Tymczasem w Sajgonie pani Hồng nieśpiesznie i z godnością wciągnęła w płuca powietrze nasączone wilgocią i miliardem zapachów. Robiła to od kilkudziesięciu lat, więc półgodzinna gimnastyka nawet minimalnie nie zmusiła jej serca do nadprogramowych uderzeń. Majestatycznym i idealnie płynnym ruchem przeniosła ciężar ciała z małego palca lewej stopy na piętę stopy prawej, gestem dłoni zamknęła czasoprzestrzeń przed sobą i równie nieśpiesznie pozwoliła powietrzu opuścić płuca. Po wszystkim narzuciła na głowę stożkowaty nón lá i ruszyła do pracy. Skręconą z witek miotłą zamiatała skąpany w porannym słońcu park, w którym o tej godzinie panowały jeszcze temperatury nie przyprawiające zawałowców o zawał.
Natomiast pan Tuyết, który towarzyszył pani Hồng w ćwiczeniach, spokojnym ruchem oddalił się na wietnamską kawę. O tak, mężczyźni nie mogą tyle pracować. Mężczyźni mają dużo trudniejsze zadanie. Mężczyźni muszą dużo myśleć.
Być może w poprzednim wcieleniu byłam wietnamskim mężczyzną, bo zdecydowanie częściej pijam kawę, niż zamiatam park. A być może wietnamska kawa jest tak pyszna, że nie można jej się oprzeć niezależnie od płci. Bo nie wiem czy wiecie, ale wietnamska kawa to inny kosmos. Nie dość , że sam napar różni się smakiem, nie tylko zaparzana jest w innej technologii, to jeszcze podawana w sposób jedyny w swoim rodzaju.
Do zaparzenia wietnamskiej kawy absolutnie niezbędna jest wietnamska kawa i zaparzarka. Dodatkowo przyda się słodzone mleko skondensowane.
Do szklaneczki nalewamy mleka, a na szklaneczkę stawiamy zaparzarkę.
Wsypujemy kawę, zalewamy gorącą wodą, przykrywamy dekielkiem i pozwalamy by boski napar przesączał się do mleka.
Na koniec dorzucamy solidną porcję lodu,
wlewamy kapkę mleka, tym razem zwykłego
i gotowe
A na koniec Wam jeszcze powiem, że na seriouseat.com znalazłam cudny sposób na inne wykorzystanie wietnamskiej kawy. Tak w telegraficznym skrócie to:
1) Podgrzewamy szklankę mleka i szklankę śmietanki, ściągając z ognia przy pierwszych oznakach wrzenia. Dodajemy 2 łyżki kawy, mieszamy porządnie i odstawiamy na 4 minuty
2) 6 żółtek roztrzepujemy z 415 g skondensowanego słodzonego mleka, cały czas mieszając cienką strużką dolewamy 1/3 kawowej mieszanki, a następnie całość przelewamy do garnuszka z resztą kawowej mikstury
3) Miksturę podgrzewamy (cały czas mieszając), aż zgęstnieje. W międzyczasie dodajemy ćwierć łyżeczki soli. Gęstą masę przepuszczamy przez gazę by usunąć nadmiar fusów.
4) Masę chłodzimy porządnie w lodówce, po czym przystępujemy do produkcji lodów za pomocą lodowej maszynki (wedle instrukcji jej twórcy) lub bez niej (mrozimy lody w pojemniku miksując je od czasu do czasu, by zapobiec tworzeniu się kryształków lodu).
Można kapnąć odrobinę skondensowanego mleka dla podniesienia walorów estetycznych.
cudowne :)
Dzięki Samis :-)
Przeniosłam się w inny wymiar :-) Chyba pochodzimy z tej samej wietnamskiej wioski ;-)
:-)
Szkoda, że jestem uczulona na mleko, bo odwiedziłabym was w tej wietnamskiej wiosce… ;)
Myślę, że Wietnamczycy wybaczyliby nam kombinacje z mlekiem sojowym, więc może jednak wpadniesz?
:-)
hmm ciekawy koncept z tym mlekiem skondensowanym…;)
Zakochałam się w tej kawie.
Koniecznie muszę zdobyć taką zaparzarkę.
Pozdrawiam!
Najlepiej oczywiście wziąć Niesfornego Męża (lub jego odpowiednik) i pojechać po zaparzarkę do Wietnamu. Wiadomo. Jeśli jednak wyjazd akurat w tym momencie jest Ci nie na rękę, to właśnie odkryłam, że na allegro można je kupić – o np. tu: http://allegro.pl/wietnamski-filtr-do-kawy-phin-duzy-200ml-i2445262942.html
Ale pycha, właśnie piłam swoją wersję mrożonej, też dobra, zamieszczę ją jutro:) ale Twoja boooska, nie mam zaparzarki, ale kawę mam za to jemeńską oryginalną;))pozdrawiam
jemeńska, mówisz, hmmm, takiej jeszcze nie piłam!