Jak gołąb z kulawym skrzydełkiem

Zwykły wpis

Piątek to weekendu początek. W piątek nie ma problemu. Choćby dany tydzień udręczył, wymęczył, to perspektywa weekendu zabija to wspomnienie jak wybielacz plamy. W piątek nie ma wymówek, wszak w sobotę odeśpię. W piątek można być szalonym, nieodpowiedzialnym i nieprzewidywalnym. Co innego czwartek.

W czwartek najsilniej doskwiera mi całotygodniowe zmęczenie. W czwartek autoafirmacją muszę się mobilizować, by następnego dnia, jeszcze ten jeden raz, nie zignorować budzika. Wreszcie w czwartek najtrudniej przychodzi mi gotowanie, bo wyprana z pomysłów głowa odmawia współpracy. Wczorajszy czwartek taki właśnie był.

Stałam bez koncepcji, za to z koszykiem, między sklepowymi alejkami, bo wyszłam z założenia, że nic tak dobrze na kreatywność nie robi, jak zbliżający się deadline, a wejście do sklepu niewątpliwie zmusza do podjęcia jakiejś zakupowej decyzji w przyszłości dość bliskiej. Coś tam zaczęło mi z wolna kiełkować w mózgu, choć neurony, miast być jak iskrzące światłowody, były jak pocztowy gołąb. Nie pierwszej młodości. Z kulawym skrzydełkiem. Ale jakiś tam pomysł powoli się wyłonił. Odetchnęłam z ulgą. Ale tylko po to, by chwilę później znaleźć się ponownie w czarnej dupie. Wskutek braków w sklepowym asortymencie. I gdyby to był jakikolwiek inny dzień tygodnia, to wystarczyłoby wymyślić coś innego. Ale to był czwartek. Pomysłowa pustynia. A gołąb był już zmęczony. Poszłam więc na skróty.

Schab pozbawiłam żyłek i błonek, po czym pocięłam na paseczki.

Z powodu wspomnianych niedomagań asortymentowych, zamiast tworzyć własny smak, zdałam się na gotową kompozycję. A pierwotny koncept był taki, żeby chili i limonkę z sosem rybnym i sojowym połączyć. Może następnym razem. Wczoraj stanęło na tym:

Mięso zalałam sosem i pozwoliłam mu się macerować przez pół godziny. Dodałam jeszcze trochę sosu rybnego i suszonego chili.

Warzywa – wzięłam pół czerwonej papryki, różyczki z jednego brokuła, 3 dymki, kawałek korzenia imbiru i dwa ząbki czosnku. Wszystko posiekałam, poza brokułem, ma się rozumieć.

Jako towarzysza dla powyższych wybrałam makaron chiński.

I teraz odrobina logistyki – musimy zblanszować brokuły i dać makaronowi 5 minut we wrzątku, których potrzebuje by zmięknąć. Można makaronem i brokułami zająć się przed smażeniem reszty, a można wyciągnąć zapasową trzecią rękę i zająć się tym w trakcie – wybór należy do Was.

Następnie na dużym ogniu postawiłam woka, nagrzałam go porządnie i wlałam doń trochę oleju sezamowego i trochę słonecznikowego. Podsmażyłam krótko czosnek i imbir.

Następnie dodałam mięso i smażyłam je 2-3 minuty, tyle bowiem powinno wystarczyć cienkim, uprzednio zamarynowanym paskom, by stały się prawie gotowe.

W kolejnym kroku dodałam dymkę i paprykę, smażyłam kolejną minutkę – serio, tylko tyle.

Podlałam danie jeszcze paroma łyżkami sosu i od razu wrzuciłam zblanszowane brokuły wraz z gotowym makaronem.

Gotowe! Nawet w czwartek może wyjść coś pysznego :-)

12 responses »

  1. Wczoraj też była w tym samym klubie co Ty. Na dodatek przypałętała się, jak zaraza jednodniowa (tak myślę) deprecha. Wbiła mnie w muliste dno głębokiej rozpaczy. Już myślałam że to zawał jakiś. Wprawdzie resztkami mózgu zrobiłam rodzinny remanent i stwierdziłąm, ze zawałowców u nas nigdy nie było. Ale wiesz jak to jest, skołowany umysł zaraz podsunął, że mogę być przecież pierwsza. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie… Dobrze, że u nas dziś też akurat wypadł piątek i to przy słonecznej pogodzie :)
    Pozdrawiam,
    Wprawdzie Oblepiona Mułem, Ale Już Na Powierzchni Monika

    • Łojezusicku, jak dobrze, że nie ja jedyna tak miewam! Wyjątkowo ucieszyło mnie Twoje nieszczęście ;-) (jakie to polskie, swoją drogą)
      Ale jest już piątek. Już jest dobrze. A gdy dzień roboczy dobiegnie końca, będzie jeszcze lepiej :-)

  2. Super! Smacznie, kolorowo :) Jak widać – zawsze jest wyjście, nawet z czarnej D… ;-) Jakby mi ktoś taki obiad zrobił – pokochałabym ;-)
    A swoją drogą – dlaczego to My mamy zawsze myśleć, robić, gotować, kombinować?! Jak się pytam Męża co jutro na obiad, on odpowiada chytrze: a na co byś miała ochotę? Zabić Go wtedy bym miała ochotę ;) Miłego weekendu!

    • Badaniem statystycznym na reprezentatywnej próbie zostało niniejszym udowodnione, że wszyscy mężowie mają tak samo :D
      Również weekendowych szczęśliwości Ci życzę :-)

  3. Dla mnie najgorsze zawsze były środy. W środy jestem już zmęczona a wiem że pozostały jeszcze dwa dni… koszmar!
    Jak dla mnie bardzo fajny pomysł na czwartkowy obiad:)

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s