Względnie ładny listopad przeszedł w całkiem brzydki grudzień. Poziom pochmurności przekroczył wszelkie granice rozsądku. Kot, normalnie szukający na potrzeby drzemki jakiejkolwiek norki, szpary bądź zakamarka, teraz chłonie każdy promień słońca i śpi pod samym oknem, w najjaśniejszym miejscu domu. Co jest w sumie dziwne, bo mógłby na przykład w dzień nie spać. Wykorzystać te chwile umiarkowanej jasności, a pospać, jak normalny człowiek w nocy. Ale nie – Kot woli w nocy hasać, a odsypiać w dzień, za to w jasnym miejscu. Ot, kolejny dowód na to, że Kota zrozumieć się nie da.
Masakra pogodowa miesza w głowie nie tylko Kotu. No bo jak człowiek ma normalnie funkcjonować, jak ogólnie ciągle jest ciemno. No wiadomo, że się nie da. Zima godzi w zdrowie psychiczne i to jest fakt niezaprzeczalny, jak grawitacja. Trzeba ratować się wszelkimi dostępnymi sposobami. Wyjeżdżać do słońca, dogrzewać się pod kwarcówką i rozgrzewające napoje pić. No i oczywiście jedzeniem się wspomagać, bo nie od dziś wiadomo, że na zbolałą duszę odrobina kalorii działa jak kojący balsam.
A jeśli chodzi o jedzenie co moc uleczania ma, to ostatnio, za sprawą ChilliBite, odkryłam nowe możliwości w tym zakresie. Rozpustnie i rozkosznie pyszne rogaliki z odzysku. Niby jest to pomysł na uratowanie nie najświeższych już croissantów, ale ja jestem skłonna specjalnie na ten cel croissanty wysuszać. Bo po takim śniadaniu dzień jest mniej szary, po takim podwieczorku wieczór jest bardziej kolorowy. Z resztą nie trzeba szukać powodów dla ich zrobienia, bo są po prostu obłędnie pyszne.
Sprawa jest banalnie prosta i szybka. Croissanty można przygotować bezpośrednio przed pieczeniem albo i dzień wcześniej (w ten sposób można je sobie zaserwować na śniadanie nawet w środku tygodnia przed pracą!). Musicie, po prostu musicie ich spróbować. A żeby to zrobić postępujemy tak: ze szklanki wody, dwóch łyżek cukru i tyleż rumu gotujemy lekki syrop (dwie minuty od zagotowania wystarczą) i odstawiamy do przestudzenia.
Następnie bierzemy torbę wczorajszych, podsuszonych croissantów. W sensie 6. Jak zrobicie mniej, to będziecie żałować. Nie ma natomiast przeciwwskazań, by porcję podwoić ;-)
Każdego rogalika traktujemy ostrym nożem, przekrajając go, ale tak nie do końca.
Teraz nadzienie – mielimy 100 g migdałów albo w wersji jeszcze szybszej – bierzemy 100 g migdałów mielonych.
Migdały łączymy ze 100 g cukru i 100 g miękkiego masła. Do tego szczypta soli i chlust ekstraktu z wanilii. Ucieramy mikserem. Na koniec dodajemy do masy dwa jajka.
I teraz działamy następująco – każdego croissanta lekko namaczamy w syropie (najwygodniej robić to na płaskim talerzu, na który sukcesywnie będziemy podlewać syrop, bo nie chodzi o to by rogaliki utopić, a lekko nawilżyć).
Do każdego croissanta ładujemy migdałową masę
Odrobiną masy smarujemy rogala również z góry i obsypujemy go płatkami migdałowymi
I pieczemy w 180 stopniach przez 15 minut. Lub ładujemy do lodówki, by poczekały na poranek dnia następnego – takie wychłodzone pieczemy o 5 minut dłużej. A potem tylko oprószamy odrobiną cukru pudru i odpływamy w krainę absolutnej rozkoszy. Mniaaaam!
niebywale kreatywny pomysł!
wspaniale gospodarujesz jedzeniem. i nic się nie zmarnuje!
Pomysł nie mój, ale przyznaję – wspaniały :-)
No dobrze, skoro muszę, to spróbuję – obiecuję! Już wiem, widzę, że będzie mi smakowało :-) Wszystko mam w domu oprócz croissantów, ale to raczej nie problem we Francji ;-)
Coraz bardziej chcę kota!
Oj! Nie rzucaj na wiatr kocich życzeń! Rozważ, że kot to jedna wielka chodząca fanaberia, nie przystosowana do życia w społeczeństwie. No chyba, że system feudalny z kotem w roli władcy i człowiekiem w charakterze niewolnika, uznamy za normę społeczną ;-)
Wstyd się przyznać, ale chyba mam coś z kota :-)
To już wiem czemu Cię tak lubię – mam wszakże słabość do kotów :-)
Do antyspołecznych fanaberii też? ;-)
Z całym dobrodziejstwem inwentarza ;-)
Nominowałam Twój blog do zabawy Libster Blog Award więcej na: czekoladaconchili.blogspot.com