Z ciastem marchewkowym do tej pory było mi nie po drodze. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Dodatek cukinii, buraków, awokado czy nawet kiszonej kapusty do ciasta nie budził we mnie żadnych sprzecznych emocji. Może dlatego, że te ingrediencje na ogół miały akompaniament w postaci czekolady. A coś z czekoladą z założenia musi być dobre. Ciasto marchewkowe czekolady nie zawiera, więc może o to chodzi. A może nie, bo w kuchni logika czasem przegrywa z emocjami. Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem, ale fakt jest faktem – ciasto marchewkowe do tej pory nie wyszło spod mych rąk ni razu.
Druga rzecz – zlot czarownic się szykował, a wiadomo powszechnie, że nie należy ryzykować przybycia na taką okazję z pustymi rękoma. Wertowałam, surfowałam, włosy z głowy rwałam szukając czegoś adekwatnego na tak zacną imprezę, ale akurat nic nie przemawiało do mnie. Często tak mam – jak nie trzeba, nie ma czasu i ogólnie nie pora, to miliard przepisów do wypróbowania spozira zalotnie z każdego kąta. A jak wręcz przeciwnie – upichcenie czegoś zachwyt budzącego jest potrzebą granicząca z koniecznością, to znalezienie odpowiedniego przepisu zdaje się być równie niedostępne jak Mount Everest zimą. I właśnie w tych okolicznościach trafiłam na przepis Dorotki na ciasto marchewkowe. Jak ona pisze, że jest najlepsze, to ja jej wierzę. Jak się okazuje słusznie, bo ciasto wyszło boskie. Czarownice były zadowolone (prawda czarownice kochane?)
Ze składnikami postępujemy jak przy muffinach, czyli oddzielnie mokre i oddzielnie suche traktujemy. Ja przeskalowałam temat na tortownicę o średnicy 26 cm, co w rezultacie dało następujące proporcje:
Składniki suche: 250 g mąki + 185 g cukru + 2 łyżeczki sody + 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia + 0.5 łyżeczki soli + przyprawy piernikowe (3.5-4 łyżeczki gotowej, albo mieszanka własnych pomysłów uwzględniająca goździki, cynamon, gałkę muszkatołową i ziele angielskie).
Mokre składniki: 4 jajka + 130 g oleju
No i oczywiście marchewka – bez niej ciasto marchewkowe można by uznać za ździebko wybrakowane. A dodatkowo ananas i orzechy. Marchewki tartej bierzemy dwie szklanki, co stanowi ok. 300 g. Siekanego ananasa szklankę – czyli mniej więcej 3/4 puszki. Orzechów siekanych szklanki dwie – będzie to ok. 350 g.
Suche składniki łączymy z mokrymi za pomocą wyspecjalizowanej aparatury kuchennej, czyli łyżki. Dodajemy marchewkę, ananasa i orzechy, mieszamy do połączenia i przelewamy ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Pieczemy w 175 stopniach do suchego patyczka – u mnie trwało to godzinę. Dorota piekła w mniejszej tortownicy i u niej było to 40-45 minut. Trzeba ciasto podglądać.
Ciasto upieczone i wystudzone cudownie rozmnażamy za pomocą noża na warstwy dwie. Warstwy kremem przekładamy, uprzednio go zrobiwszy. Na krem ucieramy150 g masła w temperaturze pokojowej, a gdy będzie lekkie i białe niczym puch, dodajemy doń 260 g cukru pudru. Na koniec wmiksowujemy 500 g Philadelphii (lub Piątnicy) i 1.5 łyżeczki ekstraktu z wanilii.
Szczypta cynamonu dla dekoracji nie zawadzi
Jest pyszne, absolutnie, całkowicie, totalnie pyszne.

Jestem zawiedziony, bo nie jest to „Mięsny Jeż”!
:-)))
Prawda najprawdziwsza! Czarownice były baaardzo zadowolone (i polecają się do częstszych degustacji)! :) Zjadły ze smakiem. Z resztą, jak tu nie zjeść, jak ciasto tak obłędne..?
Ja się podpisuję obiema rękami pod Bebe.
Czarownice przemówiły! Czy w związku z tym powinnam przenieść blog z kategorii kulinaria do magia i okultyzm?
;-)
Tylko jeśli będziemy degustowały wszystkie dania :)
Jeśli masz jeszcze kawałek, to ja wsiadam na moją miotłę i lecę ;)
Jeśli świadoma jesteś konsekwencji, to już Ci kroję ;-)
Konsekwencje mogą być takie, że miotła nie wytrzyma drogi powrotnej ;)