Publiczne przyznanie się do winy

Zwykły wpis

Są takie smaki, które od lat niezmiennie wprawiają nas w zachwyt, są takie, do których od lat nie możemy się przekonać. Są też takie, które nas wprawiają w konsternację. Zbyt intrygujące by się jednoznacznie opowiedzieć na nie, zbyt zadziorne by je pokochać miłością bezwarunkową. Z Crummblle w tym kontekście oplotkowałyśmy swego czasu cykorię (a propos – droga Crummblle, wracaj!). Ja mam jeszcze podobnej natury obiekcje wobec brukselki. A w zasadzie chyba powinnam powiedzieć, że miałam. Czas przeszły. Bo przy okazji wczorajszego przepisu wyszperałam u Juli taki przepis na brukselkę, że już nie mam wątpliwości co do uczuć jakimi ją obdarzam. A jako że brukselka z niejednym podniebieniem ma na pieńku, czuję wręcz misję i obowiązek się z Wami podzielić moim świeżym odkryciem.

Niewątpliwie potrzebna do tego przepisu będzie brukselka. W ilości zależnej od apetytu oraz uwzględniającej podjadaczy. O tak, muszę Was uprzedzić przed potencjalnym atakiem tych, co to niby za brukselką niekoniecznie przepadają. Niesforny Mąż zapytany czy ma chęć na brukselkę skrzywił się i odmówił. Ale staż małżeński robi swoje i nie dałam się zwieść. Zrobiłam podwójną porcję, co było zdecydowanie słusznym posunięciem.

Ładne, jędrne, zamknięte główki pozbawiamy ewentualnych korzonków i myjemy. Osoloną wodę doprowadzamy do wrzenia i blanszujemy brukselkę przez 5 minut. Ma pozostać jędrna i soczyście zielona.

Brukselkę można ewentualnie zblanszować wcześniej i zostawić do przestudzenia.

Następnie siekamy nasze warzywko grubo i byle jak lub dla ogólnego podniesienia estetyki posiłku na połówki / ćwiarteczki. Smażymy kilka minut na maśle. Nie za długo i nie zapominając o mieszaniu. Brukselka ma odparować, ale się nie zrumienić.

Doprawiamy solą i pieprzem.

Podlewamy paroma łyżkami śmietanki i pozwalamy brukselce wchłonąć płyn w miejsce odparowanej uprzednio wody.

Gotowe.

Taka brukselka nie epatuje swoją goryczką, przez którą zapewne nie zyskuje powszechnej akceptacji. Jest idealna w konsystencji – miękka ale nie rozgotowana. Sprawdza się jako dodatek warzywny do obiadu, zastępstwo dla ziemniaków, a także jako danie samo w sobie.  I to mówię ja, która do tej pory bez szczególnego entuzjazmu do niej podchodziłam. Cóż (nieczęsto takie słowa padają z mych ust, tym bardziej publicznie), myliłam się co do niej.

12 responses »

  1. Wygląda i brzmi nader smakowicie! Czegoś takiego właśnie mi brakowało :) A ja brukselkę to nawet bardzo, tyle, że rzadko, bo moja rodzina niechętnie :)

    • To zrób porcję niby tylko dla siebie, w atmosferze egoizmu, hedonizmu i zakazanej przyjemności – to zdecydowanie lepiej działa niż namawianie i przekonywanie ;-)

  2. Też mam na blogu jeden przepis na brukselkę i polecam! Mniamuśna jest ;) Muszę wkrótce znów zrobić. Dziękuję za pamięć :) Wracam, wracam – dopiero dzisiaj mi łaskawie podpięli internet! Zakasuję rękawy i bloguję po długiej przerwie ( jak mnie małżonek dopuści do kompa… ), bo przez ten miesiąc kilka przepisów się zebrało. Pozdrawiam serdecznie Centko :)

    • Uff, już się bałam, że znudziło Ci się blogowanie i (tfu, tfu, sól przez ramię i stuk w niemalowane) jeszcze nie wrócisz! Z nieszczęść wystarczy atak zimy.
      Witaj po przerwie :-)

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s