แกงเขียวหวาน vs. załamanie pogody – 1:0

Zwykły wpis

Budzę się wczoraj, a tu ciemno, szaro, buro. Kot udaje, że nie zauważył mojej pobudki i zakopuje się głębiej pod kołdrę. Niesforny mąż chrapaniem próbuje zagłuszyć świdrujący dźwięk budzika. Kolorowa owsianka pomaga na chwilę, ale pierwszy prawdziwie jesienny poranek potrafi być jak czarna dziura zasysająca szczęście i radość tego świata. Idę na przystanek, a tu potoki smętnych ludzi w garniturach chowających się pod czarnymi parasolami. I nagle, w tłumie szarości, wybija się trawiasto, groszkowo, miętowo, soczyście zielony parasol. Dziarsko podskakuje, w przeciwieństwie do swych czarnych towarzyszy. Właścicielka parasola też jakby bardziej uśmiechnięta niż otoczenie. Patrzę na nią chwilę i sama zaczynam się uśmiechać. I już wiem. Kolorem ją, tą jesień okrutną, pokonamy!

แกงเขียวหวาน to, po pierwsze, bardzo śmieszny ciąg krzaczków. A poza tym, แกงเขียวหวาน znaczy zielone curry. Zielone curry, nie dość, że jest zielone (a jak ustaliliśmy kolor jest tym czego nam trzeba), nie tylko rozgrzewa każdą komórkę ciała (co w obliczu spadku temperatury też jest nie bez znaczenia), to jeszcze smakuje słońcem, oceanem, wakacjami, przygodą, tajską wyspą, beztroską. A do tego ten eliksir szczęścia robi się ekspresowo. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam curry!

Podstawowym składnikiem curry, jest pasta curry. Polecam pastę dostępną w 400 g kubełkach w sklepach dedykowanych kuchniom świata. Łatwo dostępne (prawie w każdym hipermarkecie) są też pasty w 110 g słoiczkach, ale są zdecydowanie mniej intensywne. Te z kubełków są porządnie skoncentrowane i wystarczy jedna łyżka na cały gar curry. Do tego jeszcze trzeba nam zielonego chilli, czosnku, imbiru, sosu rybnego, dymki, soku z limonki, mleka kokosowego. To jest zestaw obowiązkowy. Ponadto tym razem zdecydowałam się na indyka, fasolkę szparagową i soję. I makaron ryżowy zamiast ryżu, bo jest gotowy w 3 minuty. Do posypania bardzo przydałaby się świeża kolendra, ale znowu nie udało mi się jej dostać. Jeśli masz lepiej zaopatrzony sklep, to nie rezygnuj z niej.

No to zaczynamy! Siekamy wszystko co siekania wymaga.

Teraz na rozgrzaną oliwę wrzucamy przeciśnięty przez praskę czosnek (2-3 ząbki), łyżeczkę startego imbiru, 1 zielone chilli i zieloną pastę curry (1-1,5 łyżki – uwaga, jest ostra). Po minucie dorzucamy 2 dymki, po chwili jeszcze indyka (ok. pół kilograma). Smażymy krótko, tyle żeby mięso się lekko przesmażyło.

Następnie zalewamy mięso puszką mleka kokosowego (400 ml), dodajemy 2-3 łyżki sosu rybnego, tyleż soku z limonki i łyżkę cukru. Gdy zacznie wrzeć dorzucamy jeszcze garść pociętej fasolki szparagowej.

Tylko dlatego, że akurat za sprawą pewnego Obrońcy Granic cudownym zbiegiem okoliczności byłam w posiadaniu świeżych liści limonki, postanowiłam je również dodać. Ale na ogół ich nie posiadam, więc możesz sobie tym nie zawracać głowy.

Gdy fasolka będzie miękka, czyli po ok 15 minutach, po pierwsze – zalewam wrzątkiem makaron ryżowy, a po drugie – dorzucam puszkę soi do gara z curry.

Po 3 minutach makaron jest miękki, a soja podgrzana. Poprawianie humoru czas zacząć!

Masz coś do powiedzenia? Nie krępuj się!:

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s