Dziatki moje miłe! Ciocia centka Wam teraz powie, że było takie lato w czasach starożytnych, a konkretnie w 2001 roku, kiedy upały nastały straszliwe, mniej więcej takie jak teraz. Gorąc był nieprzeciętny. Ogólnie, jedyne co człowiek mógł robić nie narażając się na utratę godności i dostojeństwa, to leżeć, bo wszelkie próby wykonywania ruchów, nawet niegwałtownych, kończyły się tak samo – pot tryskał ze wszystkich porów na ciele. A przyznacie, że pot i człowiecza godności mają coś w sprzeczności.
Ale ja o czym innym. Rzec Wam chciałam, że w tych oto zamierzchłych czasach ciocia centka miała okazję mieszkać przez chwilę z dwiema Włoszkami. I prawdopodobnie lepiej się złożyć nie mogło, bo kto jak kto, ale Włosi, z racji położenia geograficznego kraju swego, chyba powinni wiedzieć doskonale jak sobie radzić z atakiem tropikalnej aury, prawda? Bo że z makaronem sobie radzą nie najgorzej, to się rozumie samo przez się. Bycie makaroniarzem zobowiązuje.
No i w tym momencie historii zaczyna nam się wyłaniać jej sedno. Bowiem dziś będzie o cudownie prostym, absolutnie smakowitym i bardzo letnim sposobie na makaron. To nawet nie jest przepis. To coś, co „moje” Włoszki robiły ot tak sobie, od niechcenia, bez trzymania się proporcji, bez konsekwencji w doborze składników. Temat wchłonęłam natychmiast, bo na lato jest fenomenalnie idealny. Musicie spróbować!
Cudowność tego przepisu kryje się m.in. w tym, że nie wymaga stania przy buchających parą garach i patelniach. Zdecydowaną większość tematu obsługujemy na zimno, co przy afrykańskim skwarze tkwiącym w każdej cząsteczce powietrza jest błogosławieństwem. Ugotować należy jedynie makaron i jajka na twardo – żadne z dwojga nie wymaga obecności w kuchni przez czas dłuższy niż minuta. Resztę składników można przetworzyć w najchłodniejszym miejscu domu, np. w sypialni, gdzie nie wiedzieć czemu jest najchłodniej.
No to do dzieła! Bierzemy parę nieskomplikowanych składników i równie niewyrafinowane kuchenne utensylia.
Pomidory ścieramy na grubych oczkach. Jeśli mają bardzo dużo soku, to tylko połowę pomidorów ścieramy w całości, a z reszty bierzemy jedynie miąższ.
Do pomidorowego przecieru dodajemy cebulę. Tym razem wzięłam dymkę, więc ją posiekałam. Zwykłą cebulę trę na wzór pomidorów na tarce. Oprócz tego do pomidorów wrzucamy czosnek i chili, z czego to ostatnie nie jest obowiązkowe.
Spora garść siekanej bazylii jest dobrym pomysłem. Alternatywnie nada się szczypior, pietruszka lub kolendra.
Teraz czas na jajka – je również ścieramy na tarce.
Wszystko solimy, pieprzymy i podlewamy hojnie oliwą. Sos mieszamy, po czym wrzucamy nań gorący makaron.
Mieszamy, na talerze przekładamy, szczyptą parmezanu ukraszamy i gotowe. Wspominałam już, że to danie idealne na lato? Nawet jak wspominałam, to nie zaszkodzi przypomnieć :-)
bellissimo!
:-)
bardzo fajna propozycja :)
Pozdrawiamy serdecznie Tapenda
Dzięki za odwiedziny. Również pozdrawiam :-)
ja upałów owego lata nie pamiętam, gdyż u jego samego progu przyszło na świat moje pierwsze i jak do tej pory jedyne dziecię. czas mi wtedy płynął wartkim strumieniem i ledwo się obejrzałam, a już ben laden niejaki, osamą również zwany zamachnął się był na dobrą ciocię amerykę, wszystko co było pomiędzy, a nie dotyczyło kurczęcia mojego, wymazując bezpowrotnie z pamięci :(
makaronu wtedy nie jadałam, bo moje koleżanki autorytatywnie i zbiorowo twierdziły, że makaron szkodzi dziecku, wywołując bliżej nieokreślone sensacje. wobec czego jadłam ryż, brokuły i gotowanego indyka. mam dziś uraz do tego zestawu i tylko ciężka choroba może mnie skłonić do jego ponownej konsumpcji:(
Bo to śmieszne jest jak działa nasza pamięć. Ja akurat te upały zapamiętałam, choć całkiem niewykluczone jest, że upałów tego roku było 3 dni raptem. Albo że rok wcześniej lub rok później upały były nawet większe. Mózg wybiera sobie co zamierza przyswoić a co beztrosko pominąć i wyłania się z tego absolutnie subiektywna wersja przeszłego świata.
A teraz, jak mniemam, nie masz przeciwwskazań do jedzenia makaronu, prawda? No to sobie odbij za to całe szpitalne jedzenie :-)
Ależ oczywiście, odbijam to sobie regularnie i w dużych ilościach, odkąd tylko moje dziecię uznało mleko matki za niegodną dziewięciomiesięcznego człowieka dziecinadę :)
Aż chyba spróbuję! Skuszę się, choć upałów u mnie brak, za to bardzo lubię makaron. Poza tym, skoro ciocia Centka chwali, to musi być pyszne ;-)
Ciocia centka czasem coś pomiesza, kiedy indziej czegoś zapomni, więc absolutnie nie należy na słowo wierzyć jej rekomendacjom, tylko próbować osobiście, degustować i delektować się własnoręcznie :-)
ja ogólnie lubię pasty, więc propozycja jak najbardziej dla mnie ;)