Propozycja na Walentynki? Zależy z kim je spędzasz

Zwykły wpis

Walentynki. Dzień randek, pluszowych serc i masowej śmierci kwiatów ciętych. Dobra okazja by w końcu wyznać swe uczucia obiektowi westchnień. Wybrać się gdzieś razem po raz pierwszy. Wyszykować, oko odmalować, krawat przywdziać oraz zadbać o paznokcie u stóp. Ona cała szczebiocząca, on cały męski. Szykowna restauracja, nieskazitelna biel obrusa, połyskujące srebro sztućców. Kęsy małe, by żuć z gracją. Menu bezpieczne, bo jak nadziać kraba na widelec. I z czosnkiem ostrożnie. Lampka wina, jedna, druga. Spojrzenia się spotykają coraz częściej. Dłoń muska dłoń. Język zalotnie prześlizguje się po ustach. Mięśnie prężą się pod marynarką. Rumieniec wstępuje na twarz. Źrenice się rozszerzają. Kończą kolację, wychodzą, zawiewa zimowy wiatr. Jej jest zimno, on ją otula, a nawet swój płaszcz składa w ofierze. A potem to już sami wiecie. No, ten,  żyli długo i szczęśliwie.

Ech, pierwsze randki – ileż szczęścia, ileż stresu. Czy nie wyglądam w tej sukience grubo? Czy on zauważył, że odprysł mi lakier? Czy ona nie sądzi, że zbieranie znaczków jest niemęskie? Czy te kolczyki nie podkreślają moich krzywych nóg? Czy moje dowcipy są wystarczająco zabawne? Czy to było zalotne, czy nie zalotne spojrzenie? Dotknęła mojego ramienia przypadkiem czy specjalnie?

Aż czasem żałuję, że to już nie są moje problemy. Tzn. to o sukience i to o kolczykach to oczywiście nadal, bo, bądźmy szczerzy, pewne podstawowe, egzystencjalne problemy towarzyszą kobiecie od zrzucenia pieluch po demencję starczą. Ale cała reszta już jest za mną. Zakontraktowane mam, że spojrzenie ma być zalotne i już. Nie ma tej, pełnej emocji, niepewności. Co, nie da się ukryć, ma pewne plusy. Niesforny Mąż wie jak wyglądam przed retuszem i nie ucieka. Nie muszę udawać, że bawi mnie oglądanie walk bokserskich. No i możemy na romantyczny obiad zaserwować sobie takie jedzenie, które absolutnie i w żadnym calu na pierwszą randkę się nie nadaje.

Góóóra krewetek i to w pancerzykach. Tego się nie da ładnie jeść. Trzeba palce w nich unurzać. Soki muszą wypływać. Ssać je trzeba, przegryzać, cytrynką skrapiać. I pozwalać by afrodyzjujące molekuły w kwioobieg wnikały.

Na oliwie z dodatkiem masła podsmażamy dodatki smakowe – np. chilli i czosnek. Miałam oliwę aromatyzowaną chilli, więc tylko plastry czosnku dorzuciłam. Na to wrzucam krewetki (pół kilo na osobę). Miałam mrożone, które szybko z grubsza rozmroziłam pod ciepłą wodą (ciepłą, nie gorącą!). Przykryłam garnek na dwie, trzy minuty – aby zniknęły ewentualne zabłąkane drobinki lodu.

Następnie czas na zdjęcie pokrywki i przesmażenie krewetek na mocnym ogniu – nie za długo, bo wcale tego nie lubią. Szczypta soli do smaku i gotowe. Do tego cytryna, bagietka i optymalnie jakiś dip – ziołowy, czosnkowy, koktajlowy, chilli…

Rozkosznych Walentynek :-)

4 responses »

  1. Ależ super napisane! Aż się rozmarzyłam :) Ja randki też mam już za sobą, a z mężem Walentynki chyba pod pierzyną i z kubkiem mleka z miodem i czosnkiem spędzę, bom chora :( Pozdrawiam, Centko! Udanych Walentynek Wam życzę :) ♥♥♥

  2. :) Nie będę się powtarzać, bo pomyślisz, że mam lewą orientację, albo jeszcze co innego. Nadmienię tylko, że wpływ kolczyków na krzywe nogi jest istotnie problemem egzystencjalnym bardzo dużym i nie wiem czy krewetki są w stanie ten stres wynagrodzić. Musisz się bardziej postarać :)
    Pozdrówka

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s