Świat się zmienia. Kiedyś kobieta w spodniach budziła zgorszenie, rock’n’roll był muzyką szatana, a mężczyzna odmawiający udziału w pojedynku bynajmniej nie był postrzegany jako ten mądrzejszy i słowem próbujący konflikt rozwiązać.
Jeszcze nie tak dawno ananas w sałatce był rewolucją przeprowadzoną na peerelowskiej kuchni. Krewetek mój Dziadek do końca swych dni nie uznawał, gdyż na takie robaki to się ryby łowi. Teraz kucharze poszukują coraz śmielszych połączeń, przekraczając granice nieprzekraczalnego – lody o smaku boczku? Nie ma sprawy. Ravioli z mlecznego kożucha? Już się robi. Aż się Szekspir ciśnie na usta, by stwierdzić, że „są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się waszym filozofom”. A przynajmniej ja tą klasyką zareagowałam, gdy natknęłam się na ciastka z chipsów. Uprzedzając wątpliwości – tak, ziemniaczanych, solonych chipsów.
Ośmielona ostatnim ciasteczkowym powodzeniem oraz motywowana dziką ciekawością wzięłam się do roboty.
Trochę namieszałam w przepisie. W tym oryginalnym, wyszperanym na smittenkitchen.com, były pekany. Jako że nie znalazłam ich w osiedlowym sklepie, a nie miałam ochoty czekać na zaspokojenie mojej ciekawości ani dnia dłużej, zastąpiłam je nerkowcami. Orzechy, w ilości gram stu, trzeba drobno posiekać i podprażyć na suchej patelni.
Oczywiście do ciastek z chipsami potrzebne są chipsy. Solone. Również 100 g. Pokruszone drobniutko.
Ponadto, 110 g masła ucieramy z 80 g cukru (wzięłam pół na pół brązowy i biały).
Do utartego masła dodajemy pół łyżeczki ekstraktu z wanilii, ćwierć łyżeczki soli, 100 g mąki oraz uprażone orzechy i pokruszone czipsy. Wychodzi dość suche, ziarniste ciasto.
Formujemy ciasteczka. Porcjowałam je łyżką do lodów, ale dodatkowo sklejałam w rękach, bo ciasto było zbyt sypkie.
Posypujemy ciasteczka odrobiną pokruszonych czpisów, kilkoma drobinkami soli i pieczemy w 175 stopniach do złotego koloru – u mnie trwało to 20 minut.
Upieczone ciastka studzimy na kratce.
Ciasteczka nie są nachalnie słone – mają jedynie lekki słony podtekst. Są niesamowicie kruchutkie – jak spód najlepszej tarty. Zdecydowanie warto spróbować.
Jeszcze tylko powiem, że w ramach dziennikarskiej rzetelności przetestowałam również drugą propozycję wykończenia. Zamiast posypywać ciasteczka przed pieczeniem chipsami i solą, można je po upieczeniu unurzać w czekoladzie. Ta opcja mniej mi przypadła do gustu, ale o tym trzeba się przekonać samemu.
z chipsami.. niesamowity pomysł!
Prawda? Lubię takie zaskakujące propozycje :-)
Ale super pomysł!
ciasteczka z chipsami, ale eksces!
jeju, super sprawa. na miejscu Szekspira z pewnością
byłabym zachwycona!!
Irlandczycy jedzą chleb z chipsami… :D
a chipsy z octem
dziki kraj ;-)