Weźmy szczyptę sklerozy, połączmy ją z garścią niezdecydowania i dodajmy do zwykłego roztrzepania. Zastosujmy ten eliksir podczas zakupów, a potem dla pewności jeszcze w kuchni. Ciekawe co Wam wyjdzie. Mi to wyszło na dobre. A było tak. Wtem nagle i niespodziewanie zastąpiły mi drogę dorodne figi, których nigdy wcześniej ani w tym, ani w żadnym innym miejscu sklepu nie było. Nieprzygotowana na taki rozwój wydarzeń zapakowałam je do koszyka z mglistym przeświadczeniem, że bardzo chciałam wypróbować jakiś figowy przepis, ale w głowie miałam tylko figę z makiem, z pasternakiem.
Krążąc między kolejnymi półkami doznałam olśnienia <gdybym była postacią z kreskówki niewątpliwie w tej sekundzie mocą tysiąca luxów rozbłysłaby nad moją głową żarówka>: Nigella zapiekała figi z serem! I wszystko byłoby w normie, gdyby nie to, że nabrałam głębokiego przekonania, iż serem z przepisu była gorgonzola, podczas gdy w rzeczywistości chodziło o mascarpone. Jednak o tym przekonałam się dopiero po powrocie do domu, zakupiwszy uprzednio to co moja dziurawa pamięć mi podpowiedziała. I powiem Wam jedno – żadnej lecytyny, żadnego żeń-szenia, szalej sklerozo i rób mi częściej takie numery! Miąższ figi rozkosznie zapieka się w esencjonalnym sosie własnym połączonym z roztopioną gorgonzolą… Na wspomnienie tego smaku ślinianki mi wariują.
Nacięte na krzyż figi napełniłam łyżeczką sera i zapiekałam ok. 10 minut w 200 stopniach.
Ale, ale! – powie czujny czytelnik. Skleroza – była, a gdzie niezdecydowanie? I tu następuje historii ciąg dalszy. W torbie z zakupami znalazło się również ciasto francuskie, co do którego podczas drogi ze sklepu do domu około pięćdziesięciu razy zdążyłam zmienić koncepcję. Układało mi się w głowie w różnych konfiguracjach, dołączając bądź wypadając z dzisiejszego menu. Moja wewnętrzna bitwa o ciasto francuskie trwała i trwała, aż w końcu dylemat samoistnie znalazł rozwiązanie, bowiem ciasto zdążyło się rozmrozić i spożytkowanie go stało się koniecznością. Zapakowałam zatem figowo-gorgonzolowy duet również do ciasta i ten wariant także gorąco polecam.
Aczkolwiek nie bierzcie ze mnie przykładu w zakresie lepienia. Chciałam, żeby było ładnie, a wyszło jak zawsze. Nawet zgrabne w stanie surowym koszyczki:
absolutnie nie wytrzymały presji i puściły w szwach:
Chyba zmienię nazwę bloga na Pyszne lecz brzydkie :-)
Figi zapiekam nie tylko z gorgonzolą.Pyszne są też z kozim serem.
Smakowicie pokazałaś wersję Nigelli.
W cieście prezentują się równie przystojnie.
Pozdrawiam!
Coś mi się majaczyło o istnieniu wersji bardziej wytrawnych, ale w sklepie całkowicie się zafiksowałam, że to u Nigelli widziałam właśnie z gorgonzolą :-)
A nad ciastem jeszcze popracuję, bo póki co po upieczeniu wychodzi co chce, a nie to co planowałam
bosko brzmią :)
Dziękuję :-)