Gruzja. Moje marzenie podróżnicze. W sumie jak każde miejsce, w którym jeszcze nie byłam. Ale Gruzja jakby bardziej. Legenda gruzińska mówi, że Gruzini pochłonięci radosnym byciem sobą, nie stanęli w kolejce gdy bóg dzielił ziemię pomiędzy narody. Jednak tak wesołego i serdecznego towarzystwa nie można było skazać na tułaczkę, więc bóg osadził ich na najpiękniejszym skrawku ziemi, który pierwotnie chciał zatrzymać dla siebie. Czegoż bowiem Gruzja nie ma! Morze, jeziora, rzeki, lasy, góry wyższe, góry niższe, płaskowyże, no i wino. Do tego dochodzą zabytki starsze niż Polska, więcej wina, gruzińskie tosty* oraz gruzińskie jedzenie. Czy można przeżyć życie nie pojechawszy do Gruzji?
* chodzi oczywiście o legendarne gruzińskie toasty, które Niesforny Mąż, z wtórującym mu Wojującym Proletariuszem, uparcie nazywają tostami. Przyjęło się.
W oczekiwaniu na podróż można sobie samemu trochę Gruzji zrobić w domu. Np. w postaci chaczapuri (jakkolwiek po polsku się tą nazwę zapisuje).
Chaczapuri jest zaskakująco proste i szybkie w wykonaniu. Ciasto, choć drożdżowe, nie wymaga wyrastania. Na dwa naprawdę duże chaczapuri, takie, że jeden chłopa rosłego wykarmiłby do wypęku, bierzemy 300 g mąki, 200 g letniego mleka, paczuszkę (7g) drożdży suchych, pół łyżki oleju, łyżeczkę soli, pół łyżeczki cukru oraz (to rzecz najtrudniejsza) pół jajka.
Z podanych składników szybko zagniatamy ciasto. Dzielimy na dwie części i każdą z nich rozwałkowujemy na okrągły placek.
Placki na chaczapuri trzeba odpowiednio uformować. Najpierw zawijamy „lewy” i „prawy” bok do wewnątrz – aż do średnicy placka:
Następnie na obu końcach placka robimy dzióbek – zawijamy ciasto tak, by się nie rozeszło podczas pieczenia:
A teraz zawinięte boki łapiemy w połowie długości placka i zaczynamy je rozwijać, aby utworzyć coś na kształt łódeczki:
Na koniec każdą łódeczkę smarujemy jajkiem
Teraz nadzienie. Oryginalnie powinno się użyć gruzińskiego sera suluguni w ilości 200 g na każdy placek wymieszanego z 1 jajkiem. Nie udało mi się go dostać. Wzięłam więc po prostu ser typu bałkańskiego ;-) Był dość słony – mniej więcej, a nawet więcej jak feta, więc wymieszałam go pół na pół z serem żółtym o łagodniejszym smaku. Zaraz mi powiedzie gdzie Rzym, gdzie Krym?!?, ale postanowiłam jeszcze dodać chorizo. Bo i Gruzini, i Hiszpanie to południowcy. Jakoś się dogadają.
Nadziewamy nasze łódeczki hojnie, upychając nadzienie pod brzegi
Chaczapuri wrzucamy do piekarnika rozgrzanego do 200 st. na ok. 15 minut – aż placki złapią delikatnych kolorków. Wówczas wyciągamy je na chwilę, łyżką, nożem, bądź innym ustrojstwem robimy pośrodku zagłębienie, w którym delikatnie umieszczamy jajko.
Pakujemy placki na powrót do piekarnika i trzymamy tamże do momentu aż jajko zetnie się w pożądanym stopniu.
Jemy z zachwytem, obowiązkowo z ajwarem.
Przepis pochodzi ze źródeł nieznanych zbliżonych do Niesfornego Męża, który któregoś razu po prostu wyłuskał go z rosyjskiego internetu i podsunął mi pod nos ze słowami „chcę to”.
FANTASTIK!!! Kiedyś (bardzo dawno temu) jedna z lubelskich pizzerii serwowała pizzę z posadzonym na środku jajkiem. Była wspaniała! To połączenie drożdżowego ciasta, pizzowego nadzienia i sadzonego jajka były nie do opisania pyszne. Jednakowoż nieliczni cenili sobie ten smak bo pizza znikła jak kamień w wodę…
wot żyzń
No to co tu jeszcze robisz? Biegiem do kuchni i zagniataj ciasto!
:-)
Wiem, że w dzisiejszych czasach bark czasu to już nie jest wymówka. Jednakowoż tempo przygotowywania intrygujących dań masz tak duże, że nie zdanżam :)
Sama ledwo wyrabiam na zakrętach ;-)
Próbowałam to raz zrobić, niestety, nie wiem w jaki sposób ale wyszedł mi zakalec ;(
Kusisz, kusisz więc chyba czas na drugie podejście :)
Pierwsze koty za płoty, za drugim razem się uda :-)
Pysznie! Z chęcią schrupię taką łódeczkę któregoś ranka!
Krysia
http://codziszjemnasniadanie.tumblr.com/
Jauzaaa!!! Jakie tosty. Ja bym odpadła na etapie ich formowania z ciasta :)
Chaczapuri pierwsza klasa, a to z jajkiem nazywa się chaczapuri adżaruli :)