Zakalec ma niezasłużoną opinię porażki kulinarnej, zmory gospodyń domowych i wisi niczym klątwa nad co niektórymi ciastami. Jednocześnie nie znam nikogo, kto nie lubiłby zakalca. Z Maleństwem wręcz boje toczymy o każdy zainfekowany zakalcem fragment ciasta, a wielkanocna babka z zakalcem to już tradycja. Jakby kiedyś wyszła idealnie wyrośnięta, to wszyscy byliby zawiedzeni.
Zakalec to, po prostu, kolejny rodzaj ciasta. Są ciasta ucierane, przekładane, zagniatane, drożdżowe i na tych samych zasadach istnieją zakalce. Niektórzy lubią ciasta kruche, inni gustują w zakalcach. Zakalce, jak każde inne ciasto, występuje w wielu odmianach – z owocami maści wszelakiej, czekoladami, karmelami, śmietanami i arakiem. Zakalcami pogardzać nie należy, bo na to nie zasługują. Dowód? Proszę bardzo.
Cóż lepiej może potwierdzać szlachetne pochodzenie zakalca niż rodowód wystawiony przez francuskiego kucharza? No wiadomo, że tylko certyfikat od radzieckich naukowców. Ale włączenie potrawy do francuskiego kanonu kulinarnego, to też nie byle co. A zakalec tego zaszczytu dostąpił. Pod postacią clafoutis. Bo clafoutis to nic innego jak pierwszej wody zakalec, zrobiony celowo i na całej ciasta powierzchni. I jak na zakalec przystało – bardzo pyszny.
Zrobienie udanego zakalca to też sztuka. Na szczęście bardzo łatwa. A zaczniemy nie od ciasta, a od owoców.
Owoce mogą być prawdopodobnie każde, aczkolwiek kwaskowatość jest mile widziana. Z wiśniami byłoby genialnie. Ja użyłam ok. pół kilograma truskawek, które przekroiłam na pół i ułożyłam podwójną warstwą w naczyniu do zapiekania. Naczynie miało 24 cm średnicy, zostało przesmarowane masłem i podsypane mąką.
Po owocach czas na ciasto. Choć ciasto to za mocno powiedziane – ot parę składników połączonych w bardzo rzadką zalewajkę. Na początek 125 g mąki połączonej z 1/4 łyżeczki soli rozprowadzamy w szklance mleka.
Następnie dodajemy 3 jajka w temperaturze pokojowej.
W ostatnim kroku dodajemy drugą szklankę mleka, 1/3 szklanki cukru oraz 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii. Mieszamy do połączenia, a następnie zatapiamy masą truskawki.
Rozrzucamy na wierzchu odrobinę wiórków masła i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 230 stopni na 25 minut. Clafoutis w tym czasie bardzo urośnie:
A potem spektakularnie opadnie:
Przed jedzeniem należy go całkowicie wystudzić, a nawet schłodzić w lodówce. Następnego dnia jest boski. Tylko zakalec to potrafi.
Przepis pochodzi z tej strony.
Hmm… Z rodowodem czy bez, zakalec to zakalec, i nawet certyfikat nie pomoże … :o)
wreszcie ktoś usprawiedliwił zakalca:) coś w tym jest bo moja świateczna babka zakalec znikneła w pierwszej kolejności i wszyscy się zachwycali a ja patrzyłam z otwartymi ustami jak na wariatów. a Twój zakalec wyglada mega apetycznie!
Zakalec sam się broni i nie trzeba go usprawiedliwiać ;-)
Certyfikaty, zaświadczenia i medale – to wszystko nic nie warte w starciu z osobistym gustem i upodobaniem :-)
uwielbiam zakalec ;)
Aż mi ślinka pociekła;)
Jako fanka zakalców (zawsze zakalcowate fragmenty ciasta bardziej mi smakują ) dziękuje za wpis i przepis :)
Wg mnie smak niedopieczonego lekko czy zakalcowego ciasta niczym nie ustępuje udanym wypiekom, ale gdy piekę staram się o brak zakalca dla rodziny, szczególnie tej starszej, która zauważa, że się „ciasto nie udało” i „oj, oj, jest zakalec”. Widać jest takie przyzwyczajenie nie u ludzi. A przecież najważniejszy powinien być smak ciasta, a nie jego struktura.
Patrzyłam dziś na taką tartę clafoutis z malinami, kusiła, ale w końcu kupiłam ( kupiłam – święto jakieś, bo zazwyczaj sama piekę ) cytrynową z bezą. Zdecydowanie muszę ją zrobić w niedługim czasie, bo bardzo mi smakuje!
Ten niesforny zakalczyk! Ulubiony w domu, ale objęty zasłoną milczenia. Bo przecież nikt się u mnie nie przyzna, że najsmaczniejsze ciasto to takie, które „nie wyszło” ;)
Kocham zakalce. Jak również rzeczy, które są delikatnie zwęglone.
A zwęglony chleb z ogniska to wręcz cymes