Życie w harmonii ze wszechświatem nie jest chyba moją domeną. A przynajmniej gastronomiczna część mojego życia wymyka się nieubłaganym prawom przyrody. Może mam wadliwy genotyp, może jestem z innej planety, a może, tak po prostu, jestem dziwna, ale często mam zachcianki absolutnie nie przystające do pory roku i pogody. Latem miewam ochotę na zawiesisty gulasz, jesienią – ciśnienie na nowalijki, wiosna pachnie mi piernikiem, a że lody najzdrowiej jeść zimą, to akurat fakt :-) Dodam tylko, że Niesforny Mąż ma tak samo, ale (dla urozmaicenia pożycia, zapewne) cykle zachciankowe mamy mocno niesynchroniczne. Gdyby w naszej kuchni miała panować demokracja, to chyba tylko głos Kota mógłby przeważyć szalę w którąś ze stron. Na szczęście mamy dyktaturę, ze mną w roli dyktatora. Przy innym rozdaniu kart ten układ byłby fatalny ;-)
Ostatnio, wbrew temperaturom na zewnątrz i nie pomna sugestii męża, by było tłusto i mącznie, zapragnęłam lekkiego, typowo letniego w charakterze obiadu. Padło na dostosowaną pod moje gusta i zaopatrzenie osiedlowego sklepu wersję nigellowego przepisu.
Ta sałata z powodzeniem może robić za samodzielny obiad / kolację lub za dodatek, wystarczy pomanipulować ilością dodawanego mięsa. Ja wzięłam całkiem solidny kawał nietłustej, przedniej wołowiny. Mięso szybko trzeba obsmażyć na ostrym ogniu z każdej ze stron.
Tak potraktowane mięso należy wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200 st. na 15 minut. Potem wyjąć i odstawić jeszcze na ok. 5-10 minut, zachowując soki puszczone przez mięso. W tym czasie przygotowujemy michę sałaty. Dowolnie i frywolnie. Ulubiony rodzaj albo mix. Łączymy ją z rukolą, roszponką lub ziołami. Albo nie. Ja wzięłam sałatę lodową i górę pietruszki.
Ok, teraz czas na krojenie mięsa. Trzeba je pokroić cieniutko, w poprzek włókien.
Na koniec łączymy wszystko w misce, podlewami mięsnymi sokami, posypujemy pestkami z połowy granata i skrapiamy sokiem wyciśniętej z drugiej połówki owocu. Posypujemy solą, ziołami i gotowe. Letni obiad na jesienny dzień.
Ale nam się udało! :) Zatem dzięki Nigelli poznałyśmy swoje blogi ;)
Wołowina wygląda obłędnie – pewnie następnym razem użyję właśnie jej, albo jagnięciny – świetnie się sprawdza w połączeniu z miętą :)
Miłego dnia!