KOkos + maNGO = KONGO

Zwykły wpis

Gdy wraz z moimi Ukochanymi Dziewczynami stwierdziłyśmy, że czas najwyższy na jakieś wspólne harce trwające do nieprzyzwoicie wczesnych godzin porannych, nim jeszcze ustalono termin i miejsce autorka niniejszych słów na ochotnika została oddelegowana do zapewnienia słodkiej oprawy tego wydarzenia. Od razu wiedziałam, że będzie to sernik. Ale jaki? Uuuu, tu już z decyzją było trudniej. Ostatecznie, kreatywnie czas spędzając w pracy, z ok. trzech milionów przepisów wyselekcjonowałam dwa, które weszły do finału tego castingu – z daim’em Dorotki i ze śliwkami Majanki. Rozstrzygnięcie tego trudnego sporu zostawiłam sobie na stanie w korkach w drodze do domu. Po czym upiekłam zupełnie coś innego :-)

Ostateczny rezultat jest szaloną spontaniczną kompilacją chyba dwudziestu różnych przepisów i pomysłów. Łączy w sobie egzotykę mango i kokosa, z tego też powodu od razu zafunkcjonował pod nazwą kongo cheesecake. Zrobiłam tak:

Spód (wszystkie proporcje na tortownicę o średnicy 26 cm):

  • 220 g ciasteczek digestive
  • 130 g miękkiego masła
  • 50 g wiórków kokosowych

Pokruszone ciasteczka łączymy z masłem i wiórkami – najłatwiej to uczynić za pomocą robota kuchennego. Masą przypominającą w konsystencji mokry piasek wylepiamy spód tortownicy porządnie zabezpieczonej folią aluminiową.

Następnie przygotowałam dwie masy serowe.

Masa mango

  • pół bardzo dojrzałego zmiksowanego mango (moje mango było duże, jeśli jest mniejsze można wziąć całe)
  • 1/2 kg twarogu do serników, czyli wielokrotnie mielonego
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • 3 jajka
  • 1/2 szkl. cukru pudru
  • sok z połowy cytryny

Pure z mango połączyłam z twarogiem, cukrem, jogurtem i sokiem z cytryny. Następnie dodawałam po jednym jajku i miksowałam krótko – tylko do połączenia.

Masa kokosowa

  • 1/2 kg twarogu
  • 1/2 szkl. cukru pudru
  • 3 jajka
  • 200 ml mleka kokosowego

Najpierw zmiksowałam cukier twaróg i mleczko kokosowe, a potem, jak w mangowej masie, dodawałam po kolei jajka.

Wlewałam masy na zmianę, więc utworzyły się dwukolorowe maziaje.

Piekłam sernik godzinę i 20 minut w 170 stopniach, krótko podstudziłam w uchylonym piekarniku i dostudziłam na blacie, po czym zaaplikowałam sobie nieludzką torturę i zamiast dobrać się do ciasta od razu, zapakowałam je na noc do lodówki. Niestety jest to konieczne. Za to następnego dnia… Jezusicku, jakie do dobre! Ukochane Dziewczyny potwierdzają :-)

5 responses »

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s