Przyjechało do mnie Maleństwo. Dla tych co nie wiedzą, Maleństwo to mój malutki braciszek – w sensie o kilkanaście lat młodszy, bo w konkurencji wysokościowej odpadłam już dawno. Brat rośnie, dojrzewa, wąs się sypie, dziewczyny lgną, a nawet alkohol może pić całkiem legalnie, ale ponad dekada różnicy robi swoje i dla mnie to zawsze będzie Maleństwo. No więc wracając – Maleństwo postanowiło wykorzystać fakt posiadania dwumiesięcznych wakacji i mnie odwiedzić.
Jak to mówią – Maleństwo w dom, spiżarka w ruch. I znowu słowo wyjaśnienia, tym razem dla tych, co to z nastoletnim męskim stworzeniem nie mieli za wiele wspólnego – nastoletni mężczyzna przeczy teorii o ograniczonej objętości ludzkiego żołądka. Maleństwo już co prawda wyrosło z tej fazy, w której stanowczo i głośno domagało się podawania kolejnych trzydaniowych obiadów w regularnym odstępie co dwie godziny, aczkolwiek nadal godny podziwu apetyt ma i robi z tego użytek. Wobec powyższego, zwykłe środki typu sklep & przysklepowy stragan były niewystarczające. Tu trzeba było działać koncepcyjnie i hurtowo. Trzeba było się udać na bazarek.
Na bazarku oprócz tony kartofli, trzech półtuszy wieprzowych i ćwiartki wołu udało się nabyć również 3 przyczepki rzeczy drobniejszych, wśród których znalazł się nad wyraz dorodny, niezwykle urodziwy i dziko pachnący rozmaryn. Żadne tam popierdółkowate trzy gałązki na krzyż, jakie można uświadczyć w supermarketach. Porządny kawał krzaka z korzeniami na decymetr. Już wizualizowałam sobie jak wołową ćwiatkę rozmarynem obkładam, jak wieprzową półtuszkę w rozmarynie marynuję i inne, głównie mięsne, rozmarynowe kombinacje uskuteczniam. Ale plany i życie to dwie oddzielne i niezależne od siebie kwestie. Zamiast mięsa w rozmarynie powstało rozmarynowe ciasto, które za sprawą boskich zdjęć Crummblle wbiło mi się w pamięć dość trwale.
Ciasto jest szybkie i proste w obsłudze – jak klasyczna babka ucierana. Zaczynamy od utarcia na puszystą jasną masę 120 g miękkiego masła i 175 g cukru
Do utartego masła dodajemy 175 g mąki, łyżeczkę proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki sody, szczyptę soli i 2 jajka (w temperaturze pokojowej)
Na koniec dodajemy drobniuteńko posiekany rozmaryn – 1 łyżkę świeżego lub 1/2 suszonego. Jak macie świeży, to śmiało można zaszaleć i dodać nawet podwójną dawkę. Ja dodatkowo dodałam skórkę startą z jednej cytryny. A zamiast mleka, które było w oryginalnym przepisie, dałam dwie łyżki soku z cytryny.
Ciasto wlewamy do foremki uprzednio natłuszczonej i wysypanej bułką tartą. Ciasta starcza na krótką (25 cm) keksówkę.
Ciasto pieczemy w 180 stopniach do suchego patyczka – u mnie trwało to godzinę.
Na koniec przygotowujemy lukier. Z oryginalnych proporcji wyszło mi go dwukrotnie za dużo. Proponuję zatem zużyć 90 g cukru pudru i sok z jednej cytryny. Ciasto polewamy lukrem dopiero gdy wystygnie. Ciasto, nie lukier.
Ciasto jest niesamowicie aromatyczne. Ma tylko jedną wadę – cholernie szybko znika. Serio – jedno popołudnie z Maleństwem i jest po sprawie. Najlepiej zrobić od razu dwa :-)
Ha, ha :) coś ogólną ludzkiego musi być w starszo siostrzanych relacjach z młodszymi braćmi ^^ Mój już dawno wyższy jest od mnie o dwie głowy a wołam na niego malutki (i również zakłada obozowiska koczownicze przed lodówką) :D Ciasto brzmi pysznie ale tylko rozmarynu mi brak…
Z braku świeżego możesz sięgnąć po suszony rozmaryn. Pozdrowienia dla Brata :-)
oj dużo w tym cieście siostrzanych uczuć :)
Fajnie mieć takie Maleństwo, cieszę się, że Wam smakowało :-) Pozdrawiam serdecznie!