Tag Archives: gęsina

Już był w ogródku, już witał się z gąską…

Zwykły wpis

Na ogół, rozmowy telefoniczne (choć nie tylko) z centkową Mamą przebieg mają nieprzewidywalnie przewidywalny. Np.:

Mamuś, a chcesz jutro do sklepu X podjechać?

Nieeee, ja muszę najpierw do Iksińskiej wpaść, bo obiecałam jej dać takie materiały i twój brat miał jej podrzucić i zapomniał. Bo z nim tak zawsze. To jest dobre dziecko, ale rozprasza się… [tu wtrąca się Maleństwo z protestem, że wcale nie jest z niego taka gapa, więc centkowa Mama przez dłuższą chwilę prowadzi polemikę z Maleństwem – cały czas trzymając telefon przy uchu. Po paru minutach ja na powrót staję się głównym interlokutorem]... no i właśnie widzisz, tak z nim jest. A te materiały to świetne są. Od Igrekowej dostałam, ale co się musiałam z nią namęczyć… [tu następuje rozbudowany opis przejść jakie miały miejsce z panią Igrekową wzbogacony o problemy z zamążpójściem jej córki i alkoholizmem jej męża]… a tak w ogóle, to jeszcze zakupy spożywcze trzeba będzie zrobić, bo twój tata miał kupić, ale zapomniał. Bo z nim tak zawsze. Jak go poprosisz, to… [tu wtrąca się centkowy Tata, że wcale taki najgorszy to on nie jest i że w ogóle nie zapomniał, tyko co innego miał do zrobienia. Oczywiście słuchawka jest trzymana cały czas przy uchu. W końcu wracamy do mnie]... no i widzisz, z nim tak zawsze. To jak te zakupy będziemy robić, to przy okazji podjadę do sklepu X.

Acha, czyli jednak chcesz pojechać?

No przecież mówię!

Ale po co ja Wam to mówię? No chyba to oczywiste, że zmierzam do gąski, prawda? ;-) A co gąska ma wspólnego z centkową Mamą? A to, że zadzwoniłam do niej, żeby podpytać jak ona robi gęś. I wierzcie mi –  bardzo przy okazji rozbudowałam swą wiedzę w zakresie co kto komu i dlaczego, oraz czemu tamta to zołza. Ale oszczędzę Wam tła towarzyskiego. Będzie tylko o gęsi :-)

 

Gęś dorodną (bo chyba niedorodnych nie produkują – moja, najmniejsza jaka była w sklepie, miała 4.5 kg) trzeba nasolić uprzednio. Nacieramy zatem gąskę solą (tak z zewnątrz, jak i od wewnątrz) i zostawiamy na całą noc.

Dnia następnego poddajemy gąskę dalszej obróbce, zaczynając od farszu. A farsz, nade wszystko, musi zawierać jabłka. Prawdopodobnie 3-4 sztuki uda Wam się upchnąć w gęsi.

Oprócz jabłek dobrym pomysłem są suszone śliwki i ewentualnie żurawina – jednego i drugiego po garści. Owoce leciutko solimy i doprawiamy majerankiem.

Nadzienie pakujemy do gąski, wylot zamykamy (zszywamy lub uszczelniamy wykałaczkami), a samą gąskę nacieramy obficie majerankiem.

Tak przygotowanego ptaka pakujemy do rękawa i pieczemy w 185 stopniach. Jak długo? Do miękkości :-) Moje 4.5 kg gęsi piekło się 3.5 h. Trzeba sprawdzać stan wypieczenia nakłuwając gąskę szpikulcem – musi bez oporów wchodzić w mięso. To gwarantuje, że gąska będzie miękka, a mięso będzie odchodzić od kości. Moja gąska wyszła tak miękka, że aż samoczynny rozpad rozpoczęła

Ale nie uprzedzajmy wydarzeń. Gąska piecze się długo, co daje nam trochę czasu na uatrakcyjnienie oferty i zastąpienie ziemniaków kluskami śląskimi. Na kluchy bierzemy 3 części gotowanych ziemniaków i 1 część mąki ziemniaczanej. A do tego jajko. Nie wiedzieć czemu, zawsze jest to jedno jajko, niezależnie od tego czy ziemniaków jest 0.5 czy 1.5 kg. Ot zagwostka.

Z podanych składników wzbogaconych o szczyptę soli zagniatamy ciasto, a z ciasta lepimy kluski z dziurką.

Gotujemy kluchy partiami w lekko osolonej wodzie – 2-3 minuty od wypłynięcia – po czym hartujemy chwilę w zimnej wodzie.

Ostatni krok jeszcze nam został – sos. Sos robimy z tego, co wypłynęło z gąski podczas pieczenia.

Zlewamy cały płyn do garnuszka, zbieramy tłuszcz który pływa na wierzchu (warto go zachować), a tą brązową esencję smaku rozcieńczamy wodą (bo jest potwornie słona) i zagęszczamy mąką (łyżkę mąki rozprowadzamy w zimnej wodzie, dolewamy do sosu i zagotowujemy).

No i muszę jeszcze wspomnieć, że nic tak dobrze nie pasuje do gąski jak czerwona kapusta. Cóż za pyszny zestaw!