Janis Joplin – odważysz się?

Zwykły wpis

Jest kanapka Elvisa, jest tort Pawłowej, jest napoleonka, więc i Janis Joplin może mieć swoje danie. Ja jej tego prawa nie kwestionuję. Aczkolwiek związek między artystką a potrawą wymyka się mojej percepcji. Bo o co chodzi? Zjesz i umrzesz w wieku 27 lat? Czy też może po zjedzeniu ześwirujesz na tle Mercedesa Benz? Cóż, fantazja ludzka granice ma gdzieś w nieskończoności. I wdzięczna za ten fakt jestem, bo gdyby granice fantazji przebiegały gdzieś w tych samych okolicach, gdzie zdrowy rozsądek się kończy, to pewnie nie powstałaby pizza Janis Joplin.

Na seriouseats.com trafiłam na recenzję knajpy Shorty’s Pizza w Tucker, Georgia, USA, która w swym repertuarze ma pizze nazwane ku czci i chwale przeróżnych muzyków, w tym właśnie Janis Joplin. Pizza najpierw wprawiła mnie w dzikie osłupienie, które zaraz ustąpiło niepohamowanej chęci przetestowania takiego zestawu smaków. Zresztą przedstawcie to sobie sami: jabłka, gorgonzola, boczek i orzechy, a jako dodatek – miód w miejsce keczupu! Jako że wpis był dedykowany pizzerii, nie zawierał przepisu – tu musiałam sama pokombinować. Powiem nieskromnie – wyszło nieźle.

Robiąc chaczapuri miałam przeczucie, że przepis na ciasto z powodzeniem mógłby być wykorzystany do pizzy. Postanowiłam przetestować tą teorię i wyszło lepiej niż dobrze. Na dużą blaszkę zastosowałam następujące proporcje:

  • 200 g mąki
  • 135 ml mleka
  • 5 g drożdży suchych
  • łyżeczka oleju
  • szczypta cukru, większa szczypta soli
  • trochę mniej niż pół jajka

Składniki szybko połączyłam w ciasto. Rozwałkowałam je do rozmiarów dużej blachy – cieniej po środku, z lekkim zgrubieniem na brzegach.

Teraz dodatki: jabłko – twarde, nie za słodkie, nie za kwaśne; gorgonzola – miękka i śmierdząca; boczek – tłustości umiarkowanej, parzony lub lekko wędzony; orzechy – powinny być włoskie. Podczas zakupów byłam święcie przekonana, że mam takowe w domu. Miałam orzechy, ale laskowe. Nie chciało mi się drugi raz ganiać do sklepu. Zostały laskowe.

Układamy wszystko warstwami. Nie wiem, czy jakaś kolejność tu obowiązuje, ale postanowiłam jabłka położyć na spodzie – żeby swą wilgocią zastąpiły sos, którego brak w tej pizzy. Orzechy powędrowały na samą górę, by spiekły się na chrupko. Ser i boczek trafiły gdzieś pomiędzy.

Pizzę piekłam w bardzo gorącym piekarniku – 220 stopni z termoobiegiem – przez ok. 15 minut. Wyszła dokładnie taka, jaka pizza powinna być. Przypieczona od dołu:

Cienka, ale trzymająca ciężar dodatków:

No i pyyyyszna :-)

Jeszcze wspomniany miód (choć syrop klonowy też by się sprawdził nieźle):

 

Jedna odpowiedź »

  1. jedzenie owoców w połączeniu ze śmierdzącymi serami lub sera z orzechami, jakoś mnie nie szokuje. Przyznam jednak że dodatek miodu zastanowił mnie lekko, ale nie odrzucam na wejściu tego pomysłu. Myślę też że od zjedzenia tej pizzy, kulinarny świat jedzącego nigdy już nie będzie taki jak poprzednio. Świetny przepis, bezwzględnie do wypróbowania.

    Pozdrówka

  2. Lubię pizzę na cienkim spodzie, a łączenie ze sobą „dziwnych” składników już od jakiegoś czasu mnie raczej zachęca do spróbowania. Wygląda wyśmienicie! Ech, gdyby mi teraz ktoś taką podał – nie odmówiłabym ;) Pozdrawiam :)

  3. cieniutka jak papier.
    ech, ale ten miód? cieakwi mnie, niesamowicie.
    wiesz, chyba się odważę. jestem miłośniczką pizzy, miodu i nietypowych połączeń.
    i ryzyka!

  4. Jednym z sekretów pieczenia pizzy jest układanie sera na samym spodzie. Położenie sera na wierzchu zablokuje odpływ wilgoci od innych produktów (wędlin, pieczarek) i pizza wyjdzie ugotowana.

    • Pewnie masz rację. Gorgonzoli w tej pizzy nie było tyle, ile „normalnie” sypie się sera żółtego i zapewne to mnie uratowało :-)

  5. Miks składników trochę mnie przeraża, ale z pewnością smakuje nieźle – ostatecznie nie takie rzeczy się już jadło ;).
    Mam do Ciebie wielką prośbę – mogłabyś przedstawić coś bardzo łatwego i szybkiego, a zarazem zdolnego do podróży (załóżmy do szkoły)? Chciałabym przygotować coś smacznego, ale totalna ze mnie łamaga kulinarna :(.

    • Postaram się uwzględnić Twoją prośbę, ale nie gwarantuję, że to mi się uda – gotuję głównie pod wpływem impulsu, nagłego przypływu weny i nastroju, a taka mieszanka do nieprzewidywalnych rezultatów prowadzi ;-)
      A do rzeczy szybkich i łatwotransportowalnych, to niewątpliwe kwalifikują się wszelkie sałatki makaronowe, ryżowe i ziemniaczane.

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!: