Nie wiem jak to u Was bywa, ale w moim rodzinnym domu święta to najbardziej pracowity czas w ciągu roku. O słodkim lenistwie można zapomnieć, jakkolwiek mocno by się go w danym momencie nie pragnęło. Ma Rodzicielka w szaleństwo bowiem popada na ten czas. I najbardziej oporne jednostki w to szaleństwo też wciąga. Zatem wszyscy zrywają się, bądź są zrywani z łóżka skoro świt. Nawet nie brutalną siłą, a hałasem obijających się o siebie garnków. Nim człowiek oko porządnie zdąży otworzyć i kawy w przełyk pragnący kropelkę wlać, już jest zarzucany potokiem informacji o rzeczach, które już dawno powinny być gotowe, a nie są. Nim słońce na dobre wzejdzie, wszyscy zasuwają na wysokości lamperii, siekając, mieszając, odkurzając, wycierając, doprawiając i pod nosem te święta przeklinając.
Potem w końcu właściwy czas świąteczny nastaje. I wraz z nim nowy rodzaj tortur duchowych i cielesnych zostaje aktywowany – nakrywanie do stołu, potraw podawanie, brudnych naczyń zbieranie, zmywanie, od nowa nakrywanie, kolejnych potraw podawanie i tak dalej, do utraty sił i zmysłów, zarówno po stronie obsługujących, jak i obsługiwanych. Bilans każdych świąt w domu spędzonych jest taki sam: przydałby się urlop na dojście do siebie po tym okresie świątecznego spokoju i zadumy. Ale, niestety, okrucieństwo życia nie ma czasem granic i trzeba wracać do pracy. Zatem, w ramach odprężenia dla styranych mięśni i żołądka, dziś kuracja sałatkowa. Lekka i bezwysiłkowa.
Prosto i szybko będzie, z jednym trikiem przez Rodzicielkę podpowiedzianym.
Na początek sałata. Górka, w sam raz dla osoby jednej, dwóch, trzech… – wedle uznania. Najlepiej mix sałat różnych. Dla wzbogacenia smaku i kolorystyki. I garść pomidorków koktajlowych – jakieś 7-8 na głowę.
Następnie czas na szynkę. Np. szwarcwaldzką. Lub inną wędzoną na surowo. W ilości 4-5 plasterków na głowę.
I tu czas na maminy trik nadchodzi. Szynki wędzone ciągliwe są. Co może czynić pałaszowanie sałatki nieco uciążliwym. Dolegliwości te znikają, jeśli szynkę się potraktuje temperaturą. A konkretnie podsmaży – dosłownie 2-3 sekundy. Kładziemy na gorącą, suchą patelnię i mrugnięcie oka później ściągamy. Ciągliwość znika jak zaczarowana.
Ostatnim po podsmażanej szynce składnikiem jest dojrzała gorgonzola. W ilości gdzieś między 50 a 100 g na głowę – w zależności od serolubności spożywających.
Sałatą wyścielamy miskę, wrzucamy na nią ćwiarteczki pomidorów, szynkę kroimy na mniejsze kawałki (ładna metoda – kroimy plaster wzdłuż, na dwa cieńsze paski, które następnie zawijamy w rulonik), obrzucamy całość kawałkami gorgonzoli i prawie jesteśmy na finiszu.
Teraz wystarczy sałatę skropić oliwą lub ziołowym vinegretem (oliwa, sok z cytryny, ulubione zioła, mała szczypta soli) i chrupać rozkoszując się poświątecznym spokojem.
U mnie takiego szału nie było, ale Święta tak działają, że po nich ma się ochotę na coś lżejszego. Sałatka pyszna!!! Miłego powrotu do rzeczywistości, pozdrawiam :)
Wspaniała sałatka, bardzo lubię takiego rodzaju sałatki :)