą pętlę wskoczyć, w równie dowolnym momencie ją opuścić.  Krążą te myśli, krążą i już nie wiem, czy ciasto czekoladowe zrobiłam, bo miałam ochotę na czekoladę, czy też miałam czekoladę, więc ciasto czekoladowe zrobiłam. Tak samo tym razem było. Nie wiem czy chęć spożytkowania kawioru uzewnętrzniła się w takiej formie, czy też smak na pieczonego ziemniaka szukał godnej oprawy. Wyszło pysznie, więc pozostawię ten dylemat nierozstrzygnięty.

Połączenie plebejskiego ziemniaka z burżuazyjnym kawiorem jest rewelacyjne. Nic dziwnego, że praktykowano mezalianse, skoro efekt może być tak zacny. Jak ktoś ma opory, to niech ziemniaczka okrasi śledziem, a kawior spożytkuje pod szampana. Też będzie dobrze.

Ziemniaki myjemy, pakujemy w sakiewki z folii aluminiowej i pieczemy w 180 st. przez 1,5 godziny. Upieczone ziemniaki przecinamy na pół i ostrożnie wydrążamy miąższ, by powstały ziemniaczane łódeczki.

Pamiętajcie, żeby ziemniaków upiec z nadwyżką – ok. 1/4 ziemniaków więcej, niż chcecie docelowo połóweczek uzyskać. Mi z 10 ziemniaków wyszło 7 nadzianych połówek.

Wydrążony miąższ łączymy z masłem i solą. Soli do smaku. A masła – to zależy. Mniej więcej 1 łyżeczka na ziemniaka, ale to bardzo zależy od odmiany. Chodzi o to, by ziemniaczany puch skleić w masę, którą będziemy nadziewać wydrążone połówki. No więc właśnie. Nadziewamy je z lekką górką – z tego powodu ziemniaków z nadwyżką trzeba było ugotować.

Zapiekamy je jeszcze przez 15 minut. Teraz tylko śmietana, kawior, zielsko jakieś (lub też zupełnie inny zestaw dodatków) i gotowe.